Archiwum autora: Sisters About

Wózek dziecięcy – jak sprawuje się po ponad roku używania?

Dlaczego właśnie TEN?

Wybierając wózek dla Klary szukaliśmy opcji 2w1 (gondola + spacerówka). Zależało nam, aby wózek był solidnie wykonany, wygodny dla dziecka…ale też ładny. Postawiłam na klasyczną czerń, bo to wybór ponadczasowy, ale też idealny dla obu płci. Dzięki temu, jeśli w przyszłości Klara doczeka się brata, to nie będzie problemu z wykorzystaniem tego samego wózka 🙂

Jeśli ciekawi jesteście recenzji wózka NUNA MIXX2 w wersji z gondolą, koniecznie zajrzyjcie do wpisu, który ukazał się ponad rok temu na blogu. A tymczasem, kilka cennych informacji na temat spacerówki (mamy kolor Caviar).

Co wyróżnia go od innych?

Rozkładane oparcie (aż w 5 stopniach)

Dość szybko przeszliśmy z gondoli na wózek spacerowy. Klara nie czuła się komfortowo leżąc w gondoli, w której praktycznie nic nie widziała. Całe szczęście, naszą spacerówkę można rozłożyć na płasko, więc nawet maluszek może w niej jeździć. Dodatkowym plusem jest łatwy (i nieinwazyjny) sposób rozkładania oparcia. Jeśli dziecko nagle zaśnie podczas spaceru, możemy szybko rozłożyć maksymalnie oparcie, bez stresu, że maleństwo się przebudzi. Plusem (szczególnie na samym początku) jest też ustawianie siedziska przodem lub tyłem do kierunku jazdy. Starsze dziecko czerpie radość z podziwiania świata, ale młodsze zdecydowanie woli mieć rodzica w zasięgu wzroku.

Solidna rama

Chociaż używaliśmy ramy już wcześniej, wpinając do niej gondolę, to nadal działa bez zarzutu. Wózek można szybko złożyć. Ma regulowaną wysokość uchwytu. Hamulec tylny jest porządnie wykonany, nie zacina się. Do tego duże, piankowe koła nadają się na spacer nie tylko po równym chodniku, ale też w mniej sprzyjających warunkach (np. w lesie). Ich rozmiar nie jest wielkim problemem, bo nawet jeśli nasz bagażnik nie jest ogromny, to raz-dwa można je zdemontować na czas podróży samochodem. Ponadto, po złożeniu wózka możemy go „ciągnąć” jak walizkę. To dobre rozwiązanie jak na jednej ręce trzymamy dziecko i musimy się przemieścić z maluchem.

Wygoda dla dziecka

Siedzisko sprawia wrażenie bardzo wygodnego. Jest przyjemne w dotyku, a to ważne jeśli wybieramy się na długi spacer. Co więcej, do kompletu dostajemy śpiworek. Podnóżek jest regulowany, a barierka ochronna ma ręcznie wyszyte akcenty.

Pogoda nam nie straszna! 

Gdy niespodziewanie podczas spaceru zacznie padać-wystarczy użyć przezroczystej folii przeciwdeszczowej. Natomiast, jeżeli chcemy uchronić dziecko przed słońcem możemy rozsunąć maksymalnie daszek. Dziecku nie będzie zbyt gorąco, bo wózek został wyposażony także w siateczkowe okienko z funkcją wentylacyjną. Z takim wózkiem bez wahania możemy udać się na zakupy i nie dość, że nie musimy obawiać się pogody, to jeszcze nie wrócimy obładowani w reklamówki zawieszone na ramieniu. Bowiem wózek ma WIELKI kosz na zakupy, do którego zmieścimy dosłownie wszystko!!

Czy ponowie zdecydowalibyśmy się na ten model?

Bez wątpienie-TAK! To chyba najlepsza rekomendacja z możliwych. Ale faktycznie, gdybyśmy musieli jeszcze raz podjąć decyzję w kwestii wyboru wózka (zarówno gondoli jak i spacerówki), to ponownie zdecydowalibyśmy się na markę NUNA.

Szafa na wymiar – jak i gdzie zaprojektować idealny mebel

Przedpokój na specjalne życzenie

Wykończenie naszego przedpokoju nie należało do prostych. Pomieszczenie jest dość małe. Poza tym, musiało zgrać się z resztą mieszkania. Z naszego przedpokoju wchodzimy nie tylko do łazienki, ale też do salonu, połączonego z kuchnią, jadalnią i kącikiem biurowym. I jeszcze jedna, ważna kwestia. Przedpokój skrywa pewne elementy, które za wszelką cenę chcieliśmy ukryć. Czy udało się sprostać wszystkim wymaganiom? Zobaczcie sami.

Aranżacja 

Wiedziałam, że całość musi być spójna, ale to nie oznaczało, że nie mogłam trochę poszaleć. Na jednej ze ścian położyliśmy niebanalną tapetę, a rurki z gazem przemalowałam na czarno. Do tego drewniane wieszaki koła, ławeczka z miękkim siedziskiem. Skrzynkę rozdzielczą sprytnie zakryliśmy dużą ramą z plakatem. Pozostała nam do wstawienia szafa. W grę wchodziła tylko na wymiar. Dlaczego? Już tłumaczę.

Na wymiar, poproszę!

Przede wszystkim chciałam maksymalnie wykorzystać małą przestrzeń. Tu nie pomogą gotowce ze sklepu. Poza tym, zależało mi na tym, aby w jednym miejscu szafa idealnie licowała się ze ścianką obok, tak aby była wręcz przedłużeniem  tej ściany. W przedpokoju mamy też piec gazowy z milionem rur i rozdzielacz podłogowego ogrzewania. Nie wspominając już o tym, że do tej pory nie mieliśmy miejsca, aby przechowywać np. odkurzacz, wiadro z mopem. Samego miejsca na okrycia wierzchnie i obuwie też nam brakowało.

Zaprojektuj on-line

Na pomoc przyszedł nam sklep internetowy meble.pl, gdzie możemy zaprojektować każdy mebel sami! Początkowo trochę niepewnie podeszłam do tematu. Bez fachowca? Taka samowolka? Okazało się, że mój niepokój był zupełnie niepotrzebny. Do dyspozycji mamy proste narzędzie z wizualizacją, wiec zaprojektowanie mebla staje się banalnie proste i szybkie. Najpierw wybieramy mebel, a później interesujący nas model. Reszta też zależy od nas. Szeroki wybór kolorów, szuflady, półki, relingi, szafy przesuwne i zawiasowe, z uchwytami lub otwierane naciskiem etc. Program na bieżąco informuje nas o cenie, więc możemy kontrolować koszty.

Jak wyglądają nasze szafy?

Pamiętajcie, żeby wybrać szafę, która wam sprawdzi się w codziennym życiu. Każdy ma inne wymagania i potrzeby, a także wnętrze. U nas obie szafy są w kolorze jasnej szarości. Skorzystaliśmy z opcji otwierania naciskiem (tip-on), bez uchwytów. Po pierwsze, jest to bardzo wygodna funkcja, a po drugie wizualnie zależało mi na tym, aby szafy były gładkie, bez zdobień, uchwytów etc. i wtapiały się we wnętrze. Pierwsza szafa ma miejsce na wieszaki oraz półki, a druga jest typowo gospodarcza. Znalazło się miejsce nawet na wózek Klary i rowerek!

Jak oceniamy zakup?

Bardzo podoba mi się proces wyboru szafy na meble.pl. Mogę przez internet zaprojektować taki mebel, o jakim marzę. Ode mnie zależy jakie będzie mieć wymiary, kolor, wyposażenie. Co więcej, nie potrzebuję osób trzecich, bo samo narzędzie do projektowania jest banalnie proste. Dodatkowo, w przypadku jakichkolwiek pytań mogę albo zatelefonować na infolinię albo skorzystać z napisania wiadomości od razu z poziomu strony. Meble przyjeżdżają umówionym wcześniej transportem. Paczki są dokładnie zabezpieczone. Dołączona jest instrukcja, więc i składanie szaf było bardziej intuicyjne. Jeżeli mamy do czynienia z wielkogabarytowymi meblami (tak, jak u nas) to warto, aby przy składaniu (przenoszenie, obracanie) były dwie osoby. Czasami okres oczekiwania jest dłuższy, ale informowani jesteśmy o tym podczas składania zamówienia. Chodzi o to, że niektóre z materiałów mogą nie być dostępne od ręki.

Co istotne, obie szafy dodatkowo wzmocniliśmy przytwierdzając je do ścian z uwagi na bezpieczeństwo dziecka. Jesteśmy wyczuleni na tym punkcje i wolimy, żeby coś 10x bardziej się trzymało ścian. Sami również podjęliśmy się wycięcia płyt jednej z szaf z uwagi na zabudowę pieca. Podejrzewam, że nie byłoby problemu z aż taką personalizacją mebla, ale jednak woleliśmy to zrobić na miejscu 🙂 Cieszę się, że wreszcie nasz przedpokój nie tylko wygląda ładnie, ale jest jednocześnie bardzo funkcjonalny. A co wy sądzicie?

Najlepszy przepis na pizzę neapolitańską (krok po kroku)

Ewidentnie chcecie więcej

Po naszej ostatniej relacji z pieczenia pizzy dla rodziny i znajomych podczas społecznej izolacji, zrozumieliśmy, że chcecie więcej. Aż 99% osób, które wzięło udział w ankiecie na naszym instagramie zadeklarowało, że chciałoby poznać przepis na naszą pizzę. Z przyjemnością wam go podamy. Natomiast, musicie mieć na uwadze, że efekt „wow” powoduje również sprzęt, który używamy do pieczenia. W naszym przypadku jest to piec EffeUno ze specjalną płytą z gliny- Biscotto  w którym pieczemy pizzę aż w 450 stopniach Celsjusza. Jeśli wy nie dysponujecie takim piecem, to rekomendujemy kamień do pizzy, który pomaga dobrze i szybko dopiec spód pizzy.

Przepis na pizzę neapolitańską

Przydatne narzędzia:
– waga kuchenna
– pojemnik do wymieszania i fermentacji ciasta (może być miska i folia spożywcza do uszczelnienia)
– pojemnik, w którym ułożymy porcje ciasta do wyrośnięcia (może być blacha do pieczenia ciasta, ale wysokość min. 7 cm)
– nóż do ciasta do pizzy
– szpatułka do wyciągania ciasta (my używamy do tego noża do ciasta 🙂 )
– piec do pizzy lub kamień do pieczenia pizzy w piekarniku
– łopata do pizzy (my mamy taką)
– duża łyżka do nakładania sosu

Składniki na ciasto (6 pizz 32 cm):
– 1 kg mąki do pizzy typ 00
– 660 ml wody
– 4 g świeżych droższy (latem, gdy jest ciepło i ciasto rośnie szybciej możecie dodać tylko 3 g świeżych drożdży) -możecie użyć drożdży suszonych – ale wtedy maksymalnie 1g
– 40 g soli morskiej

Krok po kroku

Do pojemnika (miski) wlewamy letnią wodę i dodajemy drożdże. Mieszamy do całkowitego rozpuszczenia się drożdży. Dodajemy sól. Następnie dosypujemy stopniowo mąkę i mieszamy, tak aby powstała jednolita masa. Przygotowane ciasto szczelnie zakrywamy i odkładamy na około 24h w zacienione miejsce w temperaturze pokojowej (21-22 stopnie).

Po 24h wyciągamy ciasto. Z ciasta robimy porcje po około 280 g i formujemy z nich kulki. Formowanie kulek jest bardzo ważne (możecie zobaczyć krok po kroku, jak to robimy na naszym instagramie w zapisanych relacjach pt.”Pizza). Gotowe „kulki” odkładamy na około 2-3 h w pojemniku do rośnięcia ciasta w temperaturze pokojowej. Kulki możecie też dać w miseczkach do lodówki i przygotować pizzę następnego dnia (ale pamiętajcie, żeby 2-3godziny przed pieczeniem ciasto wyciągnąć z lodówki).

Po tym czasie, ciasto jest gotowe do pieczenia. Z „kulki” wyrabiamy placek, smarujemy sosem, nakładamy składniki (nie przesadzajcie z ich ilością).

Pamiętajcie, że piekarnik musi być nagrzany do maksymalnej temperatury (np. jeśli wasz piekarnik nagrzewa się do 300 stopni to wkładacie pizzę właśnie do tej temperatury).

Dzielcie się dobrem!

Po naszej relacji na instagramie otrzymujemy zdjęcia waszych wypieków. To szaleje miłe, że zainspirowaliście się do pieczenia pizzy neapolitańskiej! My z przyjemnością udostępnimy te zdjęcia, aby pokazać wasze dzieła :))) Nie ukrywajmy się! Dzielmy się pyszną pizzą z rodziną czy znajomymi, a z nami wirtualnie- zdjęciem.

Urodziny w czasach zarazy, czyli jak zorganizowaliśmy roczek Klary + idealny prezentownik dla roczniaka

Nowe realia

Jeśli ktokolwiek powiedziałby mi, że z jakiegoś powodu roczek Klary nie dojdzie do skutku, to bym go wyśmiała. Bo niby dlaczego? Wszystko z wyprzedzeniem zostało zaplanowane. Msza święta zamówiona, rezerwacja lokalu wraz z wybranym menu odhaczona, goście zaproszeni. A tu nagle dociera do nas informacja z mediów, że imprezy odwołane, msze święte także, a restauracje mogą serwować jedzenie wyłącznie na wynos. Decyzja była prosta: najwyżej zorganizujemy Klarze drugie urodziny na miarę księżniczki, a teraz zrobimy tyle, ile będziemy mogli.

Planowanie to klucz do sukcesu

Sytuacja w kraju, jak i na świecie rozwijała się dynamicznie. To oznaczało, że nie mamy pewności, czy sklepy zostaną otwarte, a może będzie jeszcze gorzej i nawet usługi kurierskie będą tymczasowo zablokowane. Dlatego, od razu wzięłam się za składanie zamówień. Wiedziałam, że prawdopodobnie będziemy roczek klary spędzać tylko w trójkę: solenizantka, Bartek i ja, ale chciałam, żeby było magicznie. Zatem zamówiłam balony, czapeczki, papierowe talerzyki etc. Nie zabrakło też przeróżnych prezentów, bo pierwsze urodziny ma się tylko raz, prawda?:)

Zabawa na całego!

Przygotowania do „imprezy” szły pełną parą. Okazało się, że nie tylko my jako rodzice zaangażowaliśmy się w to wydarzenie. Od rodziny i przyjaciół sukcesywnie napływały prezenty. Jedne przywoził kurier, drugie były zostawiane na wycieraczce przed drzwiami. Dzień przed przed TYM dniem upiekłam torcik (czekoladowy biszkopt, krem stracciatella i maliny), a także bezę z owocami tak, żeby w niedzielę rano 5go kwietnia wszystko było już gotowe. Zawiesiliśmy też balony i inne ozdoby. Po obiedzie, ubraliśmy się wyjściowo. Klara założyła sukienkę, która była specjalnie kupiona z myślą o jej roczku. Na stole prócz słodkości pojawiły się także chrupki kukurydziane oraz biszkopty.

Tematyka przewodnia imprezy urodzinowej

Od zawsze zachwycam się imprezami tematycznymi organizowanymi dla dzieci. Jednak w przypadku tak małego dziecka, jak Klara bardzo trudno wybrać temat. Klara nie ogląda bajek, więc nie ma swojego ulubionego bohatera. Postanowiłam urządził imprezę w neutralnych kolorach (biel, pudrowy róż, złoto) i przemycić motyw myszki. Nie tylko tej powszechnie znanej Myszki Miki. Podczas naszej podróży do Włoch, gdy Klara miała 5 miesięcy, kupiliśmy jej w sklepie Disney’a maskotkę Minnie. Dodatkowo, Klarcia uwielbia swoją myszkę baletnicę (Maileg). Sami widzicie, motyw ten się przewija i wydałam mi się najbardziej odpowiedni dla tej uroczystości.

Dobre łącze w czasach zarazy

Nigdy nie sądziłam, że dobre łącze internetowe może być tak istotne. Okazało się, że jest bardzo ważne, gdy chcemy zorganizować urodziny online 🙂 Rozmowy wideo przez telefon, czy biesiadowanie przy stole z użyciem skype’a-wszystko po to, aby chociaż trochę pobyć z bliskimi i pokazać im naszą dziewczynkę, która ukończyła pierwszy rok swojego życia. Ale to nie wszystko! Wyobraźcie sobie, że późnym popołudniem oglądaliśmy transmisję mszy świętej w intencji Klary, prosto z naszego kościoła, z naszej parafii w Mysłowicach! Co więcej, część naszych bliskich również uczestniczyła w tym nabożeństwie wirtualnie.

Jakie prezenty dla rocznego dziecka?

Pewnie interesuje Was, jakie prezenty otrzymała Klara? Staraliśmy się, żeby każdy z nich był przemyślany, sprawił wiele radości Klarze, a także był w pewien sposób funkcjonalny. To co? Zaczynamy nasz prezentownik dla roczniaka!  

1) Basen z kulkami – długo zastanawiałam się, czy nie będzie jedynie zbytecznym meblem, zabierającym przestrzeń. Okazał się strzałem w 10! Klara potrzebowała kilku dni, aby się do niego przekonać, ale teraz uwielbia w nim siedzieć. Sama idzie do swojego pokoju, wskakuje do basenu i się relaksuje (dosłownie!:)).

2) 2w1 Jeździk i hulajnoga SCOOTANDRIDE – idealna zabawka dla aktywnych. Klara uwielbia jeździć na swoim różowym „rowerku”. Podoba mi się, że jest to jeździk rozwojowy. Można regulować w nim wysokość siedzenia, ale także szybkim ruchem zmienić na hulajnogę. Dlatego jest idealne dla dziecka w przedziale wiekowym 1-5. Oprócz tego jest ładnie wykonany, stabilny.

3) Jeździk Wheely Bug – my mamy wersję krówkę 🙂 Drewniana podstawa i przymocowane do niej cztery obrotowe kółka, do tego siedzisko z ecoskóry. Nie dość, że ładnie wygląda, to też daje olbrzymią frajdę. Klara uwielbia, gdy wariujemy z nią po całym mieszkaniu, a szybkość jeździka potrafi być dość spora 😀

4) Seria Maileg – powszechnie znana z małych, bawełnianych myszek, do których dostępne są akcesoria. Klara miała już jedną myszkę w walizce oraz drewniany wózek, a teraz dostała jeszcze myszkę motocyklistę (tak jak jej tatuś:D) oraz krzesło metalowe typu tolix.

5) Drewniany wózek dla lalek – ten prezent chyba nikogo nie zdziwi. Jest dziewczynka, jest i wózek. U nas drewniany, w szarym kolorze z białymi dodatkami. Klara wozi w nim nie tylko lalki, ale też wrzuca do niego przeróżne rzeczy. Chowa, wyciąga i tak w kółko 🙂 To też dobry mebel, który pomoże naszemu dziecku w nauce samodzielnego chodzenia.

6) Nie obyło się też bez praktycznych prezentów, które ja bardzo doceniam. Ubranka, to coś co jest potrzebne non stop. Klara jest w wieku, gdy ze wszystkiego szybko wyrasta, a ja jednak zachowuję umiar przy wkładaniu rzeczy do koszyka i staram się nie przesadzać z zakupami dla niej. Dlatego zawsze bardzo docenię, gdy dostajemy ubranka 🙂 Może was to zdziwić, ale Klara dostała również swój pierwszy nocnik. Wybraliśmy ten model, przypominający wieloryba. Chcemy, aby Klara powoli się oswajała z nowym nabytkiem, tym bardziej, że jak wszystko wróci do normy, to pójdzie do żłobka 🙂 Wiadomo, nie obyło się też bez przeróżnych zabawek edukacyjnych (książeczki, karty etc). U nas króluje CzuCzu oraz Pucio 🙂

7) Z bardziej sentymentalnych rzeczy, zamówiłam drewnianą tabliczkę z imieniem Klara (a’la puzzle) i napisaną przeze mnie sentencją na jej tyle. Myślę, że to piękna pamiątka na późniejsze lata.

Jak stworzyć prawdziwą pizzerię w domowym zaciszu?

 

Od zawsze w naszym domu była pizza

Uwielbiamy włoskie jedzenie. Pamiętam, jak na pierwszą randkę Bartek zaprosił mnie właśnie do włoskiej restauracji. Myślę, że ta miłość do Italii była jednym z tych czynników, który nas zbliżył. Temperament, kuchnia, muzyka. Dwa lata temu, w prezencie urodzinowym dałam Bartkowi  domowy piec do pizzy (Optima Electra Pizza Express Napoli). Może niektórzy z was go pamiętają, bo ukazał się wpis na blogu, gdzie opisywałam właśnie ten piec. Dla przypomnienia: post znajdziecie pod tym linkiem. Jego poręczna forma pozwalała również na zabieranie go do domku na wsi czy znajomych. Jednak od pewnego czasu chcieliśmy czegoś więcej…

Zrobiliśmy to!

Po zeszłorocznej wizycie w Neapolu doskonale wiedzieliśmy jak ma wyglądać i smakować pizza neapolitańska. Stołowaliśmy się w najlepszych pizzeriach (Gino Sorbillo oraz L’Antica Pizzeria da Michele), co dało nam wizję tego, co chcemy zobaczyć na talerzu po powrocie do Polski.  Bartek od razu zaczął mówić o nowym piecu, a ja? A ja byłam trochę oporna…Jeden piec już stał, na drugi w zasadzie nie mamy miejsca. No bo kto to widział, żeby mieć wielki piec do wypieku profesjonalnej pizzy w mieszkaniu na Śląsku?

Dałam się przekonać

Bartek z taką pasją wizualizował mi pyszne wypieki rodem z Neapolu, że się ugięłam. W końcu ludzie kupują sterty ubrań, wędki, konsole do gier, setki torebek i znajdują na to miejsce. Więc i my znaleźliśmy miejsce dla naszego nowego pieca. Jest to wersja limitowana pieca EffeUno, którego temperatura pracy sięga 500 stopni. Dzięki tak wysokiej temperaturze pizza wypieka się w około minutę, a na jej brzegach pojawia się charakterystyczny „gepard”. Spód i brzegi są świetnie wypieczone, ranty puszyste jak w Neapolu – o takiej pizzy marzyliśmy.

Miłość w czasie zarazy

Funkcjonowanie w czasie całkowitej izolacji od rodziny i przyjaciół nie należy do łatwych. Nawet, jeśli czas umila nam nowy piec i pyszne pizze, to i tak czegoś nam brakowało. Dlatego postanowiliśmy upiec pizze i zamienić się na jeden dzień w dostawców, żeby uszczęśliwić naszych bliskich i przyjaciół. Zadanie nie należało do prostych, biorąc pod uwagę, że nigdy nie wypiekaliśmy takiej ilości placków (ponad 20 sztuk!!!), a do tego pod nogami wałęsała się nam roczna Klara.

Przystosowanie kuchni na domową pizzerię

Nasza kuchnia nie jest ogromna, ale doskonale się sprawdza w codziennym użytkowaniu. Inaczej jest, gdy w planach mamy pieczenie ponad 20 pizz. Wobec tego, musieliśmy nieco przearanżować nasze kulinarne królestwo. Najpierw postawiliśmy piec na blacie, w takim miejscu, aby swobodnie wkładać i wyciągać z niego pizzę, a także, żeby było łatwe podpięcie do gniazdka. Następnie, nasz stół jadalniany przysunęliśmy do blatu kuchennego i poustawialiśmy na nim wszystkie potrzebne rzeczy tj. akcesoria do wypieku pizzy, składniki. Nie mogliśmy zapomnieć też o kartonowych pudełkach na pizzę i opisaniu ich, aby bez pomyłki trafiły do właściwych osób. Dzień wcześniej Bartek przygotował ciasto na pizzę z dobrych kilku kilogramów włoskiej mąki 00.

Pizzaiolo i jego pomocnik

Ściemniać nie będę…Główną postacią całej akcji jest Bartek, który pełnił funkcję pizzaiolo. On wyrabiał ciasto, obracał nim tak, żeby powstały fenomenalne placki na pizzę. Następnie nakładał składniki i wrzucał pizzę do pieca. Ja imałam się różnych ról. Przede wszystkim byłam odpowiedzialna za aranżację i utrzymanie porządku w naszej kuchni, składałam także pudełka na pizzę i je opisywałam. Do tego relacjonowałam całą akcję w mediach społecznościowych, abyście na bieżąco mogli zaglądać do nas i podpatrywać jak to wygląda. 

Do startu… gotowi… START!

Rozgrzaliśmy piec, zrobiliśmy sos z włoskich pomidorów pelati  i rozpoczęliśmy pieczenie. Na szczęście poszło sprawniej niż myśleliśmy – pieczenie pizzy w zaledwie 60 sekund zwiększa wydajność i w 30 minut upiekliśmy około 12 sztuk. Gdy pizze były już upieczone przyszła pora na dowóz. W pierwszym rzucie brałam udział ja i dowoziłam pizzę do Bytomia, Tarnowskich Gór i Piekar Śląskich. W tym czasie Bartek zajmował się Klarą i przygotowywał ostatnie placki, które miały wjechać do pieca. W drugiej rundzie, to Bartek wsiadł do samochodu i odwiedził Mikołów, Katowice i okolice. Emocje, które towarzyszy nam tego dnia są nie do opisania. Cieszymy się, że chociaż na chwilę mogliśmy zobaczyć się z bliskimi, pomachać im przez okno i zostawić pizzę na wycieraczce. Wieczorem, zmęczeni, ale szczęśliwi usiedliśmy przy stole zjeść ostatnie dwie gorące pizze przy lampce wina. To był dobry dzień!

UWAGA!!!

Na instagramie ukazała się ankieta, w której tłumnie wzięliście udział. Na pytanie, czy chcielibyście poznać przepis na naszą pizzę, aż 99% odpowiedziało: TAAAK! Dlatego pizzaiolo Bartolini z przyjemnością przygotuje dla was nie tylko sam przepis, ale również instrukcje krok po kroku (np. jak wyrabiać ciasto). Bądźcie czujni! 🙂

 

Podróż do Izraela, czyli jak zdążyliśmy uciec przed koronawirusem.

Gdy jeszcze miesiąc temu był spokój

Miesiąc temu wróciliśmy z Izraela. Gdy pomyślę, jak wyglądało nasze życie cztery tygodnie temu, nie mogą uwierzyć w to, co widzę teraz. Czekając na wylot do Tel Awiwu, docierały do nas pojedyncze informacje o zagrożeniu, które niesie koronawirus. Od samego początku brałam „na poważnie” newsy, które przedzierały się wśród wielu artykułów w Internecie. Obserwując też to, co się działo np. we Włoszech, zaopatrzyłam się wcześniej w rękawiczki oraz maseczki, tak na wszelki wypadek. Okazało się, ze to był doskonały ruch, bo po 3 tygodniach ta sama maseczka, którą kupiłam za niespełna 20 pln, kosztowała od 150 pln wzwyż!

Czy było widać panikę w Izraelu?

Paniki nie było. Na lotnisku w Tel Awiwie mijaliśmy kilka osób, które miały maseczki (my również je założyliśmy). Podczas odprawy pytano nas np. czy ostatnio byliśmy w Chinach. Natomiast nie było w tym nic nadzwyczajnego. W czasie, gdy my byliśmy w Izraelu odnotowano tam jedynie kilka pierwszych przypadków zarażenia koronawirusem. Jednak mieliśmy sporo szczęścia, bo po tygodniu od naszego powrotu do kraju, zamknięte zostały miejsca odwiedzane przez turystów, a w kolejnym tygodniu każdy, kto przylatywał do Izraela musiał odbyć dwutygodniową kwarantannę. Dość słaby pomysł na rozpoczęcie urlopu, prawda?

Jechać czy nie jechać…

My nie mieliśmy takich dylematów. Monitorowaliśmy sytuację, jednak było na tyle wcześnie, że nie planowaliśmy odwołania wyjazdu. Poza tym, lecieliśmy bez Klary, tylko z przyjaciółmi. Lot z małym dzieckiem byłby sporym obciążeniem (np. w kwestii utrudnionego powrotu do domu, koczowania na lotnisku etc). Izrael marzył nam się od dawna i cieszę się, że dosłownie w ostatnim momencie mogliśmy zwiedzić Tel Awiw oraz Jerozolimę, zanim cały świat się zatrzymał.

Jeszcze kiedyś będziemy podróżować

Pewnie teraz wielu z was zastanawia się, co będzie dalej z podróżowaniem. Granice zamknięte, samoloty nie latają, hotele, restauracje pogrążają się w wielkim kryzysie. Wierzę, że jest to etap przejściowy i za kilka miesięcy sytuacja wróci do normy. A wtedy polecam wam z całego serca odwiedzenie Izraela…

Na co warto się przygotować?

Jest drogo. Cholernie drogo. O ile za dużą pizzę na 4 osoby jeszcze można przełknąć 140 pln, to kupiony kebab za prawie 75 pln w przydrożnej knajpce (bardzo niskich lotów) przyprawia o niemałe palpitacje serca. Jeżeli nie mamy gotówki to pamiętajcie, żeby mieć fizyczną kartę bankomatową. Dlaczego? Nie ma płatności telefonem! U nas powszechne jest, że zbliżamy telefon do terminala i raz-dwa płacimy. Tutaj ta opcja odpada. Jak już jesteśmy w temacie gotówki i telefonu…Internet w Izraelu to zło. Za samo podłączenie się do sieci nalicza nam się pokaźny rachunek. I chociaż korzystaliśmy tylko w wi-fi, to wystarczyło kilka minut po wylądowaniu w Izraelu, żeby nabić nam niezły rachunek telefoniczny.

Wypożyczyliśmy samochód…

Będąc jeszcze w Polsce, zabukowaliśmy samochód, którym przemieszczaliśmy się w Izraelu. Wynajem samochodu opłacał nam się bardziej niż taksówki czy transport publiczny. Przede wszystkim potrzebowaliśmy auta na trasę lotnisko-hotel i hotel -lotnisko, ale też zaplanowaliśmy podróż do Jerozolimy. Miało być całkiem tanio…gdyby nie dwie sytuacje, które nas spotkały. Po pierwsze: mandat. Zaparkowaliśmy w niewłaściwym miejscu, co wcale nie było trudne. Ogólnie parkowanie to ciężki temat. Jak już znajdziemy odpowiednie miejsce, to trzeba za parkowanie zapłacić w aplikacji, co jest trudne, gdy nie mamy dostępu do internetu…Po drugie, benzyna. W umowie mieliśmy zapisane, że nie musimy zatankować samochodu oddając go do wypożyczalni. Mieli nam doliczyć różnicę w baku do rachunku. I tak też zrobili…tyle, ze my zużyliśmy 1/4 baku, a nam policzyli za zatankowanie całego zbiornika 🙂

Izrael to architektoniczna sprzeczność

Stare, popisane budynki usadowione nieopodal świetnie zaprojektowanych, nowoczesnych domów. To standard, jeśli przemierzamy ulice Tel Awiwu. Niska zabudowa żyje tu w sprzeczności z wielkimi biurowcami, a wszystko to dopełnione zostało szeroko rozumianym street art’em. Izrael zadziwia na każdym kroku. Mnie niewątpliwie ujęła publiczna toaleta z piękną mozaiką na podłodze 🙂

A czy wam udało się gdzieś pojechać na początku roku? Co z waszymi wakacyjnymi planami? Sytuacja na świecie jest bardzo skomplikowana i trudno określić, kiedy nastąpi otwarcie granic i swobodny przepływ osób. My prócz Izraela planów nie mieliśmy. Zwykle spontanicznie podchodzimy do wyjazdów i bukujemy loty miesiąc wcześniej. Teraz jednak nawet ciężko zaplanować coś „w głowie”, bo nie wiemy, kiedy wszystko wróci na stare tory…

 

 

 

 

Co robić w domu, żeby nie zwariować [Koronawirus]

Nie panikuj

Wiem, że łatwo mówić, ale panika w tej sytuacji nic nie pomoże. Nie wiem, czy ktokolwiek spodziewał się, że cały świat znajdzie się w potrzasku. Zamknięte granice, galerie, siłownie, kluby. W naszej diecezji odwołano nawet msze święte. Ostatnio głównym pytaniem jest: czy zrobiłaś zapasy? Tak, zrobiłam zapasy, ale nie jest to ilość, która pozwoli nam przeżyć miesiące bez wyjścia z domu 🙂 Zwykle robiłam zakupy „na zapas”, żeby nie chodzić co dwa dni do sklepu, więc teraz nie jest inaczej. 

Lepiej zapobiegać, niż leczyć

Wszyscy podchodzimy do problemu poważnie. Od samego początku nie bagatelizujemy sytuacji, w której każdy z nas się znalazł. Powiedziałabym nawet, ze zdecydowaliśmy się (jako rodzina)podjąć drastyczne kroki wobec naszych kontaktów towarzyskich. Nie spotykamy się ze znajomymi, ale też z moimi rodzicami kontakt odbywa się przy drzwiach. Są starsi, także nie chcę narażać ich na niebezpieczeństwo, więc robię im zakupy, tak żeby nie musieli wychodzić i spędzać czasu w dużych skupiskach ludzi. Również Marcelina zaszyła się z mężem i Klarą w domu. Kiedy nie musimy-nie wychodzimy z domu. Całe dnie w czterech ścianach mogą być nudne, ale ja staram się urozmaicać czas jak tylko mogę.

Co miałeś zrobić kiedyś, zrób na kwarantannie

Pewnie macie takie rzeczy, które odkładają się w głowie na później. Porządek w szafach, posprzątanie piwnicy, wyprasowanie zaległego prania etc. Można tak wymieniać i wymieniać. U mnie niewątpliwie numerem jeden na liście rzeczy „to do” było przemalowanie bieliźniarki w salonie. Jej pierwotny kolor – zieleń – był piękny, ale z biegiem czasu okropnie mi się opatrzył. Wiedziałam, że muszę coś zdziałać. Wybrałam dla niej nowy kolor- beżowy. Chociaż nie mam cierpliwości do takich metamorfoz, to tym razem malowanie sprawiało mi przyjemność 🙂 A efekt „po” jeszcze bardziej mnie ucieszył 🙂 Przyznajcie się, komu nowa wersja bieliźniarki przypadła do gustu, a kto tęskni za zielenią? 

Ściskam, Ewelina

Totalna metamorfoza przedpokoju (before&after)

Pora zakasać rękawy!

Było nijako. Denerwowałam się tym bardziej, że od razu po wejściu do domu wpadałam do tego bardzo nijakiego pomieszczenia. Mało kto wie, że nasz przedpokój wciąż czekał na wykończenie. Przez ponad rok pokazywałam wam nasze mieszkanie, ale zawsze to pomieszczenie omijałam szerokim łukiem. Fakt faktem, że sporo czasu zajęło, aż doczekaliśmy się  np. wymiany drzwi wejściowych na docelowe przez dewelopera. Uznałam, że bez sensu jest inwestować czas i pieniądze, skoro podczas wymiany drzwi i tak będzie trzeba jeszcze raz przemalować ścianę. W nowym roku postanowiłam, że nie ma wymówek. Drzwi są, więc możemy działać!

Jak było, a w zasadzie czego nie było

Nasz przedpokój był pusty. Biel na ścianie, grafitowe drzwi i ciągnąca się po suficie rura, którą na samym początku również przemalowałam na biało. Jedynym wow była ławeczka, którą kupiłam grubo przed wprowadzeniem się. Nie miałam dla niej konkretnego przeznaczenia, ale tak mi się spodobała, że wiedziałam, że znajdę dla niej miejsce. Co jeszcze można było znaleźć w naszym przedpokoju? Oprócz odkurzacza w kącie, na niechlubną uwagę zasługuje rozdzielnia, która fakt faktem została zabudowana białymi drzwiczkami, ale nadal nie wyglądała dobrze.

Metamorfoza totalna

Lubię tapety i często umieszczam je w projektach. W swoich czterech ścianach jestem jednak bardziej zachowawcza i jedynie w pokoju dziecięcym pokusiłam się o wytapetowanie jednej ze ścian. Nie byłabym jednak sobą, gdybym z ciekawości nie przeglądała wzorów tapet… I jak tylko zobaczyłam motyw małpy, wiedziałam, że nic mnie nie zatrzyma. Kolorystyka, wzór, motyw – wszystko to pasowało do mojej wizji. Wyhaczyłam ją w sklepie tapetuj.pl. Znajdziecie ją pod nazwą: Superfresco Easy (dawniej Graham&Brown).

Co jeszcze?

Oprócz tapety, postanowiłam nadać charakteru wnętrzu poprzez przemalowanie rurki na czarno. Kierując się zasadą, że jeśli czegoś nie możemy ukryć, to warto to wyeksponować, sięgnęłam za pędzel i raz-dwa zmieniłam wygląd rury. Dobrałam też nowe wieszaki. Od zawsze marzyły mi się drewniane koła, chaotycznie rozmieszczone na ścianie. Niestety, jestem bardzo zawiedziona sposobem montażu – jego wynikiem jest niestabilne przymocowanie do ściany szczególnie największego wieszaka… Kosztowały niemało, wykonane są dobrze, ale sposób montażu jest fatalny. Strzałem w dziesiątkę okazało się zakrycie rozdzielni. Wykorzystałam do tego plakat autorstwa Magdaleny Pankiewicz „Lato”, który oprawiłam w ogromną ramę (70 cm x 100 cm). Idealnie wpasował się kolorystycznie do naszego małpiego gaju na ścianie obok i co najważniejsze – zakrył to, co miał zakryć 🙂

To jeszcze nie koniec!

Różnicę pomiędzy tym, jak było i jak jest, widać gołym okiem. Najbardziej rzuca się w oczy tapeta, która nadała charakter i wyróżnia to wnętrze spośród innych. Podoba mi się też to, że genialnie nawiązuje do łazienki. A to ważne, bo bezpośrednio z przedpokoju trafiamy właśnie do łazienki i widzimy biało-czarną podłogę. Ale to jeszcze nie jest koniec. Póki co, nie mamy tu mebli, które pełniłyby funkcję przechowywania. Szafa na wymiar, w której znalazłyby miejsce okrycia wierzchnie, obuwie, a także np. odkurzacz. Tego bardzo nam brakuje, ale już praktycznie lada dzień się to zmieni 🙂

Dla ciekawskich, takich jak ja

Tapety wróciły do łask kilka lat temu. Zachwycają wzorami, barwami. Czasami trudno się zdecydować. Nie mam zamiaru wam tego ułatwiać, ale przybliżę wam kilka motywów, które skradły mi serce (prawie tak samo jak małpy:)). To co? Gotowi? W komentarzach dajcie znać, który wzór podoba wam się najbardziej. A może macie w głowie swoje wizje? Koniecznie się tym podzielcie! Naturalnie jestem także ciekawa, jak podoba się wam metamorfoza naszego przedpokoju.

Moje TOP 8 wzorów, które znajdziecie w sklepie tapetuj.pl:

Kolumna lewa: tapeta 1, tapeta 2, tapeta 3, tapeta 4

Kolumna prawa: tapeta 5, tapeta 6, tapeta 7, tapeta 8

Jak kolor wpływa na Twoje życie – czyli co oznacza CLASSIC BLUE i dlaczego warto postawić na niego w 2020 roku.

Zawsze mu ulegam 

Jeśli kiedykolwiek wpadniecie na mnie podczas zakupów w galerii, to oprócz szybkiego kroku, dojrzycie również znudzony grymas twarzy. Doskonale wiem, w czym czuję się dobrze i są to niezmiennie odcienie szarości, bieli, beże…oraz wszelkie odmiany niebieskiego. Kolejna bluzka w kolorze nieba doprowadza mnie do szału, ale już po chwili ściągam ją z wieszaka i zmierzam do kasy. Mój ukochany jeans również zajmuje sporą część szafy. Powiem wam więcej! Jeśli idę na ważne spotkanie, to odruchowo zakładam właśnie niebieską koszulę, a gdy mam gorszy dzień – krzątam się po domu w pasiastej, biało-niebieskiej bluzie. W tym kolorze coś jest. Przyciąga mnie do siebie i teraz wiem, że to nie tylko moje zdanie.

Dlaczego akurat Classic Blue? 

Jak wyczytałam w czeluściach internetu, kolor niebieski symbolizuje pewność siebie, spokój, pragnienie stabilizacji. To wiele wyjaśnia, dlaczego tak bardzo lubię wszelkie odcienie niebieskiego na sobie. Co więcej, nie tylko ja zwróciłam na niego uwagę. Bowiem, kolorem roku 2020 według Pantone został właśnie classic blue. Nie ma przypadków! Jestem pewna, że świat wnętrzarski (i nie tylko) zostanie zdominowany niebieskim kolorem.

Kubki (cztery wzory do wyboru) – Kolekcja Altom Design

Świeczniki czarno-złote / Komplet 3 wazonów (ze złotą wstawką) – Kolekcja Altom Design

Wprowadź niebieski do swojego domu 

Moje wnętrza są dość zachowawcze. Lubię otaczać się subtelną, jasną bazą i wprowadzać sporadycznie mocniejsze akcenty. Tym razem postawiłam na klasyczny niebieski. Nie wyobrażam sobie, żeby tego koloru zabrakło w moim wnętrzu. I chociaż na pomalowanie ściany, póki co, się nie piszę, to z przyjemnością zaopatrzyłam się w akcesoria z domieszką niebieskiego.

Poduszki (wzór 1,wzór 2, wzór 3,wzór 4, wzór 5,) – Kolekcja Altom Design

Rozpocznij dzień…spokojnie

Lubię rozpocząć dzień leniwie. Niestraszny mi dźwięk porannego budzika, jednak jestem spokojniejsza, gdy wiem, że nie muszę w biegu jeść śniadania, wylewając na siebie ciepłą kawę i zakładając pośpiesznie dwie, zupełnie różne skarpety. Zdecydowanie cenię bardziej nieśpieszne robienie kawy w luźno zawiązanym, białym szlafroku. Odpisywanie na mejle, planowanie kolejnego dnia, przerabianie zdjęć – to wszystko idzie mi zdecydowanie szybciej, gdy wokoło leżą poduszki, a ja mogę zakryć zimne stopy pościelą.

Zainspiruj się

Celebrowanie chwil, nawet tych skoncentrowanych na pracy, nie musi być miałkie. Mi pomaga wypicie ulubionego koktajlu w nowym szkle czy popijanie kawy w ładnym kubku. Dobrze, jeżeli gdzieś w tle słychać muzykę. Jeśli i was zaintrygował classic blue, to dajcie się ponieść chwili. Ten kolor działa cuda.  Nieważne czy wpleciecie go w swój świat mody czy dizajnu. Wygląda dobrze w zestawieniu z ulubioną marynarką, szpilkami, biżuterią. Odnajdzie się równie doskonale w domowych pieleszach. Zresztą, sami zobaczcie na zdjęciach, gdzie wykorzystałam produkty marki Altom Design.

Kieliszki z niebieską nóżką / Podkładka pod talerz (biała, przecierana) – Kolekcja Altom Design

Metamorfoza salonu: galeria ścienna 

Z taką żoną musisz być wciąż gotowy

Początki były trudne. Nowe mieszkanie, urządzanie własnych czterech kątów. Pogoń za fachowcami, zdobywanie wymarzonych mebli i dodatków. Życie w ciągłym biegu. Myślę, że każdy pomyślałby sobie, że to się kiedyś skończy. W końcu przecież się wprowadzimy, mieszkanie będzie w pełni umeblowane i jedyne czego można się spodziewać, to malowanie ścian za 3-4 lata.

Dom przystosowany do zmian

Nie kryłam się ze swoimi planami i otwarcie mówiłam, że lubię zmiany, metamorfozy. Nie minął rok, a ja już przytaszczyłam do domu wiadro z  nowym kolorem na ścianę w gabinecie. Wystarczyło, że mąż pojechał na weekend motocyklem, a ja szalałam z pędzlem i farbą. Powiedzmy, że taki układ można zaakceptować, bo zmiany dzieją się wtedy, gdy go nie ma i nie angażują go w żadne remontowe aktywności. Idylla nie trwała jednak długo…i zaczęłam angażować męża w moje pomysły.

Co tym razem?

Zamarzyła mi się galeria. Galeria plakatów w salonie. Wiedziałam, że aby ją stworzyć nie wystarczy jedynie wybrać obrazki i przybić ramki do ściany. Musiałam zrobić małe przemeblowanie. W pierwotnej wersji, do ściany dosunięte były wysokie regały. Nie mogłam się ich kompletnie pozbyć, bo książek mamy całe mnóstwo, a kolekcja wciąż się rozrasta. Porozmawiałam z Bartkiem, pomysł mu się od razu spodobał, więc jak tylko dostałam zielone światło, to pojechałam po nowe meble.

Szybko, szybciej

Przebierałam tak nogami, że sobotni poranek spędzaliśmy na składaniu mebli i tworzeniu galerii plakatów na ścianie (plakaty znalazłam na stronie Desenio). Efekt rewelacyjny! Wysokie regały na środku naszego openspace zabierały trochę przestrzeni, a teraz salon zyskał na lekkości. Nowa galeria z plakatami zdecydowanie rozweseliła przestrzeń. Poniżej znajdziecie całą rozpiskę plakatów wraz z podlinkowaniem. Jestem pewna, że nie tylko ja marzyłam o nowej galerii i taka ściągawka będzie dla was bardzo pomocna.

1. Eyes On You

2.The Arc de Triomphe

3. Abstract figures No2

4. Swan Chair

5. Bold Brush No2

6. Abstract Line Art NO3

7. Ciao Bella 

Mam dla was kod zniżkowy SISTERSABOUT na 25% na plakaty* w Desenio, ważny do północy 13.02. 

Zaobserwujcie @desenio po więcej plakatowych inspiracji!

*Z wyłączeniem ramek i plakatów z kategorii Handpicked/Collaborations/ Personalizowane

Post powstał we współpracy z Desenio.