Wszystkie wpisy kategorii: Lifestyle

TOP 7 – Kosmetyczni ulubieńcy

Myślicie, że razem z Mamą jesteśmy zakręcone wyłącznie na punkcie mebli, dodatków czy aranżacji? Błąd! Sisterki też się malują i dbają o swój wygląd. Mam nadzieję, że osoby, które nas widziały na żywo mogą to potwierdzić 😀

Dlatego postanowiłam podzielić się z Wami moimi ulubionymi kosmetykami, bez których nie wyobrażam sobie makijażu czy pielęgnacji. Dajcie znać czy takie tematy również Was interesują 🙂 Buźka!

Puder Météorites Guerlain

Delikatnie rozświetlający puder w kulkach, który koryguje niedoskonałości. Miałam go na oku od dawna, ale dopiero gdy Joasia z Green Canoe pokazała, że również znalazł miejsce w jej kosmetyczce, podjęłam decyzję-kupuję!

Według mnie, nie jest to kosmetyk, który robi efekt „wow”. Sprawia on, że buzia ładnie wygląda, natomiast nie ocieka brokatem etc. Jeżeli szukacie takiego kosmetyku, który dopełni Wasz dzienny makijaż- ten produkt jest dla Was.

Odcień, który używam: 03 Medium

Rozświetlacz do twarzy naturalny blask SEPHORA

To już moja trzecia buteleczka. Rozświetlacz jest w dobrej cenie, nadaje piękny blask i nadaje się do każdej karnacji. Prosta aplikacja za pomocą wbudowanej gąbeczki.

Nuxe Huile Prodigieuse OR Multi Purpose Dry Oil suchy olejek z drobinkami złota do ciała, twarzy i włosów.

Ładnie się prezentuje szczególnie latem, gdy wraz z promieniami słońca skóra pięknie się mieni. Drobinki złota są na tyle delikatne, że nie tworzą na skórze tandetnego efektu.

Guerlain Terracotta Light Świetlisty puder brązujący do twarzy

Kolejny produkt marki Guerlain, który skradł mi serce. Puder stosuję ponad pół roku. Latem świetnie sprawdza się rozprowadzany na całej twarzy w towarzystwie lekkiej opalenizny. Obecnie używam go jako bronzera i aplikuję wyłącznie na policzki. Oprócz efektu delikatnej opalenizny, drobinek złota, puder ma bardzo przyjemny zapach.
Odcień, który używam: 03 – Brunettes

Bourjois, Twist up the Volume Maskara

Maskarę kupiłam przypadkowo podczas promocji. Nigdy nie przywiązywałam wagi do tuszu, dlatego jak pierwszy raz go użyłam to powiedziałam pod nosem „wow”. Maskara ma szczoteczkę 2w1. Pierwsza, odpowiedzialna jest za wydłużenie rzęsy, a jeśli obrócimy zakrętkę to wówczas szczoteczka zmienia się i powoduje zwiększenie objętości.Teraz używam maskary po raz drugi. Dla mnie numer jeden wśród maskar!

The Body Shop krem do rąk

Każdy z nich ma wyjątkowy zapach, lekką konsystencję i radzi sobie z suchością moich dłoni. Dodatkowo, kremy są malutkie, więc bez problemu możemy je wrzucić do torebki czy zabrać w podróż.

LONG 4 LASHES

Serum przyśpieszające wzrost rzęs. Przez ponad rok nosiłam sztuczne rzęsy. Pewnego dnia postanowiłam z nich zrezygnować i postawić na bardziej naturalny look. To nie był pierwszy raz, gdy zdecydowałam się na doklejane rzęsy, wiec wiedziałam, że moje będą dość osłabione po takiej długiej aplikacji. Kupiłam to serum, chociaż szczerze mówiąc w ogóle nie wierzyłam w jego działanie. Po 2-3 tygodniach zauważyłam, że moje rzęsy robią się długie i gęste. Mało tego, wyglądają lepiej niż przed samą aplikacją sztucznych rzęs.
Dodatkowo, produkt jest bardzo wydajny. Chociaż obecnie przestałam go stosować, to wiem, że gdy będę chciała „podrasować” moje rzęsy to ponownie mogę zastosować kurację tym serum.

ŚRODOWE INSPIRACJE #1 -czyli relaks w pigułce.

 

„Środa minie, tydzień zginie…” – idąc tym tropem możemy śmiało zaplanować weekend. Mam nadzieję, że w tym pomoże Wam nasze cotygodniowe zestawienie. Znajdziecie tu coś do poczytania, obejrzenia, posłuchania, do zainspirowania się. To co? Zaczynamy!

DO POCZYTANIA…

W tym tygodniu polecamy Wam aż 3 książki.

Przy stole – książka Joasi, autorki bloga Green Canoe. Kto czyta bloga, ten wie, że książka została dopieszczona w każdym calu. Prócz przepisów kulinarnych, porad wnętrzarskich znajdziecie w niej przepis na szczęśliwe życie w gronie najbliższych. Oprócz tego, książka przepełniona jest przepięknymi zdjęciami…

#Wawskie14 – nie będę ukrywać, autorem książki jest mój dobry znajomy Kuba i tym bardziej rozpiera mnie duma, gdy mogę sięgnąć po już kolejną jego publikacje. No to o czym jest #Wawskie14? To współczesna powieść wojenna opisująca Powstanie Warszawskie w dobie mediów społecznościowych i Internetu. Brzmi egzotycznie? Koniecznie musicie przeczytajcie!

Suma drobnych radości – Znacie? Pewnie, że znacie! Bo to również publikacja znanej blogerki  Agnieszki, autorki bloga Mrs. Polka Dot. Autorka skupia się na bardzo modnym ostatnio podejściu hygge, natomiast mając w rękach książkę Polki, mamy wrażenie, że otrzymaliśmy receptę na wieczne szczęście. Nic ulotnego, na chwilę, pod wpływem mody. A okładka ( jak i pozostałe zdjęcia w książce) po prostu rozczulająca…

DO OGLĄDANIA…

Człowiek z magicznym pudełkiem.Do kina wybrałam się sceptycznie. Polski film w klimacie Sci-Fi? Nie mogłam sobie tego wyobrazić. Ostatecznie przemówiła przeze mnie ciekawość i Olga Bołądź, która wcieliła się w rolę głównej bohaterki. Akcja dzieje się w Warszawie, rok 2030. Duża korporacja, para zakochanych w sobie ludzi, którzy pochodzą z dwóch różnych światów. Szczerze? Potrzebowałam jakiś 30 minut, aby poczuć klimat filmu. Efekt końcowy miło mnie zaskoczył. Nie jest to film dla każdego, ale dla wypracowania własnej opinii warto wybrać się do kina. Na zachętę, podrzucam Wam zwiastun >>> KLIK.

DO ZAINSPIROWANIA SIĘ…

Czyli 6 zdjęć tygodnia, które znajdziecie na Instagramie…

  1. MIKUTAS >>> klik
  2. MARTA_WOJTYSIAK >>> klik
  3. PANNALEMONIADA >>> klik
  4. JESTEM_KASIA >>> klik
  5. LITTLE_HOOLIGANS >>> klik
  6. LEE_KRISTINE >>>klik

WARTO ZNAĆ…

Alvar Aalto – fiński architekt i projektant. To on wraz z żoną stworzył kultowy wazon Savoy. Co ciekawe, podobno nie zarobił na nim nic…Wszystko dlatego, że wziął udział w konkursie, który zorganizowała huta szkła i to ona przejęła wszelkie prawa. Co było inspiracją dla artysty? Kałuża oraz skórzane bryczesy Eskimoski…

Kochani, na dzisiaj to tyle. Mam nadzieję, że takie krótkie zestawienie umili Wam najbliższe dni. Jeśli ostatnio coś Was zainspirowało, obejrzeliście interesujący film etc. – koniecznie dajcie znać. Dzielmy się tym, co dobre! 

 

Hygge – Hit czy kit?

W tym roku również zostałyśmy zaproszone na prezentację nowej kolekcji marki Jysk. Nie mogłyśmy ominąć takiego wydarzenia, bo z ciekawością oczekiwałyśmy nowości, które lada moment pojawią się w sklepach.

Motywem przewodnim było hasło „HYGGE„. Bardzo interesująca okazała sie debata o slow life i szczęśliwym życiu, w której uczestniczyli: Joanna Glogaza, Czeslaw Mozil oraz Mateusz Banaszkiewicz. Nie da się ukryć- słowo hygge zrobiło się bardzo popularne i modne. A czy przypadkiem nie jest tak, że praktycznie od zawsze filozofia hygge towarzyszyła nam w życiu codziennym? Ludzie od dawna szukali złotego środka, balansu pomiędzy pracą a życiem rodzinnym, oddawali się włoskiemu dolce far niente, aby chociaż na kilka godzin zapomnieć o problemach w pracy.

Zagonieni, wpatrzeni w ekrany swoich telefonów, zestresowani coraz częściej szukamy spokoju. Modne stają się weekendy „offline” , do łask wracają niedzielne obiady z rodziną. Fajnie jest powiedzieć „Przepraszam, że oddzwaniam dzisiaj, ale weekend spędziłam z rodziną i telefon miałam wyłączony”. Człowiek szuka zmian, nudzi się szybko, biegnie za tym co modne. Ale w tym wypadku chyba warto porzucić swój szybki, często egoistyczny tryb życia na rzecz topowego bycia hygge.

Co sądzicie o całej filozofii hygge? Dostrzeganie tu coś innowacyjnego czy jest to dla Was powrót do rodziny, spokoju, po latach totalnego zabiegania? Jestem ciekawa Waszej opinii! A dla umilenia Wam wolnego czasu, mamy dla Was serię zdjęć nowej kolekcji marki Jysk. Nie wiem jak Wy, ale ja znalazłam już kilka „must have” , które zagoszczą u mnie niebawem…:)

BLOGTOUR2017 oraz MEETBLOGIN2017 – relacja

Mam wrażenie, że dzisiaj chętniej wertujemy strony internetowe, dokonujemy zakupów online.  To świetne rozwiązanie, biorąc pod uwagę ciągły brak czasu…Ale kolejny raz przekonałam się, że to nie wystarczy. Warto zobaczyć upragnioną sofę, poznać trendy, porozmawiać z projektantami. Dlatego październik zaczęłyśmy z przytupem. W zasadzie ja, bo tym razem niestety Mama nie mogła ze mną być… Obiecujemy, że już kolejnego razu nie będzie i nasz duet będzie nierozerwalny 🙂

A teraz zaczynamy relację z 3 dni – piątek (blogtour2017) oraz sobota/niedziela (meetblogin2017).  Czy było intensywnie? Niech zdjęcia będą tego odzwierciedleniem…

BLOGTOUR2017

Pierwszym wydarzeniem było #blogtour2017, zorganizowane przez cudowną Ulę Michalak (interiorsdesignblog.com) w ramach targów mebli i wyposażenia oraz dekoracji WARSAW HOME EXPO w Warszawie. Razem z grupą blogerów wnętrzarskich wyruszyliśmy na spacer po stoiskach takich marek jak: Barlinek, Carpers and More, Belldeco, Comitor, Interium, Euforma,Vitra/Mesmetric, Polskie Fabryki Porcelany Ćmielów Chodzież. Braliśmy udział w prezentacjach, warsztatach i łapałysmy wolne chwilę, aby poplotkować 🙂

Barlinek

Barlinek

Carpets and More

Carpets and More

Belldeco

Ula oraz Joasia z Green Canou w obiektywie

Comitor – zachwycił rozwiązaniami, które można zastosować w kuchni

Comitor

Interium

Interium

Interium – brawo za kolorystykę!

Interium

Interium

Euforma

Euforma

Euforma

Vitra/Mesmetric

Vitra/Mesmetric

Vitra/Mesmetric

Polskie Fabryki Porcelany Ćmielów Chodzież

Polskie Fabryki Porcelany Ćmielów Chodzież

Polskie Fabryki Porcelany Ćmielów Chodzież

MEETBLOGIN 2017

Jeszcze tego samego dnia postanowiłam pojechać z Warszawy (Blogtour2017) do Łodzi, gdzie miała miejsce kolejna edycja Meetblogin. Do Łodzi śpieszyło mi się tym bardziej, że udało mi się wygrać pobyt w przepięknym Loft Aparts za co jeszcze raz bardzo dziękuję!

Chyba nie zdziwicie się, jesli powiem, że organizatorką jest oczywiście nasza Ula (interiorsdesignblog.com):) Wszystko było przygotowane fenomenalnie. Każdy szczegół dopięty na ostatni guzik. Dyskusje, warsztaty, wykłady – na to mogliśmy liczyć.

Największym „wow” było chyba tworzenie własnego lasu w słoiku. Kto się zgodzi? 🙂  Warsztaty zorganizowała firma Barlinek, udostępniając nam przeróżne rośliny i inne drobiazgi, które wypełniły nasze szklane słoje.

Moc inspiracji, potężną dawkę pozytywnej energii i wiedzę – to wszystko można wynieść z takich spotkań. Dziękujemy Ula za kolejną już edycję Meetblogin, która odbywa się w ramach Łodzkiego Festiwalu Designu.

Zapraszamy do oglądania zdjęć, które zdecydowanie oddają klimat wspomnianego wydarzenia. A już niebawem kolejna relacja z wydarzenia, na które dzisiaj jedziemy…już razem z Mamą 🙂

FOTO: KABOOMPICS

Relacja z Sycylii + przepis na sycylijskie kulki mocy!

Taormina

Sycylia jakoś nigdy nie była numerem jeden na liście włoskich zakątków, które chciałabym odwiedzić. Od zawsze byłam zakochana w północnej części Włoch. Bolonia, Florencja, Mediolan, Bergamo…to miejsca, do których mogłabym wciąż wracać. A Sycylia? Bilety kupiłam spontanicznie, dwa miesiące przed datą wylotu.

Jeśli od wakacji oczekujecie palącego słońca, pysznego jedzenia i ciekawych miejsc do zwiedzania – Sycylia jest miejscem dla Was. Mi dodatkowo podobała się otwartość ludzi. Totalna odmiana! Ludzie z południa zagadują dosłownie wszędzie: w autobusach, nad morzem, w sklepie, na spacerze.

Taormina

Katania, Siracusa, Taormina – te trzy miejscowości udało nam się zwiedzić. Oprócz tego, totalnym must have było wejście na Etnę. Bez przewodnika, bez jechania kolejką czy busikiem. Kilka godzin solidnego marszu, a nawet wspinaczki. Było warto! Chociaż osób, które decydują się na samodzielne wejście jest dość mało, to niech Was to nie zraża. Jeśli będziecie w Katanii, skorzystajcie z autobusu, który odjeżdża o 8.00 i podwozi Was pod sam wulkan, gdzie możecie zacząć wspinaczkę. Najważniejsze to odpowiednie obuwie i coś ciepłego. Im wyżej, tym pogoda bardziej się zmienia. Upał stopniowo zanika wraz z niebieskim niebem, a w zamian pojawiają się chmury i zimny wiatr.

Siracusa

Pizza, makarony, owoce morza…wiadomo, smakują pysznie, ale ja mam innych faworytów. W deserach wygrywa granita, czyli mrożony deser o ziarnistej strukturze lodu. Idealny w upalny dzień! Smaki są przeróżne, ale u mnie sprawdził się najbardziej brzoskwiniowy.

Natomiast na obiad sięgałam po arancini. Sycylijska przekąska na bazie risotto z nadzieniem. Można jeść na ciepło i na zimno.Po prostu idealne, aby zabrać ze sobą na plażę czy wycieczkę! Po przyjeździe z Włoch nie wytrzymałam i musiałam zrobić arancini sama. Poniżej znajdziecie przepis 🙂

Siracusa

Suszone pomidory / Katania / Siracusa / Ulubiony smak lodów? Nocciola!

Siracusa

Siracusa

 

Granita / Etna / Targ warzywny / Siracusa

ARANCINI – sycylijskie kulki mocy (około 8 sztuk)

Ryżowe kule z nadzieniem ( u mnie z mięsem mielonym, groszkiem i sosem pomidorowym) otoczone panierką. Doskonałe na przyjęcia, ale również do pracy, na spacer. Chcecie przepis? Łapcie!

Składniki:

-1,5 szklanki ryżu arborio (taki jak do risotto)
-3 szklanki bulionu warzywnego lub mięsnego
-1 cebula
-3 łyżki oliwy z oliwek
-4-5 łyżek tartego parmezanu
-sól, pieprz
-1 jajko + 2 do panierowania
-mąka do panierowania
-bułka tarta do panierowania
-olej do głębokiego smażenia

Farsz:

-200 g wieprzowego mięsa mielonego
-3/4 szklanki groszku (mrożonego lub z puszki)
-2 pomidory – sparzone bez skórki (mogą być z puszki)
-1 cebula
-2 ząbki czosnku
-świeża natka pietruszki
-sól, pieprz

Przygotowanie:

Zaczynamy od przygotowania risotto. W garnku rozgrzewamy oliwę z oliwek. Kroimy cebulę i podsmażamy. Dodajemy ryż, mieszamy i czekamy aż cały będzie oblepiony oliwą. Dodajemy pół szklanki bulionu i czekamy, aż ryż wchłonie cały płyn. Czynność powtarzamy kilka razy, aż zużyjemy cały wywar. Jeśli risotto jest już gotowe- doprawiamy solą, pieprzem i parmezanem. Zdejmujemy z ognia, odstawiamy do przestudzenia i wkładamy do lodówki.

Następnie przygotowujemy farsz. Podsmażamy pokrojoną cebulę, następnie dodajemy czosnek i po chwili mięso. Smażymy, aż mięso nie będzie surowe. Dodajemy pomidory, groszek i dusimy przez 15 min. Kolejno dodajemy pietruszkę i przyprawiamy solą i pieprzem.

Gdy risotto się schłodzi, dodajemy surowe jajko i całą masę mieszamy. Formujemy kule: najlepiej warstwę risotto kładziemy na rękę, dodajemy farsz i przykrywamy kolejną warstwą ryżu. Gotowe kule schładzamy w lodówce i smażymy przed podaniem.

W garnku lub frytkownicy rozgrzewamy olej do głębokiego smażenia. Kule panierujemy najpierw w mące, później w jajku a na koniec obtaczamy w bułce tartej. Wkładamy do rozgrzanego oleju i smażymy do uzyskania złoto-brązowego koloru.

SMACZNEGO!

LAST MONTH #3

Witajcie w kolejnym podsumowaniu miesiąca. Za nami marzec – dla mnie najlepszy miesiąc w roku. To czas, gdy żegnamy zimę, w powietrzu czuć wiosnę, przyroda budzi się do życia, nowe kolekcje trafiają do sklepów i… razem z Mamą mamy wtedy urodziny ( Mama jest z początku marca, a ja z ostatniego dnia).  Sami widzicie, powodów do radości jest wiele.

Urodziny Mamy

Zaczynając od urodzin Mamy. Kwiaty kwiatami, ale jaki prezent ona sama sobie dała…toster marki SMEG. Miętowy! Dla mnie to mercedes wśród wszystkich tosterów świata. Może tosty nie wychodzą z niego specjalnie wyjątkowe, ale uwierzcie- smakują lepiej, gdy w zasięgu wzroku znajduje się ten miętus. Spójrzcie tylko…no piękny jest!

Poznań

Jeśli systematycznie do nas zaglądacie, to pewnie wiecie, że w marcu byłyśmy w Poznaniu. A wszystko dzięki marce VOX, która zaprosiła nas na prezentację swojej nowej kolekcji. Dla przypomnienia TUTAJ (klik) możecie podejrzeć cały wpis. Korzystając z okazji, że jesteśmy w Poznaniu, drugiego dnia zwiedzałyśmy inne stoiska podczas targów wnętrzarskich. Byliście? Jak Wasze wrażenia? Z Mamą zgodnie stwierdziłyśmy, że dwa dni to stanowczo za mało i na przyszłość zabukujemy sobie czas na przynajmniej 3 dni.

1.Poznań o poranku / 2 i 3. stoisko marki Belldeco / Sisterkowe selfie 🙂

1 i 2. Przemiłe spotkanie na stoisku Modern Classic Home z założycielem i właścicielem marki Pawłem Puszczyńskim oraz Martą z bloga JasminHome. / 3 i 4. kadry z targów poznańskich

Jesteśmy w magazynie „Czas na wnętrze”!

Pod koniec marca w kioskach ukazał się kwietniowy numer magazynu Czas na wnętrze, którym znajdziecie wzmiankę o nas. Jeśli jeszcze nie kupiliście tego numeru to serdecznie zachęcamy do nabycia 🙂

Gadżet

Szczoteczka-laleczka. Niby takie nic, a jednak zarówno ja jak i Mama chciałyśmy ją mieć. Więc jak tylko pojawiły się na stanie to zamówiłyśmy dwie. Jest jeszcze druga – brunetka, w kolorze różowym 🙂 Taki praktyczny gadżet.

Kolejne urodziny

Zbliżamy się do końcówki marca, a co za tym idzie – do moich urodzin. Myślę, że to ciężki czas dla mojego męża. To moment, gdy trochę się rozmijamy: on uwielbia niespodzianki, a ja ich nienawidzę. Dlatego zawsze walczę o to, aby sama wybrać prezent. Jestem zodiakalnym baranem, więc wyobraźcie sobie jak wyglądają negocjacje. No nie wyglądają, bo jeśli coś sobie wymyślę, to nie ma takiej siły, abym zmieniła zdanie. Co wybrałam sobie na prezent? Plecak z papieru marki Uashmama. Chodził mi po głowie dłuuugi czas, więc gdy tylko pojawiła się okazja postanowiłam go zdobyć. Nie pytajcie jak zareagował mój mąż, gdy go zobaczył. Dla mnie plecak jest szałowy i kropka. Można go prać nawet w pralce, ale nie wiem czy bym zaryzykowała 🙂

Zasada „nie lubię niespodzianek” tyczy się nie tylko mojego męża. Duże słoiki marki Green Gate też sobie zażyczyłam ( to prezent od teściów).

Pokazuję Wam kilka kadrów słodkiej zastawy. Na stole pojawiło jest ciasto kokosowe, które powinniście kojarzyć z bloga. Jeśli nie, to odsyłam Was do przepisu TUTAJ (klik). Drugim ciastem był bananowiec – najszybsze i najprostsze ciasto ever. I ciasto ze śliwkami z bezą (przepis z jednej książki z Lidla). Dla ciekawskich, złote pierścienie na serwetki upolowałam w Tigerze za grosze. Również talerze – piaskowo-szare, to łup z tego sklepu.

Kolejne migawki miesiąca. Na uwagę zasługuje beza – podejście nr 3. na instagramie relacjonowałam Wam krok po kroku, jak wyglądały moje bezy. Było kiepsko. Przypalone, oklapnięte, a wszystko dlatego, że nie włączyłam termoobiegu. Najgorsze jest to, że nie wiem kiedy powtórzę taką piękną bezę, bo…kilka dni temu zepsuł mi się termoobieg w piekarniku. Serio. W marcu pozbyliśmy się także mikrofalówki oraz czajnika. Jakaś fala nieszczęść nas dopadła…

1. Włoskie jedzenie w bytomskiej restauracji Wagon / 2 i 3. Kitek lub Lord Kitencjusz jak wolicie 🙂 / 4. Słynna beza, tym razem udana, jeszcze gdy piekarnik był sprawny

Kurtko-koszula, przez którą jestem zaczepiana na ulicy. Więc dla zainteresowanych – kupiłam ją w ZARZE. Aktualnie mają sporo takich ciuchów z pomponami, frędzlami, wyszyciami.

BEST OF THE BEST  – nowa podkadegoria, czyli dwa must have miesiąca. 

  1. To pomadka marki MAC. Długo zwlekałam z jej zakupem. Odstraszała mnie cena (niespełna 90 PLN), ale szukałam czegoś trwałego,matowego, co nie wysusza ust. Strzał w 10! Mam kolor Velvet Teddy.

2. Włoski film „Perfetti sconosciuti„. Komedia, która przekształca sie w…dramat. Zaczyna się od spotkania dobrych przyjaciół i stosunkowo niewinnej zabawy, która kończy się…Sami zobaczcie 🙂 Oprócz tego – włoski klimat, który uwielbiam! Co ważne, jedna z głównych ról grana jest przez Kasię Smutniak. Warto, warto, warto!

Jak podoba Wam się marcowy „Last month”? Może jest coś, co wybitnie wpadło Wam w oko? Albo wręcz przeciwnie- na co nie możecie patrzeć? Dajcie znać!
A co u Was działo się w marcu? Podzielcie się koniecznie! Ściskam Was mocno!

Simple life, sposób na funkcjonalne wnętrze

Wiecie co? Jestem dzieckiem idealnym. Wszędzie jeżdżę z Mamą, nie wykłócam się, że chcę zostać w domu, tylko pakuję walizkę i jadę. Spokojnie, tak to wygląda, gdy się z Mamą bloga prowadzi 🙂 A tak na serio, to tydzień temu wróciłyśmy z Poznania, gdzie na zaproszenie marki VOX pojawiłyśmy się na prezentacji nowej kolekcji Simple Life by VOX. Wykłady, spotkania, poznawanie nowych rozwiązań, oglądanie ekspozycji – pierwszy dzień był bardzo intensywny. Kolejny dzień to przede wszystkim zwiedzanie targów poznańskich, o czym napewno wspomnimy Wam w poście z cyklu „Last month”. Bądźcie cierpliwi 🙂

Teraz chciałabym się skupić na meblach i dodatkach marki VOX. Razem z Mamą byłyśmy oczarowane i uwierzcie, że nie napisałybyśmy tego, gdyby tak nie było. ZAWSZE polecamy Wam to, co naprawdę nam wpadło w oko, dlatego nie mogłyśmy przejść obojętnie wokół nowej kolekcji marki VOX.

Miałyśmy okazję uczestniczyć w wykładzie znakomitej Katarzyny Miller – psycholog i felietonistki. Potężna dawka pozytywnej energii została nam przekazana podczas tego wystąpienia. Pani Katarzyny można słuchać w nieskończoność!

Kolejnym punktem była dyskusja na temat Simple Life, w której udział wzięli : Agnieszka Jacobson-Cielecka – wybitna krytyczka, kuratorka i promotorka designu, dyrektorka artystyczna School of Form w Poznaniu, Mateusz Halawa – ekspert w dziedzinie badań konsumenta z ramienia marki VOX oraz projektantka kolekcji Simple – Marta Krupińska oraz oczywiście Katarzyna Miller.

zdj. VOX

zdj. VOX

zdj. VOX

zdj. VOX

zdj. VOX

A teraz to, co interesuje Was najbardziej – czyli nowa kolekcja Simple. Połączenie skandynawskiego dizajnu, funkcjonalności i drewna dało fenomenalne efekty. Każdy mebel jest tak zaprojektowany, aby spełniał swoją funkcję w 100%. Pojemne szuflady, intuicyjne podświetlenia np. stolików nocnych, wysuwana szuflada w stoliku kawowym, przybornik na biurku. Cudna jest też toaletka, którą łatwo postawić przy ścianie, zajmuje mało miejsca, a dzięki temu każda kobieta może spełnić swoje marzenie o miejscu do malowania. Nie przedłużając, zapraszamy Was na mini przegląd kolekcji, która niebawem trafi do sklepów.

zdj. VOX

zdj. VOX

zdj. VOX

zdj. VOX

zdj. VOX

zdj. VOX

zdj. VOX

zdj. VOX

zdj. VOX

zdj. VOX

zdj. VOX

zdj. VOX

zdj. VOX

I jak Wam się podoba? Co wpadło Wam w oko? Dla nas cała kolekcja jest fantastyczna. Już powoli tworzymy swoje listy „must have”, a że planujemy kilka metamorfoz to okazja do zakupu będzie 🙂 

Bałaganiara do kwadratu vs. perfekcyjna wariatka

Wiosenna aura zdecydowanie mnie napędza, a jeśli za pasem są święta, to już w ogóle. Nie ma wiosny bez gruntownych porządków. Wiosna zwiastuje taki mini nowy rok, nowe rozdanie, więc nie mogłaby przejść obojętnie obok moich szaf i nie zrobić w nich porządku. No i święta. Dodatkowy powód, aby zrobić przegląd rzeczy nieużywanych, zapomnianych. Warto też umyć okna, żeby podziwiać jak przyroda budzi się do życia (czysta szyba gwarantuje lepsze doznania, – naprawdę,przetestowałam!).

Lubię sprzątać. Wiem, że wielu ( albo i większość!) z Was będzie postrzegać mnie jako perfekcyjną wariatkę, ale ja serio to lubię. Po ciężkim tygodniu dniu w pracy tylko czekam aż wrócę do domu i zabiorę się za mycie podłóg. A jeśli mam możliwość pracowania z domu to ZAWSZE musi być porządek, w przeciwnym razie mój poziom skupienia będzie miał wskaźnik ujemny a moja efektywność…wolę nawet nie mówić.

Przyznam się Wam, że to moje uwielbienie nie było od zawsze. Fakt faktem, podobno gdy byłam mała to darłam się okropnie, gdy rodzice kładli mnie spać, a zabawki nie stały równo ułożone na półce. Wkurzałam się też, jeśli odwiedzały mnie koleżanki i każda chciała bawić się czymś innym. Jeśli nie zapanowałam nad tłumem zabawowych koleżanek z podstawówki to w pokoju gościł chaos. Dlatego byłam dość despotyczna i zazwyczaj już na początku zarządzałam w co się bawimy. No dobra, jako dziecko byłam też trochę ( ujmę to najdelikatniej jak mogę) sprytna (?!)i chadzałam do sąsiada obok, aby bawić się klockami LEGO. Zabawa była przednia, a nieporządek w postaci rozwalonych pudełek z klockami zatrzymywał się na progu jego pokoju( ewentualnie salonu i kuchni jego mieszkania), a ja wracałam z uśmiechem do swojego królestwa.

Potem było gorzej. Wielką imprezowiczką nigdy nie byłam, ale dawałam w kość rodzicom w całkiem inny sposób. Stałam się bałaganiarą do kwadratu. Z szafy wylewały się kulki…kulki ciuchów. Torebki upychałam pomiędzy skarpetki a letnie bluzki. Miałam też 3 szuflady tzw. all inclusive. Były dość pojemne, bo za każdym razem mogłam znaleźć w nich coś innego. Co na przykład? Zapachowe wkłady do świeczek, ulubiony błyszczyk, ładowarkę do telefonu, stary pamiętnik z podstawówki, indeks, rozpoczętą czekoladę z orzechami…i całe mnóstwo innych śmieci. Tak było. Mamo, Tato z tego miejsca przepraszam 🙂

Tuż przed ślubem i wyprowadzką do swojego mieszkania twierdziłam, że dalej będę kontynuować erę bałaganiary. Nic bardziej mylnego, sprzątałam jak szalona. Wszystko musiało błyszczeć, na moich czarno-białych kaflach nie mogło być ani jednego okruszka… I tak zostało, a jest jeszcze trudniej, bo gdy w domu jest kot to…Ci, którzy mają kota będą wiedzieć 🙂 Wystarczy odkurzyć, umyć podłogi, a wówczas nadchodzi on: Lord Kitencjusz, który trochę od niechcenia zaczyna kopać w kuwecie i wyrzucać z niej żwirek, ot tak, dla „fanu” 🙂

Dla tych, którzy lubią i dla tych, którzy usilnie się zmuszają do sprzątania – mam dla Was kilka niezbędników, które ułatwiają mi sprzątanie (mop, myjka), ale też takie które ładnie wpiszą się w estetykę domu. Wszystkie artykuły znajdziecie na OKAZJE.info i dziale Dom i wnętrze.

1. Miętowy kosz na śmieci. Nie ma potrzeby, aby chować go w szafce, bo świetnie wygląda wyeksponowany w kuchni. KLIK

2. Myjka do okien – na początku myślałam, że to niepotrzebny gadżet, ale przy pierwszym użyciu już wiedziałam, że to niezły pomocnik. KLIK

3. Odkurzacz – poręczny, wygodny. Nie musimy martwić się długim kablem, jeśli musimy odkurzyć np. za łóżkiem. KLIK

4. Mop – zawsze myślałam, że to nr jeden w każdym polskim domu. Ale nie, jest jeszcze przynajmniej jedna osoba, która od mopa trzyma się z daleka. Kto to taki? Moja Mama! Wiadomo, mop nie zastąpi sprzątania „ na wypasie” , ale jest bardzo pomocny przy codziennym przemywaniu np. podłogi w kuchni. Znajdziecie go tu KLIK.

5.Wiadro – kolejny produkt, który nie musi siedzieć zamknięty szczelnie w szafie. Spokojnie można po postawić w kuchni, gdzie będzie również ozdobą. KLIK

6. Wiadomo, kilka razy dziennie nie będę wyciągać odkurzacza z szafy, aby zrobić porządek z kocim żwirkiem. Wtedy moim pomocnikiem jest zmiotka…Ta, którą znalazłam nie tylko spełniałaby swoją funkcję, ale również wygląda mega!! KLIK

A jak U Was ze sprzątaniem? Traktujecie je jako zło konieczne czy może lubicie i jest ono dla Was formą relaksu? A może macie również swoje codzienne niezbędniki? Dajcie znać!

Jak można kochać życie, które nie szczędzi kopniaków?

Kocham życie. Może to zabrzmi trywialnie, bo jak można kochać życie, które nie szczędzi kopniaków, które buduje na naszej drodze wysokie góry i wyśmiewa się mrucząc pod nosem ” no szybciej, biegnij”.

Ludzie reagują dziwnie. Jedni dziwią się, bo jak można wciąż się śmiać. Drudzy są trochę zniesmaczeni, ale są też tacy, którzy spoglądają z zazdrością, bo „taka to pewnie nie ma zmartwień, dlatego taka roześmiana”.

A ja mam zmartwienia. Czasem uronię łezkę albo klnę na całego. Faktycznie, nie trwa to długo, ale to tylko dlatego, że szkoda mi czasu. Jeśli coś idzie nie po naszej myśli i na ten moment nie możemy nic zmienić, to po co mam siedzieć z paczką chusteczek w fotelu i płakać? Lepiej wykrzyczeć coś w 3 minuty, a resztę czasu przeznaczyć na znalezienie skutecznego rozwiązania.

No dobrze, dobrze czasami te 3 minuty nie są wystarczające i co wtedy? Wtedy korzystam z moich umilaczy. Ciągle szukam czegoś, co sprawia, że endorfiny skaczą mi w górę. Zawsze sprawdza się dobra książka. Sięgam też po aparat i robię zdjęcia albo włączam koncert Erosa Ramazzottii (czy ktoś tu jeszcze w ogóle go słucha? Czy tylko ja i mój Tata?:)), który zawsze wywołuje u mnie pozytywne emocje.

Ale to nie wszystko. Zaczynam coś nowego. Swego czasu był to np. tajski boks,a całkiem od niedawna uczę się języka francuskiego. Nawet nie wiecie ile frajdy przynosi mi uczenie się nowych słówek,a ich wymowa to już w ogóle jazda bez trzymanki.

Życie mamy jedno, więc warto o nie zawalczyć. Szkoda czasu na dywagacje typu ” a co by było, gdyby, a dlaczego stało sie tak a nie inaczej…”. Wkurza mnie strasznie takie podejście do życia. Czasu nie cofniemy! A poza tym, uśmiech zaraża, wiec jeśli by podzielimy się uśmiechem to gwarantuje, że osoby z naszego otoczenia również zaczną się uśmiechać.

Uśmiechnij się, no śmiało.

LAST MONTH #2

Dzień dobry kochani! Zgodnie z obietnicą zapraszamy Was na kolejny przegląd zdjęć z ostatniego miesiąca ( jeśli nie widzieliście pierwszej, styczniowej odsłony >>> TUTAJ znajdziecie wpis). Jaki był luty? Pracowity, ale też inspirujący, bo miałam okazję uczestniczyć w 4 DESIGN DAYS. Zdrowotnie było o wiele, wiele gorzej, gdyż wylądowałam w klinice, gdzie przeszłam zabieg ( TUTAJ opisywałam całą sytuację). A żeby tego było mało…pod koniec lutego również mój mąż zawitał do szpitala. Sami widzicie, ten miesiąc napewno nie był taki jak sobie go wymarzyliśmy. Planowaliśmy wyjazd na wakacje, aby trochę odreagować i wygrzać się na słońcu…niestety, z tym musimy jeszcze poczekać. Ważne, żeby zdrowie dopisywało! 🙂

Korzystając z tego, że musiałam kilka dni spędzić w domu, wzięłam się za nadrabianie zaległości czytelniczych. „Zacznij kochać dizajn„. Piękne zdjęcia, interesująca treść – polecam!

Dobrze wiecie, że beton kocham bezgranicznie. Dlatego tak bardzo ucieszyłam się z podkładek pod kubek. Kawa smakuje o wiele lepiej w takim towarzystwie. No dobra…tak naprawdę nie są to podkładki. Będąc na targach w Katowicach przytaszczyłam do domu wzorniki frontów i blatów z betonu… Tak się składa, że moje podkładki to nic innego jak przykład blatu kuchennego. Można? Można! 😀 

Zapewne zauważyliście, że zarówno w moim, jak i Mamy domu pojawiły się wiosenne akcenty. Kwiaty, a także kolorowe akcenty. Mama znalazła fajne, różowe filiżanki. Są duże, więc pomieszczą sporą ilość ulubionej herbaty czy kawy.

4 DESIGN DAYS – wydarzenie, które miało miejsce w Katowicach w drugiej połowie lutego. Pełno inspiracji, świetnych znajomości, kreatywnych projektów. Miałam okazję poznać Piotra Polka, który…jest nie tylko aktorem, ale także stolarzem ( i to od ponad 20 lat!). Całkiem niedawno Piotr   Polk zaprojektował serię ekskluzywnych mebli. Konsole, stoliki z elementami drewna i szkła, przedstawione w ciekawej formie. Świetny człowiek, pełny pasji i zaangażowania w to, co robi. Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze raz będę miała okazję odbyć tak przyjemną rozmowę z Panem Piotrem 🙂 

Ale to nie wszystko, uczestniczyłam w ciekawych wykładach, a a nawet załapałam się na zdjęcie z Tomaszem Pągowskim 🙂 Nie zabrakło również pysznego jedzenia!

Ci, którzy mnie znają dobrze wiedzą, że moje kolory to czarny, szary, biały i jeansowy. Więc, gdy sama siebie zdziwiłam, gdy w mojej szafie pojawił się czerwony płaszcz. Póki co, nosi się świetnie, a ja jakoś odnajduję się w tym intensywnym kolorze. A Wy? Co macie w swoich szafach?

Włochata poducha/siedzisko skradła moje serce już jakiś czas temu. Przyglądałam jej się za każdym razem, gdy byłam w sklepie, ale cena trochę mnie odstraszała. Co się stało, że jednak widzicie ją na zdjęciu? Oczywiście: przecena. Nie mogłam postąpić inaczej i musiałam kupić. Idealnie pasuje do moich pozostałych futrzaków.

Doniczka, którą znalazłam w Pepco. Kupiłam hurtem również dla Mamy. Moją zawiesiłam w oknie balkonowym. Póki co, wsadziłam do nich sztuczną roślinę…bo wiecie, mam spory problem, aby kwiaty przetrwały u mnie chociaż tydzień 😛

Lord. Takie widoki mam każdego dnia 🙂 

Idzie wiosna, idzie remont. Postanowiłam wreszcie zabrać się za malowanie ścian w naszym mieszkaniu. To już prawie 4 lata i wyłącznie przemalowaliśmy przez ten czas sypialnię ( nie mogłam patrzeć na wszechobecny błękit). Najpierw zamówiłam testery. Nie mam ochoty przechodzić rozczarowania, że szary nie jest tym szarym, jaki sobie wymarzyłam. Również wolicie najpierw wypróbować kolory na ścianie, czy idziecie na żywioł i kupujecie „na oko”?

W lutym pojawiło się u nas kilka przepisów. Są banalnie proste i często bardzo szybkie w przygotowaniu. Przepis na kolorową sałatkę znajdziecie TUTAJ, na ciasto kokosowe bez pieczenia TUTAJ , a na zieloną pastę np. do tostów TU. Niestety, na tartę z jabłkami przepisu nie mam, ale możecie jej skosztować w Katowicach, u 3 Sióstr klik.

Kochani, a jak Wam minął poprzedni miesiąc? Coś ciekawego się wydarzyło? Zrealizowaliście swoje plany? Dajcie koniecznie znać! Buziaki!