Wszystkie wpisy kategorii: MISJA:Cztery kąty i taras piąty

Wymarzona łazienka w stylu skandynawskim #czterykątyitaraspiąty

Mogę spokojnie przyznać, że najbardziej wyczekiwanym przez was pomieszczeniem w projekcie MISJA:Cztery kąty i taras piąty jest łazienka. Wciąż zadawaliście pytania, jak idą prace, jak wygląda nasza łazienka i czy w ogóle mam zamiar ją pokazać. Wiem, że musieliście długo czekać, ale uwierzcie, że wykończenie i przeprowadzka nieco się wydłużyły, a to bezpośrednio rzutuje na publikację wpisu. Teraz nadeszła pora odkryć karty!

Od początku trzymałam się założenia, że pomieszczenie to ma być utrzymane w klimacie skandynawskim . Jednak, zależało mi na tym, aby łazienka była ocieplona dodatkami. „Zimne”, zabudowane pokoje kąpielowe podobają mi się na zdjęciach, ale nasza łazienka miała też spełniać inne zadania.

Cechy idealnej łazienki

Rozmiar ma znaczenie

Oprócz tego, że miała być po prostu ładna i cieszyć oko, zależało nam, aby była względnie duża. Co to dla nas oznacza? Ma się zmieścić wanna oraz pralka. Musi się  też znaleźć miejsce do przechowywania łazienkowych przydasiów. Dużym ułatwieniem był dla nas fakt, że mogliśmy zaprojektować swoje cztery kąty od podstaw. My decydowaliśmy jaki metraż będzie miała łazienka, gdzie znajdą się wszelakie podłączenia etc. Zrealizowaliśmy nasz plan w 100%. Mamy wannę, którą możemy wypełnić ciepłą wodą z mnóstwem piany. Na środku stoi sporych rozmiarów szafka (80 cm) z dwiema szufladami. Obok pralka oraz kosz na brudną bieliznę.

Oaza relaksu

Łazienka to dla nas oaza relaksu, dlatego zadbałam o dodatki. Przede wszystkim bambusowy blat, który ociepla wnętrze. W niedalekiej przyszłości, również pralka zostanie obudowana bambusem, żeby zachować harmonię. Z tego samego tworzywa udało się nam dobrać regał, który nie tylko ładnie wygląda, ale również jest miejscem do przechowywania dodatkowych ręczników, papieru toaletowego czy kosmetyków. Jeśli mówimy o relaksie to nie możemy zapomnieć o świecach. Po dwóch stronach wanny mamy murki, na których stawiamy nie tylko płyn do kąpieli, ale także świeczki. Zadbałam także o przyjemny zapach, który wydziela się z dyfuzora postawionego na regale.

Łazienkowe zachcianki

Idealna łazienka to też spełnienie swoich prywatnych zachcianek. I tu szczególnie należy wyróżnić trzy: marokańską podłogę, nablatową umywalkę oraz okrągłe lustro. Zachwycam się wszelkimi mozaikami i uważam, że jeśli wybierzemy właściwą kolorystykę oraz wzór to nie ma szans, aby taka podłoga nam się szybko znudziła. Ja postawiłam na zachowawczy miks kolorów: biel, czerń i szarość. Uważam, że dzięki temu łazienka zyskała niebanalny charakter, a ja totalnie przepadłam i zakochałam się w niej po uszy.
Na umywalkę nablatową zdecydowaliśmy się bardzo szybko. Miała być okrągła, średniej wielkości, tak aby po bokach zostało miejsce na mydelniczkę czy szczoteczki do zębów. Efekt dopełniło lustro Cerchio Z od mcjdesign z funkcją podświetlania. To taki skandynawski must have, którego nie mogło zabraknąć w naszej łazience.

Biżuteria łazienkowa

Przy projektowaniu łazienki zwróciliśmy uwagę na detale. Spore oczekiwania mieliśmy wobec biżuterii łazienkowej. Jak może pamiętacie, wybór padł na markę Deante i serię Hiacynt (więcej pisałam o tym tutaj KLIK). Klasyczna forma wymieszana z nowoczesnością spodobała nam się od razu, a jak baterie sprawdzają się w praktyce? Przede wszystkim są po prostu wygodne w użytkowaniu. Dodatkowo,  wielkim plusem jest system eco-click, dzięki któremu zmniejsza się zużycie wody nawet do 30%. Wystarczy podnieść uchwyt do momentu lekkiego oporu, który informuje użytkownika, że przepływ wody osiągnął 50% maksymalnego wypływu. Podniesienie uchwytu wyżej (usłyszymy kliknięcie) sprawi, że woda popłynie maksymalnym strumieniem. Na komentarz zasługuje również (na pierwszy rzut oka niepozorna) słuchawka natryskowa. Drobnych rozmiarów, prostokątna. Bałam się, że przez jej lekkość będzie skutkować brakiem stabilności,a tu niespodzianka. Idealnie trzyma się uchwytu, nie wypada i jest bardzo poręczna, lekka.

A dlaczego nie…?

Nie zdecydowaliśmy się na dwie umywalki? Mieszkając z rodzicami, w jednej z łazienek były dwie umywalki. I wiecie, że nie przypominam sobie ani jednej sytuacji, gdzie obie były używane jednocześnie? Dlatego nie widziałam sensu, aby na siłę upychać dwie miski. W sytuacji kryzysowej możemy spokojnie umyć zęby w jednej umywalce 🙂

Nie mamy suszarki? Początkowo chciałam dwa sprzęty: pralkę oraz suszarkę, ale musiałyby stać w jednej kolumnie, a ten układ nie bardzo mi odpowiadał. Natomiast do opcji 2w1 byłam nieprzekonana. Wiele osób odradzało ten rodzaj sprzętu argumentując, że ubrania nie są dobrze wysuszone albo po prostu się niszczą. Być może w przyszłości zdecydujemy się na pralko-suszarkę, bo sterta mokrych, dziecięcych ubranek nas przerośnie, ale na ten moment musimy sobie poradzić z samą pralką.

Nie mamy uchwytu na papier? Daleka jestem od wiercenia w kaflach, bo często powstałe dziury są „na zawsze”. A po drugie, u nas kilka rolek papieru znalazło miejsce na murku, nad geberitem, a reszta zapasów schowała się w koszu, w regale.

Jestem ciekawa, co sądzicie o naszej łazience. Może nurtują was jakieś pytania z serii „A dlaczego nie…?, o których zapomniałam wspomnieć? Na koniec, kilka informacji : co i gdzie można kupić 🙂 

lustro: mcjdesign ( model: Cerchio Z)
baterie: dealte (seria: hiacynt)
szafka pod umywalkę: Ikea (model Godmorgon)
regał: Ikea (model Ragrung)
wanna: Riho (model Julia)
umywalka: Ikea (model Tornviken)
zapach z dyfuzorem: Homla
płytki podłogowe: Codicer 95 Jaan 25×25 cm
organizer na płatki kosmetyczne: Jysk
kosz na brudną bieliznę: Jysk

Domowe biuro #czterykątyitaraspiąty

Od dwóch tygodni mieszkamy w Mysłowicach. Bez żalu przeprowadziliśmy się z naszego wynajmowanego mieszkania w Katowicach, w którym zatrzymaliśmy się 4 miesiące. Tutaj przeczytacie więcej o naszym katowickim epizodzie KLIK.

Przeprowadzka

A jak jest teraz? Spokojnie! Chociaż mieszkamy na obrzeżach miasta, to do centrum Katowic mamy 10 minut. To dla nas fantastyczne rozwiązanie. Na codzień otulamy się spokojem, z dala od zgiełku miasta, a jednak jeśli chcemy wyskoczyć do ulubionej knajpki czy spotkać się ze znajomymi-nie ma problemu, wskakujemy do samochodu i za kilka minut jesteśmy na miejscu. Dobre jest też to, że w Mysłowicach nie jesteśmy „odcięci” od świata i nawet bez samochodu zrobimy zakupy w pobliskim markecie, pójdziemy do kościoła, czy w przyszłości zaprowadzimy dziecko do przedszkola czy szkoły.

Od teraz będę was sukcesywnie bombardować kadrami z nowego mieszkania. Powoli kompletujemy meble i dopieszczamy nasze cztery kąty dodatkami. Chociaż jeszcze poszukujemy stołu do jadalni oraz krzeseł, to kącik gabinetowy jest praktycznie skończony. Jak wygląda? I dlaczego w ogóle powstał?

Gdzie znalazło się miejsce na gabinet?

Cztery kąty i taras piąty to 75metrowe mieszkanie w nowym budownictwie. Oprócz sypialni, pokoju dziecka oraz łazienki, resztę mieszkania zajmuje open space. Otwarta przestrzeń została podzielona na strefy: przedpokój, kuchnię, salon, jadalnię oraz kącik gabinetowy. Chociaż sam gabinet znajduje się we wnęce, postanowiłam wyróżnić go również kolorem. I tak, jedna ze ścian została pomalowana na kolor pudrowego różu. Oprócz tego, głównym meblem jest duże biurko (150 cm), wsparte na funkcjonalnej szafce oraz na tzw. koźle. Dzięki temu, oprócz miejsca na dokumenty, znalazło się także miejsce na drukarkę. Obok stanął regał-drabinka od naszedomowepielesze (klik). A dodatki? Pudełeczka, skrzynki, świeczki, organizery – wszystko to jest w kolorze białym, czarnym, złotym, srebrnym oraz drewnie. Pewnie zastanawiacie się, jak można połączyć srebro ze złotem? Osobiście uwielbiam tę kombinację. Dlatego druciany organizer (klik) nad biurkiem również jest w kolorze złotym.

Z problemów z którymi musieliśmy się zmierzyć to okna które są z dwóch stron kącika gabinetowego. Wychodzą one na taras, i jeszcze pracując przy biurku to za sobą mam pola i nikt nie będzie mnie podglądać…ale z lewej strony mamy sąsiadów. Nie chciałam robić tam firan, bo uważam, że i tak by się nie sprawdziły, dlatego postawiłam na drewniane, białe żaluzje (klik)  Strzał w 10! Nie dość, że ładnie wyglądają, to nie muszę martwić się o prywatność.

Po co to wszystko?

Pewnie zastanawiacie się po co w ogóle ten kącik gabinetowy? Już tłumaczę. Dla mnie biurko to bardzo ważny element. Praca zawodowa umożliwia mi częstą pracę z domu, dlatego perspektywa spędzenia 8h na kanapie z komputerem nie wygląda dla mnie dobrze. Lubię mieć swoją przestrzeń biurową, a nie leżeć wygięta na kanapie. Poza tym, blog. Bądź co bądź, ale pisanie wpisów, obrabianie zdjęć czy odpisywanie na wasze wiadomości również zabiera sporo czasu. Oczywiście, czasem biorę komputer do łóżka i pracuję spod koca, ale na dłuższą metę taka aktywność nie jest zbyt efektywna.

Zawsze marzył mi się taki gabinet. Z dużym biurkiem, miejscem do przechowywania, ładnie zaaranżowaną przestrzenią. Kąt jest na tyle szeroki, że planuję jeszcze go z czasem zmodernizować i postawić obok coś w stylu leżanki. To dobry pomysł, jeśli podczas długiej pracy przy biurku chcemy sobie zrobić chwilę przerwy i zrelaksować. Wszystko przed nami. Nowy dom to nieskończona ilość włożonej pracy ( i pieniędzy:)), ale już teraz nasze cztery kąty wyglądają dokładnie tak, jak sobie wymarzyliśmy.

Czy nasze nowe mieszkanie będzie nudne?

Projekt „MISJA: Cztery kąty i taras piąty” trwa i ma się całkiem dobrze. Opóźnienie ze strony dewelopera nie zniechęca nas do działania. Montujemy listwy, wstawiamy drzwi wewnętrzne i zaczynamy meblować. Baaardzo chcemy już być „na swoim”, ale jeszcze musimy wykrzesać z siebie odrobinę cierpliwości.

Dzisiaj chciałabym Wam przybliżyć klimat naszego mieszkania. W niektórych sprawach jestem okropnie przewidywalna i nawet, jeśli sama liczyłam na pewną dozę szaleństwa, to i tak ostatecznie skończyło się na zachowawczych ruchach. Natomiast, są pewne kąty i meble, które pewnie Was zaskoczą (biorąc pod uwagę moją nudną naturę:D). No to zaczynamy!

Biała kuchnia. Znowu biała kuchnia. Wiem, pisałam o moich szalonych planach z szarym kolorem w roli głównej. Ba, były nawet nieśmiałe myśli o czerni, ale skończyło się jak zawsze.

Postawiłam na nowoczesność. Gładkie, matowe fronty, z zabudowaną lodówką, tak aby kuchnia tworzyła spójną bryłę i dobrze komponowała się z otwartym salonem oraz jadalnią ( a nawet gabinetem). Aby ocieplić klimat kuchni, wybrałam drewniane blaty. O tym, czy była to racjonalna decyzja pewnie podzielę się z Wami po kilku miesiącach użytkowania. Czy obawiam się, że blaty nie wytrzymają temperamentnego gotowania? Obawiam się. Ale marzyłam od zawsze o drewnie na blacie, więc nie mogłam inaczej. Sami rozumiecie…

Biel w kuchni ma mnóstwo zwolenników, ale także przeciwników. Są osoby, które mają odruch wymiotny na widok białej kuchni. I wcale się nie dziwię, bo to nic odkrywczego. Ale umówmy się: klasyka to klasyka.
Żeby przełamać anielski klimat  mam zamiar pójść w totalne przeciwieństwo. Czerń. Na pierwszy ogień idzie czarna wyspa, która nie tylko pozwoli na przygotowanie posiłków, będzie dodatkowym miejscem do przechowywania, ale także daje możliwość zjedzenia szybkiego śniadania.
Stół w jadalni ma być względnie duży ( czyli pomieści więcej niż 4 osoby). A przy stole? Mix krzeseł ( formy, kolory), a nawet marzy mi się ława.
Obowiązkowym meblem ma być kredens w ciemnym kolorze. Z ust totalnej przeciwniczki ciemnych mebli może to brzmieć dziwnie, ale naprawdę mam ochotę na kontrast i przełamanie bieli.

Uwielbiam, gdy rano budzą mnie promienie słońca, które wpadają przez okno. Ale umówmy się-nie podoba mi się, gdy sąsiad widzi mnie rozespaną, z cebulą na głowie i w rozciągniętej koszulce. Mieszkanie jest tak usytuowane, że okna z sypialni, gabinetu i pokoju dodatkowego wychodzą centralnie na sąsiadów. Na domiar złego, ta odległość jest serio mała, więc inwigilacja sąsiedzka aka big brother staje się niesamowicie realna. Dlatego szukając funkcjonalnych, ale też ładnych rozwiązań postawiliśmy na drewniane żaluzje.

Nie ukrywam, miałam obawy. Bałam się wymiarowania oraz samodzielnego montażu. I wiecie co? Całkiem niepotrzebnie. Dziewczyny z naszedomowepielesze.pl dokładnie wytłumaczyły, jaki rodzaj montażu będzie w naszym przypadku najlepszy i poradziły, co i jak zmierzyć.
Wybraliśmy żaluzje pod kolor okien. Świetnie wyglądają i już teraz wiem, że spokojnie dodadzą intymności. A jak z montażem? Tutaj pytanie do Bartka, ale z tego co mówił, raz-dwa i żaluzje były gotowe 🙂
Uważam, że to była jedna z najlepszych decyzji. Na początku myślałam, że wystarczą same zasłony oraz firany, ale nie. Nic z tych rzeczy. Nie mam ochoty, aby być ciągle podglądana. Resztę okien mamy z widokiem na pole. Zero sąsiadków, jedynie myszy polne… Ale nie wykluczam, że może i tam z czasem zdecydujemy się na te żaluzje.

O gabinecie już Wam pisałam. Jest to wydzielony kąt ( wcale nie taki mały), otwarty na jadalnię, salon i kuchnię. W przyszłości jest plan, aby wydzielić tu osobny, dodatkowy pokój, ale na ten moment, będzie to przede wszystkim moje królestwo. Tak moje, że musiałam zaszaleć z różową farbą. Dobrze widzicie i czytacie. Jedną ze ścian pomalowałam na kolor pudrowego różu. To chyba największe ścienne szaleństwo, które do tej pory miało miejsce w moim dorosłym życiu ( nie liczę ostrej, amarantowej ściany w moim pokoju, w domu rodziców z czasów licealno-studenckich). Pewnie zastanawiacie się dlaczego akurat róż? To był impuls. Zamówiłam testery kolorów i z czystej ciekawości wybrałam pudrowy róż. Jak nim pomalowałam kawałek ściany, to wiedziałam, że muszę go gdzieś wykorzystać. Nie chciałam katować Bartka różem w sypialni, więc uznałam, że doskonałym miejscem będzie ściana w kąciku biurowym.

Dobrze, już wiecie, że są drewniane, białe żaluzje, różowa ściana, ale co jeszcze? Marzy mi się duże biurko z białym blatem oraz kozłami w kolorze naturalnego drewna. Nad biurkiem zawieszony będzie złoty, druciany organizer od naszedomowepielesze.pl. Obok jakaś biała szafka z szufladami oraz drewniany regał-drabinka również od naszedomowepielesze.pl. Organizer oraz drabinkę zamówiłam razem z żaluzjami i jestem oczarowana. Nie mogę się doczekać, aż mój home office nabierze kształtów ( a w zasadzie mebli) i będę mogła z wielką przyjemnością pisać właśnie tam posty na bloga.

Mówcie mi: TAPECIARA. 20 lat temu w każdym domu była tapeta. Wszystko ociekało tapetą. Nikt nie malował ścian, tylko śmigał do sklepu i wybierał świecące papiery i kleił je na ścianach. Dlatego obiecałam sobie, że nigdy u siebie tego nie zrobię…Ale moda się zmieniła, tapety zyskały nowy wymiar… I zaryzykowałam. W pokoju dodatkowym, na jednej ze ścian położyliśmy (tzn. Bartek i nasz przyjaciel Piotrek :D) tapetę o bardzo nachalnym wzorze. Bałam się, że coś może nie wyjść, że wzór będzie zbyt intensywny, tym bardziej, że tapetę kupiłam w styczniu, wtedy gdy nasze mieszkanie to był jeden, wielki openspace, ledwo zadaszony. Ale udało się. Tapeta idealnie pasuje do podłogi oraz szarych ścian. 

O łazience już kiedyś było. Po krótce, na podłodze położyliśmy marokańską mozaikę, a na ścianie duże, białe kafle. Jeśli nie pamiętacie, to zajrzyjcie do wpisu o biżuterii łazienkowej (KLIK). A co z resztą? Szafka pod umywalkę jest w kolorze delikatnej szarości. Jest pojemna, co było dodatkowym argumentem, aby ją kupić ( 80 cm). Na umywalce położymy bambusowy blat i misę-umywalkę. Oprócz głównego oświetlenia, punktem świetlnym będzie…lustro. Marzyło mi się od zawsze okrągłe, duże lustro. Takie rodem ze skandynawskich katalogów wnętrzarskich. Ale gdy zobaczyłam w sklepie MCJ (klik) podświetlane lustro, to wiedziałam, że muszę je mieć. Wybrałam model CERCHIO (tutaj możecie je zobaczyć KLIK). Czekam, aż tylko deweloper zadba o podłączenie mediów, a wówczas porobię zdjęcia i pokażę Wam całokształt naszych prac 🙂

Jak widzicie, nie zdradzam Wam wszystkich tajemnic. Na to, jak wyglądać będzie salon czy sypialnia musicie trochę poczekać. Jedno jest pewne: łóżko na które się zdecydowaliśmy jest petardą. Oprócz wyglądu, jest też niesamowicie wygodne. Wystarczy na nie spojrzeć, a człowiek już odpoczywa 🙂 Ale o tym niebawem…

Dajcie znać co sądzicie o naszym mieszkaniu. Co Wam sie podoba? A może do pewnych rozwiązań nie jesteście przekonani? Czekam na Wasze komentarze 🙂 

Malowanie ścian. Jak wybrać kolor doskonały?

Zaczynamy kolejny etap Misji:Cztery kąty i taras piąty.  Jak możecie zobaczyć na zdjęciach, podłoga już jest. Zdecydowaliśmy się na jasny odcień z prostego powodu: podłoga ma być bazą dla całego wnętrza. Podobnie podeszliśmy do kwestii ścian. Sufity w całym mieszkaniu pomalowaliśmy na biało. Ściany w większości również są białe. W większości, bo zaszaleliśmy z dwoma odcieniami szarego. Będzie też trochę koloru, którego się nie spodziewacie. SERIO. Ale o tym później 🙂

Wybór farby. Czym kierowaliśmy się podczas zakupu.

Nie pierwszy raz zdecydowałam się na markę DULUX i nigdy się nie zawiodłam, dlatego łatwiej było mi podjąć decyzję.  Nie mam zbyt dużego doświadczenia w malowaniu, więc nie zrobię Wam porównania wszystkich farb dostępnych na rynku, ale z przyjemnością podzielę się z wami odpowiedzią na pytanie:  Czym zatem kierowałam się, wybierając markę DULUX?

-bogatą kolorystyką – nie bawiłam się w żadne farby z mieszalnika, tylko wybrałam kolory z dostępnej oferty. Głęboka biel, ładne odcienie szarości, ale też granat, pudrowy róż czy mięta – od kolorów podstawowych po najmodniejsze trendy.

plamoodporność– dom to miejsce, gdzie mieszkam, zapraszam znajomych, gotuję. Farba musi być zmywalna, a technologia Easy Care właśnie daje takie możliwości. Jeśli mój kocur wpadnie na ścianę z brudnymi łapami, wystarczy jak zabiorę wigotną szmatkę i przetrę plamę. Znika od razu!

dobre narzędzia, aby dobrać kolor: palety kolorów, visualizer, testery.

Samodzielne malowanie. Warto?

Jeśli metraż waszego domu nie przekracza 100 m2 albo macie w zanadrzu wielu pomocników – spokojnie możecie pomalować ściany oraz sufity. Jednak musicie wiedzieć przede wszystkim, że potrzebujecie czasu, aby to zrobić. Nie wystarczą dwa popołudnia, aby odświeżyć mieszkanie.

Dla mnie malowanie jest całkiem przyjemnym zajęciem. Codzienne siedzenie przy biurku kilka godzin jest dość wyczerpujące umysłowo:) . Aż miło wstać i zmęczyć się trochę podczas przeciągania wałkiem w górę i w dół. Natomiast schody zaczynają się, gdy musimy pomalować sufity. Tym razem zaopatrzyłam się w teleskop (kij), za pomocą którego malowanie sufitu jest łatwiejsze i wymaga od nas mniejszego nakładu energii. To znaczy jednym pomaga, a drugich i tak pokonuje. Dlatego ja zostawiam sufity osobie, która maluje je tak szybko jak ja każdego ranka zwinnie maluję tuszem swoje rzęsy 🙂

Jeśli dobrze zagruntujecie  sciany, to farba DULUX bez problemu pokryje powierzchnię. Jest jedno ALE. Jeżeli mieszkanie, które zamierzacie pomalować, jest w stanie deweloperskim, a jego ściany NIGDY nie poczuły ani grama farby… to jest ryzyko, że będziecie potrzebować 3 wartw farby. Warto to wziąć pod uwagę, gdy rozpisujecie plan remontowy, a także gdy kupujecie farbę.

Jak wybrać kolor?

Dobór koloru nie jest prostą sprawą.  Jeśli nie możecie wyobrazić sobie metamofrozy swojego wnętrza, to z pomocą przyjdzie wam aplikacja Visualizer (klik). W łatwy sposób sprawdzicie, czy w salonie lepiej sprawdzi się kolor beżowy czy moze warto postawić na róż.

W momencie, gdy zdecydowaliśmy się na kolor, warto pomyśleć o odcieniu. Nie wiem jak wy, ale ja mam zawsze problem z kolorem szarym. Ciężko jest stwierdzić, czy dany kolor nie będzie wpadał np. w delikatny niebieski. I tutaj z pomocą przyjdzie wam paleta kolorów (klik). Możecie sprawdzić, czy kolor który wcześniej wybraliście jest zaliczany do szarego szarego czy może pojawi się na naszej ścianie niepożądana niebieska poświata.

Na samym końcu, warto zaopatrzyć się w małe testery z poręcznym pędzelkiem. Malując nim fragment ściany uzyskamy pewność, co do wybranego koloru, a także przekonamy się jak zachowuje się farba w danym świetle.

Jestem ciekawa jak u Was wygląda malowanie? Wynajmujecie ekipę remontową czy malujecie na własną rękę?

Paleta kolorów : znajdziecie ją tutaj klik.

Aplikacja Dulux Visualizer klik.

Wygodne testery, które pomogą wam dobrać kolor do wnętrza.

BIŻUTERIA ŁAZIENKOWA – Jakie wybrać baterie?

Gdybyście mnie zapytali w środku nocy, jak chciałabym urządzić łazienkę, to wyrecytowałabym Wam od razu. Biel na ścianach i orientalny wzór na podłodze w neutralnych odcieniach szarości i czerni. Dlatego same poszukiwania płytek nie były specjalnie trudne. Oczywiście były dylematy. Korciło mnie, aby wybrać mniejsze kafelki na ścianę i położyć je do połowy. Jednak później uznałam, że te „małe” będą już w kuchni…I padło na większy kaliber i to pod sam sufit (z wygody, by uniknąć malowania ścian po 2-3 latach).

Pewnie jesteście ciekawi co z umywalką, szafką pod umywalkę i innymi dodatkami? Nie zdradzę Wam zbyt wiele. Od dziecka lubiłam budować napięcie 🙂 Ale napiszę tylko, że będzie sporo drewna, które ociepli wnętrze. Lubię jasne wnętrza, często przełamane kontrastową czernią, ale zawsze w towarzystwie drewna.

No dobrze, żeby nie zatajać wszystkie, napiszę Wam dziś o bateriach łazienkowych. To dla mnie trudny temat i podejrzewam, że nie jestem w tej kwestii osamotniona. Są elementy we wnętrzu, które moglibyśmy wybierać godzinami, a są też takie, do których nie przywiązujemy większej wagi. Jednym z takich elementów są…baterie łazienkowe. Tym razem podjęłam decyzję, że wybiorę baterie idealne. Przeglądanie ofert zajęło mi sporo czasu, więc nie będę rozpisywać się i produkować elaboraty, tylko konkretnie opiszę Wam baterie, które wybrałam docelowo i 2-3 pozostałe, między którymi się wahałam.

Firma, na którą się zdecydowałam to DEANTE. To polska marka, która jest na rynku od około 30 lat. Dlaczego akurat ją wybrałam? Jakiś czas temu (jak jeszcze nie miałam w planach urządzać łazienki) miałam okazję dokładnie się przyjrzeć asortymentowi marki. Ich design tak utkwił mi w pamięci, że szukając baterii dla siebie nastawiłam się na DEANTE.

Wybór padł na kolekcję Hiacynt. Podoba mi się połączenie klasycznego designu z nutką nowoczesności. Dynamiczna forma sprawia, że baterie nie są nudne, ale też nie odwracają uwagi od całego wnętrza. Przy tym wszystkim są funkcjonalne, mają dwustopniową głowicę eco-click, dodatkowo jest możliwość pokierowania strumieniem wody z uwagi na ruchomy aerator. Baterie tej serii są wygodne w użyciu, przede wszystkim w codziennym życiu domowników, ale także dla dzieci. 

Nie mogłabym przejść obojętnie obok czarnej baterii, również z serii Hiacynt. To identyczny model, jaki ja wybrała, ale w kolorze czarnym. Szczerze, to chyba nie spotkałam się z łazienką, która miałaby taką baterię. A szkoda! Bo wygląda to szałowo! Jest to opcja trochę dla bardziej odważnych, ale zobaczcie…warto chyba zaryzykować. A Ci, którym po głowie chodzą czarne baterie, ale mają problem z ich dostępnością, biegnę oznajmić, że problem zażegnany. Czarne baterie są dostępne w asortymencie marki Deante (klik).

Czujecie ten retro klimat? Kolekcja Lucerna jako pierwsza wpadła mi w oko. Zwariowałam na punkcie tych pokręteł. Świetnie wyglądają w łazienkach urządzonych np. w stylu skandynawskim. Dlaczego jej nie wybrałam? Z uwagi na krótką wylewkę baterii przy wannie. Niestety potrzebna była bardziej wysunięta, co skreśliło Lucerne z listy. 

Wystarczyło, że zobaczyłam nazwę kolekcji to już wyobraźnia zaczęła mi pracować. Mieć jaguara w łazience? Bajer! Kolekcja Jaguar była olbrzymią konkurencją dla Hiacynta. Natomiast wydaje mi się, że Jaguar pasuje do łazienek bardziej nowoczesnych. Opływowe kształty baterii nadają wyrafinowania łazience i to jest fajne!

Sami widzicie, wybieranie baterii (i to po pierwszych, większych selekcjach!) nie jest łatwą sprawą. Ale uwierzcie-warto zatrzymać się na chwilę w pędzie prac remontowych i wybrać biżuterię łazienkową. Baterie mają podobą historię jak lampy. W pierwszym momencie podobno nikt nie zwraca na nie uwagi, ale tak naprawdę to one dopełniają wnętrze i tworzą spójną przestrzeń.

Dajcie znać jak wy podchodzicie do wyboru baterii. Stawiacie na klasyczne rozwiązania czy bawicie się formą, kolorem?

Projekt „MISJA:Cztery kąty i taras piąty” wciąż in progress!