Miesięczne archiwum: Wrzesień 2018

Jestem w ciąży- i co teraz?

Ci z Was, którzy obserwują nas na instagramie (KLIK) już wiedzę, że…spodziewam się dziecka 🙂 To niesamowita radość! Już nie mogę się doczekać nowej roli, w której przyjdzie mi się spełnić. Póki co, spokojnie podchodzę do tematu i nie rzucam się na dziecięce ubranka czy też nie przewijam stron w internecie w poszukiwaniu nowej fury (znaczy się wózka) dla dziecka 🙂
Jednak dzięki temu nabrałam odwagi, aby poruszyć bardzo ważny temat. Temat, który chodził mi po głowie od dawna, ale myślę, że dopiero teraz jestem gotowa, aby o tym napisać.

Ciąża

Od kilku lat spadał na mnie deszcz pytań: kiedy, kiedy, kiedy. Jedni podpytywali nieśmiało, prawie szeptem, z ciekawości. Inni, Ci bardziej pewni, głośno potrafili zapytać w towarzystwie. Bez krępacji, bez wrażliwości, bez kultury.

Co ważne, nigdy nie było dobrej odpowiedzi. Każdy argument mógł zostać obalony. Nauka? Lepsza praca? Większe mieszkanie? Brak instynktu? Kobieto! Ogarnij się. Od wieków Twoim jedynym i nadrzędnym celem powinno być posiadanie minimum jednego dziecka. I to niezbyt późno, bo wiesz, licznik bije, lata lecą. Przecież nie chcesz być starą matką, prawda?

Uwierzcie, każda kobieta dokładnie wie, kiedy TO ma nastąpić. I żaden argument jej nie przekona, żaden głupi komentarz, żadna wymowna mina. Wiece co? Gdy ja się urodziłam mój Tata miał 30 lat. Wydawało mi się, że to bardzo późno (nawet na faceta!). Iiiii? Są duże szanse, że swoje 30ste urodziny będę świętować na porodówce. Wiele sie zmieniło na przestrzeni lat. Zarówno kobiety, jak i mężczyźni (ale im wybacza się więcej) decydują się na założenie rodziny wiele, wiele lat później niż to miało miejsce u naszych dziadków czy rodziców. Natomiast w kwestii podejścia społeczeństwa mamy status quo. Niestety.

Rodzina

O ile ja odpierałam komentarze względnie spokojnie, to nie jest to regułą. Nie wyobrażam sobie, gdybym  była w sytuacji, gdy długo staram się o dziecko lub po prostu nie mogę go mieć, a pytania o ciąże wpadałyby drzwiami i oknami. Nie potrafię pojąć bólu, który towarzyszy takim sytuacjom.
Tak, jak napisałam wcześniej. Było mi względnie łatwo, bo przede wszystkim była to moja decyzja o odłożeniu macierzyństwa na później. Ale na pewno łatwiej nie było moim rodzicom. Umówmy się, większość rodziców marzy o tym, aby zostać dziadkami. To taki dziadkowy instynkt, z którym nie wygrasz i na który nie masz wpływu. 

A ludzie potrafią być okrutni. Ile razy robicie zakupy w osiedlowym sklepie mięsnym? Raz, dwa razy w tygodniu? Bądźcie pewni, że tak samo często zostaniecie zapytani „I co została pani babcią?”, ” Jest pan wreszcie dziadkiem?”. Jeśli myślicie, że omijanie sklepów wystarczy to rozczaruję Was. Wizyta u kosmetyczki, zwykły dzień w pracy, poczekalnia u lekarza. Idziecie na spacer i spotykacie dawną znajomą. Już widzicie w jej oczach jak za moment padnie kluczowe pytanie: „Jest pani już babcią?Bo wie pani, moje wnuki mają już 6 lat i 4 miesiące, a drugie wczoraj skończyło 3 latka”. Chciałoby się wykrzyczeć: WIEM. PRZY KAŻDYM SPOTKANIU MI O TYM PRZYPOMINASZ.NIEBAWEM ZJAWIĘ SIĘ NA ICH URODZINACH Z TORTEM.

Pani z warzywniaka, znajoma znajomej, koleżanka. Nie ma reguły. Pytanie pada zawsze. Głęboko wierzę, że wiele osób pytając o ciążę moją, córki czy wnuczki, nie ma złych zamiarów. Po prostu, bezwiednie nawiązuje rozmowę. Lecz musimy pamietać, że nie zawsze w życiu układa się tak jakbyśmy tego chcieli. Na wiele spraw nie mamy wpływu i pewne tematy mogą wywołać smutek. Więc po co? Może lepiej porozmawiać o pogodzie, a nawet polityce, jeśli chcemy doświadczyć większej dozy emocji.

Podzielcie się koniecznie swoimi doświadczeniami. Spotykacie się z presją społeczną? Jak sobie z nią radzicie? A może mieszkacie w dużych miastach, gdzie tego problemu nie ma? Może ludzie ze sobą tyle nie rozmawiają? 

Czy nasze nowe mieszkanie będzie nudne?

Projekt „MISJA: Cztery kąty i taras piąty” trwa i ma się całkiem dobrze. Opóźnienie ze strony dewelopera nie zniechęca nas do działania. Montujemy listwy, wstawiamy drzwi wewnętrzne i zaczynamy meblować. Baaardzo chcemy już być „na swoim”, ale jeszcze musimy wykrzesać z siebie odrobinę cierpliwości.

Dzisiaj chciałabym Wam przybliżyć klimat naszego mieszkania. W niektórych sprawach jestem okropnie przewidywalna i nawet, jeśli sama liczyłam na pewną dozę szaleństwa, to i tak ostatecznie skończyło się na zachowawczych ruchach. Natomiast, są pewne kąty i meble, które pewnie Was zaskoczą (biorąc pod uwagę moją nudną naturę:D). No to zaczynamy!

Biała kuchnia. Znowu biała kuchnia. Wiem, pisałam o moich szalonych planach z szarym kolorem w roli głównej. Ba, były nawet nieśmiałe myśli o czerni, ale skończyło się jak zawsze.

Postawiłam na nowoczesność. Gładkie, matowe fronty, z zabudowaną lodówką, tak aby kuchnia tworzyła spójną bryłę i dobrze komponowała się z otwartym salonem oraz jadalnią ( a nawet gabinetem). Aby ocieplić klimat kuchni, wybrałam drewniane blaty. O tym, czy była to racjonalna decyzja pewnie podzielę się z Wami po kilku miesiącach użytkowania. Czy obawiam się, że blaty nie wytrzymają temperamentnego gotowania? Obawiam się. Ale marzyłam od zawsze o drewnie na blacie, więc nie mogłam inaczej. Sami rozumiecie…

Biel w kuchni ma mnóstwo zwolenników, ale także przeciwników. Są osoby, które mają odruch wymiotny na widok białej kuchni. I wcale się nie dziwię, bo to nic odkrywczego. Ale umówmy się: klasyka to klasyka.
Żeby przełamać anielski klimat  mam zamiar pójść w totalne przeciwieństwo. Czerń. Na pierwszy ogień idzie czarna wyspa, która nie tylko pozwoli na przygotowanie posiłków, będzie dodatkowym miejscem do przechowywania, ale także daje możliwość zjedzenia szybkiego śniadania.
Stół w jadalni ma być względnie duży ( czyli pomieści więcej niż 4 osoby). A przy stole? Mix krzeseł ( formy, kolory), a nawet marzy mi się ława.
Obowiązkowym meblem ma być kredens w ciemnym kolorze. Z ust totalnej przeciwniczki ciemnych mebli może to brzmieć dziwnie, ale naprawdę mam ochotę na kontrast i przełamanie bieli.

Uwielbiam, gdy rano budzą mnie promienie słońca, które wpadają przez okno. Ale umówmy się-nie podoba mi się, gdy sąsiad widzi mnie rozespaną, z cebulą na głowie i w rozciągniętej koszulce. Mieszkanie jest tak usytuowane, że okna z sypialni, gabinetu i pokoju dodatkowego wychodzą centralnie na sąsiadów. Na domiar złego, ta odległość jest serio mała, więc inwigilacja sąsiedzka aka big brother staje się niesamowicie realna. Dlatego szukając funkcjonalnych, ale też ładnych rozwiązań postawiliśmy na drewniane żaluzje.

Nie ukrywam, miałam obawy. Bałam się wymiarowania oraz samodzielnego montażu. I wiecie co? Całkiem niepotrzebnie. Dziewczyny z naszedomowepielesze.pl dokładnie wytłumaczyły, jaki rodzaj montażu będzie w naszym przypadku najlepszy i poradziły, co i jak zmierzyć.
Wybraliśmy żaluzje pod kolor okien. Świetnie wyglądają i już teraz wiem, że spokojnie dodadzą intymności. A jak z montażem? Tutaj pytanie do Bartka, ale z tego co mówił, raz-dwa i żaluzje były gotowe 🙂
Uważam, że to była jedna z najlepszych decyzji. Na początku myślałam, że wystarczą same zasłony oraz firany, ale nie. Nic z tych rzeczy. Nie mam ochoty, aby być ciągle podglądana. Resztę okien mamy z widokiem na pole. Zero sąsiadków, jedynie myszy polne… Ale nie wykluczam, że może i tam z czasem zdecydujemy się na te żaluzje.

O gabinecie już Wam pisałam. Jest to wydzielony kąt ( wcale nie taki mały), otwarty na jadalnię, salon i kuchnię. W przyszłości jest plan, aby wydzielić tu osobny, dodatkowy pokój, ale na ten moment, będzie to przede wszystkim moje królestwo. Tak moje, że musiałam zaszaleć z różową farbą. Dobrze widzicie i czytacie. Jedną ze ścian pomalowałam na kolor pudrowego różu. To chyba największe ścienne szaleństwo, które do tej pory miało miejsce w moim dorosłym życiu ( nie liczę ostrej, amarantowej ściany w moim pokoju, w domu rodziców z czasów licealno-studenckich). Pewnie zastanawiacie się dlaczego akurat róż? To był impuls. Zamówiłam testery kolorów i z czystej ciekawości wybrałam pudrowy róż. Jak nim pomalowałam kawałek ściany, to wiedziałam, że muszę go gdzieś wykorzystać. Nie chciałam katować Bartka różem w sypialni, więc uznałam, że doskonałym miejscem będzie ściana w kąciku biurowym.

Dobrze, już wiecie, że są drewniane, białe żaluzje, różowa ściana, ale co jeszcze? Marzy mi się duże biurko z białym blatem oraz kozłami w kolorze naturalnego drewna. Nad biurkiem zawieszony będzie złoty, druciany organizer od naszedomowepielesze.pl. Obok jakaś biała szafka z szufladami oraz drewniany regał-drabinka również od naszedomowepielesze.pl. Organizer oraz drabinkę zamówiłam razem z żaluzjami i jestem oczarowana. Nie mogę się doczekać, aż mój home office nabierze kształtów ( a w zasadzie mebli) i będę mogła z wielką przyjemnością pisać właśnie tam posty na bloga.

Mówcie mi: TAPECIARA. 20 lat temu w każdym domu była tapeta. Wszystko ociekało tapetą. Nikt nie malował ścian, tylko śmigał do sklepu i wybierał świecące papiery i kleił je na ścianach. Dlatego obiecałam sobie, że nigdy u siebie tego nie zrobię…Ale moda się zmieniła, tapety zyskały nowy wymiar… I zaryzykowałam. W pokoju dodatkowym, na jednej ze ścian położyliśmy (tzn. Bartek i nasz przyjaciel Piotrek :D) tapetę o bardzo nachalnym wzorze. Bałam się, że coś może nie wyjść, że wzór będzie zbyt intensywny, tym bardziej, że tapetę kupiłam w styczniu, wtedy gdy nasze mieszkanie to był jeden, wielki openspace, ledwo zadaszony. Ale udało się. Tapeta idealnie pasuje do podłogi oraz szarych ścian. 

O łazience już kiedyś było. Po krótce, na podłodze położyliśmy marokańską mozaikę, a na ścianie duże, białe kafle. Jeśli nie pamiętacie, to zajrzyjcie do wpisu o biżuterii łazienkowej (KLIK). A co z resztą? Szafka pod umywalkę jest w kolorze delikatnej szarości. Jest pojemna, co było dodatkowym argumentem, aby ją kupić ( 80 cm). Na umywalce położymy bambusowy blat i misę-umywalkę. Oprócz głównego oświetlenia, punktem świetlnym będzie…lustro. Marzyło mi się od zawsze okrągłe, duże lustro. Takie rodem ze skandynawskich katalogów wnętrzarskich. Ale gdy zobaczyłam w sklepie MCJ (klik) podświetlane lustro, to wiedziałam, że muszę je mieć. Wybrałam model CERCHIO (tutaj możecie je zobaczyć KLIK). Czekam, aż tylko deweloper zadba o podłączenie mediów, a wówczas porobię zdjęcia i pokażę Wam całokształt naszych prac 🙂

Jak widzicie, nie zdradzam Wam wszystkich tajemnic. Na to, jak wyglądać będzie salon czy sypialnia musicie trochę poczekać. Jedno jest pewne: łóżko na które się zdecydowaliśmy jest petardą. Oprócz wyglądu, jest też niesamowicie wygodne. Wystarczy na nie spojrzeć, a człowiek już odpoczywa 🙂 Ale o tym niebawem…

Dajcie znać co sądzicie o naszym mieszkaniu. Co Wam sie podoba? A może do pewnych rozwiązań nie jesteście przekonani? Czekam na Wasze komentarze 🙂