Miesięczne archiwum: Lipiec 2019

Dobre nawyki, które uszczęśliwiają na co dzień

Codzienne rytuały

Odkąd pamiętam Mama mówiła mi, że siedzenie w domu nie oznacza, że mam leżeć w spranym dresie, z nieświeżymi włosami. Wracam myślami jak sama, każdego ranka, starannie układała włosy, malowała rzęsy czarnym tuszem i zakładała wyprasowaną, zwiewną sukienkę. W codziennym rozgardiaszu, między gotowaniem zupy, a robieniem prania, zawsze znajdowała czas na chwilę dla siebie. Parząc kawę zastanawiała się, w którym kubku ma ochotę ją wypić. A później rozkładała się wygodnie na kanapie, wertując ulubione czasopismo. Ktoś powie „ Na litość boską! Ale po co?”. A ja wiem po co. Te codziennie rytuały sprawiały, że moja Mama była zawsze uśmiechnięta, bo szukała radości nawet w najdrobniejszych czynnościach. I tak jej zostało do teraz. Do dziś zdarza mi się przyłapać ją, jak siedzi przy filiżance gorącej kawy i zajada się ciastem z bitą śmietaną.

Urlop?

Teraz szczególnie biorę sobie do serca rady Mamy. Pogodzenie opieki nad małym dzieckiem, pracy oraz ogarnianie domu (potocznie zwane urlopem macierzyńskim) jest nie lada wyzwaniem. Dodatkowo, wszystkie czynności w większości wykonujemy w domu, więc można się nieźle rozleniwić, a cenny czas może przelać się przez palce w tempie błyskawicy. Chociaż czasami, po nieprzespanej nocy, nie mam najmniejszej ochoty na ogarnianie siebie, to wiem, że jak się doprowadzę do ładu, będzie mi łatwiej.

Rozpieszczaj się i spełniaj marzenia

Dbam też o takie drobnostki jak np. celebrowanie posiłków. Z rana mam najwięcej energii, więc to do śniadań pałam największym sentymentem. Nieważne czy to miseczka z płatkami musli i mlekiem, czy jajecznica, bo forma podania jest niebywale ważna. A od niedawna rozpieszczam siebie jeszcze bardziej. Zawsze marzyła mi się przepiękna porcelana. Oczami wyobraźni widziałam jak układam ją starannie na półkach wielkiego kredensu i wyglądam ukradkiem przez okno starej kamienicy parząc herbatę. I wyobraźcie sobie, że sen o klasycznym komplecie porcelany się ziścił. Biała zastawa delikatnie przyozdobiona złotą lamówką z kolekcji MariaPaula Klasyka Złota Linia prezentuje się fenomenalnie. Chociaż cieszy oko wyeksponowana za szybą komody w centralnym punkcie mieszkania, to zdecydowanie mi to nie wystarcza. Sięgam po nią nie tylko od święta, ale także w zwykłe dni, szczególnie, gdy zapowiada mi się sporo pracy przed komputerem. I za każdym razem cieszy mnie dotyk tego tak delikatnego przedmiotu – doceniam klasyczny kształt, jasną biel i subtelne, złote zdobienie. Wiecie, że to prawdziwe złoto, w dodatku ręcznie nakładane? Wyobraźnia zawsze podsuwa mi obraz artysty- złotnika cierpliwie malującego cieniutkim pędzelkiem równe, złote linie na kolejnych filiżankach i miseczkach… I tak jest w istocie. Artystki z fabryki porcelany faktycznie ręcznie nakładają złoto malując złote paseczki. Filiżanka gorącej kawy lub herbaty, a do tego ulubione gofry z owocami skruszone cukrem pudrem – i nawet zwykła chwila zamienia się w małe święto 🙂

Ważne są małe rzeczy

Nikt mi nie powie, że małe rzeczy nie mają znaczenia. To właśnie one kreują naszą rzeczywistość. Zdecydowanie jestem bardziej produktywna, gdy otaczam się ładnymi przedmiotami, a wokoło panuje względny porządek. Często obok mnie leży moja mała córeczka, spoglądając na to co robię niewinnie się uśmiecha. Jestem pewna, że historia się powtórzy i tak jak ja po swojej Mamie, tak ona po mnie odziedziczy dobre nawyki. Za 30 lat to Klara będzie mnie przyłapywać, gdy korzystając z chwili wytchnienia będę popijać herbatę w swojej ulubionej, porcelanowej filiżance…

Processed with VSCO with a4 preset

Najszybszy sposób na zmianę aranżacji

Ostatnio szturmem ruszyłam na nasz dom, trzymając pod ręką stos ramek i plakatów. Miesiąc temu odświeżaliśmy wnętrze malując ściany i przedstawiając niektóre meble. Czyste, dziewicze ściany wołały do mnie każdego dnia, abym coś z nimi zrobiła. A co się sprawdza w takich sytuacjach najlepiej? Plakaty!

Dlaczego plakaty są fajne?

No właśnie, dlaczego plakaty są fajne? Dla mnie to możliwość spersonalizowania wnętrza, a także szybki sposób na jego zmianę. Wystarczy kilka ramek i już! Swoje plakaty wybrałam w większości w sklepie BlueBird Design. Natura, motywy urbanistyczne, botanika, typografia to tylko namiastka tego, co możecie tam znaleźć. Jesteście ciekawi jakie plakaty wybrałam do salonu, sypialni, korytarza, domowego biura i jadalni?

Salonowy misz-masz

W salonie zaszalałam na całego, bo o ile w innych pomieszczeniach delikatnie podchodziłam do wbijania gwoździ, to tutaj mnie (a w zasadzie mojego męża po moich namowach) poniosło 🙂 Stworzyłam mini galerię, gdzie pojawiły się nie tylko plakaty, ale też rodzinne zdjęcia.

Jadalniana stagnacja

Cały czas się zastanawiam, co tu zrobić. Cyklicznie zmieniam koncepcję nad komodą. Wisiały nad nią różne półki, a teraz zdecydowałam się rozłożyć plakaty bezpośrednio na blacie, a taże na podłodze. Usunęłam też materiał z szyb w komodzie, dzięki temu mogę wyeksponować bardziej moje skarby.

Sypialnia

Tutaj także położyłam ramę na komodzie. Lubię wiszące galerie na ścianie, ale czasem właśnie mam ochotę na coś mniej zobowiązującego. Taką ramę z plakatem mogę dowolnie przestawiać bez ryzyka pozostawienia dziury po gwoździu.

Domowe biuro

W panieńskim pokoju Marceliny jest miejsce do pracy. Po prawej stronie stoi otwarty regał, ale miałam problem z lewą częścią. Cały czas czegoś mi brakowało. Jak wypełniłam tę lukę? Wielkim plakatem przedstawiającym mapę Warszawy. Według mnie idealnie wpisuje się w klimat domowego biura.

Babski korytarz

Nie przypominam sobie, żebym wcześniej Wam pokazywała nasz korytarz na piętrze. Może dlatego, że nic szczególnego w nim nie widziałam? Teraz nieco się tutaj zmieniło, bo zawiesiłam grafiki przedstawiające kobiety. Jeden motyw na takiej przestrzeni to był strzał w dziesiątkę. Nagle korytarz zrobił się „jakiś”. Jak Wam się podoba?

Plakaty, które wykorzystałam:

Mapa Warszawy – klik
Kobieta Bunny Hat – klik
Palma – klik
Kwiat Simplicity – klik
Kobieta Woman- klik
Kobieta Sleeping beauty- klik
Litera K – klik
Napis „Happy place” – klik
Ręcę „better together” – klik
Kwiaty na ciemnym tle: klik

Mój rytuał picia kawy w najlepszej porcelanie

Ludzie podobno dzielą się na tych, którzy lubią herbatę oraz na tych, którzy wolą kawę. Nie inaczej jest w mojej rodzinie. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że rytuał picia kawy i herbaty – wedle upodobań – jest na stałe wpisany w pejzaż mojego domu. Każdy ma swój ulubiony kubek bądź filiżankę i tak spędzamy czas rozmawiając czy też grając w karty. Wszyscy siadamy wokół okrągłego stołu częstując się domowym ciastem (tak tak, ciasto koniecznie musi być).

Często, gdy biorę w rękę filiżankę z herbatą (czasami z kawą), dopadają mnie wspomnienia. Przymykam oczy i widzę taki obrazek: ja i moi kuzyni, jeszcze w „krótkich spodenkach”, ganiamy się po mieszkaniu denerwując przy tym resztę towarzystwa. Ale gdy padała groźba „Uspokójcie się albo nie dostaniecie ciasta” nagle zwalnialiśmy i nie w głowie były nam szaleńcze rajdy między stołem a meblościanką. Gorzej, gdy już wypchaliśmy swoje dziecięce brzuszki słodkościami, wówczas żadna groźba czy kara na nas nie działały.

A właśnie, wspomniałam Wam o meblościance. Kultowy mebel gościł praktycznie w każdym domu. Znacie kogoś kto poszedł własną drogą i poczuciem stylu, i z niej zrezygnował? Szczerze mówiąc – ja sobie nie przypominam. W pamięci za to mam bardzo ładną (jak na owe czasy) meblościankę mojej chrzestnej Jadwigi. A w pierwszym rzędzie na półkach miała wyeksponowaną swoją najładniejszą porcelanę. Sama zwykle przyznawała, że wprost uwielbia każdego ranka wybierać sobie inną filiżankę i popijać w niej kawę. Sprawiało jej to niebywałą radość. Bo muszę powiedzieć, że w mojej rodzinie porcelana zawsze była nie tylko wyposażeniem kuchni ale i nieodłącznym atrybutem spotkań – i tych wielkich uroczystości rodzinnych, i tych codziennych, jak plotki z przyjaciółką przy kuchennym blacie. Porcelanę po prostu używaliśmy i cieszyliśmy nią oczy przy każdej nadarzającej się okazji.

Coś chyba w tym jest, że „dziedziczymy” cechy po naszych chrzestnych, bo ja to zamiłowanie do otaczania się piękną porcelaną właśnie mam po mojej chrzestnej Jadzi. Nawet Marcelina śmieje się, że gdy pyta co mi się marzy w prezencie na urodziny czy też inną okazję, ja zazwyczaj wskazuję nowe kubki,  filiżanki, dzbanuszki… Początkowo każdy załamywał ręce. Mąż – bo gdzie będziemy to wszystko przechowywać, córka – bo jak można zawsze przychodzić w urodziny z ceramiką, koleżanki – czy nie nudzą mi się te wszystkie ekspozycje i jak daję sobie radę z kurzem, który namiętnie się na nich osadza. A mi nigdy dość!

Tym razem chciałabym się wam pochwalić najnowszą zdobyczą: kompletem polskiej porcelany MariaPaula z kolekcji Nova. To elegancka zastawa o nowoczesnym kształcie, która przyciąga swoją prostotą – czyli to co lubię najbardziej. Wygodne uchwyty, ładnie zarysowana linia rantu czy harmonijny dizajn – to wszystko zadecydowało o wyborze tej właśnie kolekcji. Na pierwszy rzut oka wydaje się skromna i klasyczna, jednak gdy przyjrzeć się bliżej, widać jej elegancką formę, pięknie wyprofilowane uszka filiżanek czy wysmukłe kształty czajniczka. Sami zobaczycie na zdjęciach, że komplet prezentuje się bajkowo i idealnie wpisuje się w klimat mojego wnętrza. Nie mogę się doczekać, gdy zaproszę całą rodzinę na obiad i zaserwuję im dania na nowej zastawie. Wnętrza przecież to nie tylko meble czy dodatki, ale też akcesoria, a ja przywiązuję do nich ogromną wagę.

Uwielbiam też sama siadać przy stole z filiżanką dobrej kawy (czasem herbaty ? ) w towarzystwie ciasta. Może wynika to z moich wspomnień z czasów dzieciństwa, a może po prostu – tak jak kawa i ciasto – jest to połączenie idealne. A skoro już jesteśmy przy ciastach: mam kilka sprawdzonych przepisów, ale zdecydowanie numerem jeden jest sernik. To taki klasyk, który przewija się przez wszystkie spotkania rodzinne, większe imprezy itp. Z mojego przepisu wychodzi ciasto bardzo zbliżone do smaku tego sernika z dzieciństwa, który pamiętam u mojej Mamy. Zwykle dodaję do niego jakieś owoce, a wierzch smaruję polewą czekoladową. I wiecie co? Gdy planujemy rodzinne spotkanie, to moja Mama szepcze mi do ucha: „Ewelinko, weź upiecz ten Twój sernik”. Uśmiecham się wtedy pod nosem, bo jaki to mój sernik? Przecież to przede wszystkim smaki mojego dzieciństwa 🙂 Jeśli macie ochotę na kawałek serniczka to poniżej znajdziecie przepis.

Sernik ( okrągła forma o średnicy 22-24 cm)

Składniki:

– 125 g masła
– 650 g twarogu (zmielonego)
– 5 dużych jajek
– 220 g drobnego cukru
– 3 łyżki kaszy manny
– 1 budyń śmietankowy (opakowanie)
– 1 cukier waniliowy (opakowanie)
– pół szklanki śmietanki 36%
– pół szklanki bakalii

Przygotowanie:

Masło ucieramy w misce do puszystości. Dodajemy porcjami twaróg, ucierając. W osobnym naczyniu ucieramy jajka z cukrem do białości. Dodajemy to do masy serowej i delikatnie miksujemy. Dokładamy pozostałe składniki: kaszę mannę, budyń, cukier waniliowy. Miksujemy do połączenia się składników. Wlewamy śmietanę i znowu miksujemy. Na końcu dodajemy bakalie . Formę wykładamy papierem do pieczenia, wlewamy masę serową i pieczemy około godzinę w temperaturze 170 stopni. Następnie sernik studzimy przy uchylonym piekarniku.

Opcjonalnie:

Sernik możemy polać polewą czekoladową ( w 50 ml śmietanki 36 % rozpuszczamy ¾ tabliczki czekolady na wolnym ogniu) i dodajemy maliny oraz liście mięty.

Smacznego! I do tego filiżanka dobrej kawy lub herbaty – koniecznie w pięknej porcelanie!