Archiwa tagu: skandynawskie wnętrza

Co robić w domu, żeby nie zwariować [Koronawirus]

Nie panikuj

Wiem, że łatwo mówić, ale panika w tej sytuacji nic nie pomoże. Nie wiem, czy ktokolwiek spodziewał się, że cały świat znajdzie się w potrzasku. Zamknięte granice, galerie, siłownie, kluby. W naszej diecezji odwołano nawet msze święte. Ostatnio głównym pytaniem jest: czy zrobiłaś zapasy? Tak, zrobiłam zapasy, ale nie jest to ilość, która pozwoli nam przeżyć miesiące bez wyjścia z domu 🙂 Zwykle robiłam zakupy „na zapas”, żeby nie chodzić co dwa dni do sklepu, więc teraz nie jest inaczej. 

Lepiej zapobiegać, niż leczyć

Wszyscy podchodzimy do problemu poważnie. Od samego początku nie bagatelizujemy sytuacji, w której każdy z nas się znalazł. Powiedziałabym nawet, ze zdecydowaliśmy się (jako rodzina)podjąć drastyczne kroki wobec naszych kontaktów towarzyskich. Nie spotykamy się ze znajomymi, ale też z moimi rodzicami kontakt odbywa się przy drzwiach. Są starsi, także nie chcę narażać ich na niebezpieczeństwo, więc robię im zakupy, tak żeby nie musieli wychodzić i spędzać czasu w dużych skupiskach ludzi. Również Marcelina zaszyła się z mężem i Klarą w domu. Kiedy nie musimy-nie wychodzimy z domu. Całe dnie w czterech ścianach mogą być nudne, ale ja staram się urozmaicać czas jak tylko mogę.

Co miałeś zrobić kiedyś, zrób na kwarantannie

Pewnie macie takie rzeczy, które odkładają się w głowie na później. Porządek w szafach, posprzątanie piwnicy, wyprasowanie zaległego prania etc. Można tak wymieniać i wymieniać. U mnie niewątpliwie numerem jeden na liście rzeczy „to do” było przemalowanie bieliźniarki w salonie. Jej pierwotny kolor – zieleń – był piękny, ale z biegiem czasu okropnie mi się opatrzył. Wiedziałam, że muszę coś zdziałać. Wybrałam dla niej nowy kolor- beżowy. Chociaż nie mam cierpliwości do takich metamorfoz, to tym razem malowanie sprawiało mi przyjemność 🙂 A efekt „po” jeszcze bardziej mnie ucieszył 🙂 Przyznajcie się, komu nowa wersja bieliźniarki przypadła do gustu, a kto tęskni za zielenią? 

Ściskam, Ewelina

Seriale, które musicie obejrzeć + nowy sprzęt w salonie

Łapanie chwili

Kilka lat temu mogłabym spokojnie obejść się bez telewizora. Słabe programy nie przyciągały, aby usiąść przed szklanym ekranem. Wiadomości bardziej się czytało w Internecie niż wyczekiwało godziny zero, żeby załączyć dziennik. Dzisiaj jest zupełnie inaczej!

Przede wszystkim, do zmian przyczyniły się takie platformy jak np. Netflix, gdzie możemy oglądać filmy z najwyższej półki oraz całkiem dobre seriale. Ja mam kilka swoich ulubionych pozycji, które śledzę niemal z zapartym tchem. Moim ostatnim odkryciem jest chociażby „Rodzina plus”. Bardzo polecam! Pełną listę pozycji, których obejrzenie rekomenduję Wam z całego serca, znajdziecie na końcu wpisu wraz z krótkim opisem fabuły. Ciekawe, czy są tam też Wasi faworyci?

Teraz, gdy na świecie pojawiła się Klara, wszystko robię w biegu. Dlatego nawet jak sprzątam czy się maluję, to lubię załączyć sobie ulubiony sezon serialu. Z Bartkiem także doceniamy czas spędzany razem i nie ukrywamy, że wolimy podrzucić Klarę dziadkom, a w tym czasie odpuścić kino, ale wybrać się do restauracji lub pograć w squasha. Dlaczego? Bo zdecydowanie bardziej podoba nam się pomysł zobaczenia filmu w domowym zaciszu na kanapie, z paczką popcornu, gdy Klara pójdzie spać.

Od niedawna możemy uskuteczniać swój rytuał, bo w naszym salonie pojawił się nowy telewizor Philips Performance 7334 . Wieczorami odbywają się u nas mini zawody pt. „Kto dziś szybciej utuli Klarę do snu”. Trzeba przyznać, że mamy sporo samozaparcia, bo ostatni rekord to godzina 18.30! Zgadnijcie, co robimy, jak Klara zaśnie? Bierzemy szybki prysznic i zasiadamy przed telewizorem. Oglądamy film, słuchamy świetnych koncertów, a w międzyczasie streszczamy swój dzień, tak aby nadrobić stracone godziny, kiedy Bartek jest w pracy.

Wreszcie liczy się także DESIGN

Do elektroniki podchodzę bardzo „po babsku”, więc wybór sprzętu nigdy nie jest prosty. Istotne są dla mnie dane techniczne, bo nie ma nic gorszego jak słaba jakość obrazu lub niewyraźny dźwięk. I tu nasz nowy telewizor daje radę, bo w przystępnej cenie oferuje sporo funkcji i rozwiązań technologicznych dostępnych dotychczas w modelach premium. Natomiast równie ważny jest dla mnie design. Pamiętam jak jeszcze parę lat temu, gdy na rynek wchodziły nowe telewizory, z niesmakiem spoglądałam na te wielkie czarne pudła. Telewizory wydawały się przysadziste, bo chociaż liczba cali nie była piorunująca, to już gruba ramka otaczająca szklany ekran bardzo wpływała na gabaryty sprzętu. A jak to wygląda teraz? Telewizor marki Philips TV, który widzicie na zdjęciach ma aż 55 cali, ALE dzięki temu, że został dobrze zaprojektowany, to nie przytłacza wnętrza. Cienka rama w kolorze srebrnym, do tego minimalistyczna srebrna  podstawa. Bajka!

Ambilight, czyli telewizja dobra dla oka

Projektując wnętrza, zwracam uwagę, aby nieopodal telewizora umieszczać np. lampę stołową. Nie chodzi tu o kwestie wizualne, ale zdrowotne. Patrząc w ekran telewizora, skupiamy uwagę na jednym punkcie. Taka mała lampa jest pomocna, aby trochę odciągnąć nasz wzrok i pozwolić mu odpocząć. Tym razem marka Philips TV zadbała również o nasze zdrowie, a to wszystko za sprawą funkcji Ambilight. Co to takiego? To zaawansowany system diod Led montowany z tyłu telewizora, którego światło odzwierciedla w czasie rzeczywistym to, co dzieje się na ekranie. Oprócz tego, że od teraz oglądanie telewizji nie jest tak męczące dla naszych oczu, to jeszcze funkcja Ambilight dostarcza nam dodatkowych wrażeń. Efekt ten jest najbardziej widoczny wieczorami, przy zgaszonym świetle.

Rozmiar ma znaczenie

Gdy na rynku pojawiły się płaskie telewizory, większym zainteresowaniem zaczęła się cieszyć liczba cali. Z drugiej strony, każdy obawiał się, żeby telewizor nie był za duży i nie przytłaczał wnętrza. Dochodziła do tego kwestia zdrowotna, aby nie siedzieć blisko telewizora, więc konsumenci zachowawczo podchodzili do większych rozmiarów telewizora. Obecnie technologia poszła do przodu i dzięki temu nasz wzrok tak szybko się nie męczy. Za większym gabarytem telewizora przemawiała u nas dodatkowo spora przestrzeń. Mamy otwarty salon na kuchnię, jadalnię, a także kącik biurowy. Zależało nam, aby swobodnie oglądać ulubiony serial, gotując jednocześnie obiad czy też zerkać na nowy odcinek vloga, pracując przy biurku. Teraz jest to tym łatwiejsze, że nasz nowy telewizor ma obrotową podstawę, więc możemy jednym ruchem tak ustawić ekran, aby komfortowo patrzeć na niego z różnych miejsc w pomieszczeniu.

Pilot zawsze na widoku

Pamiętam, jak notorycznie rodzice wojowali o pilot. Tata chciał mieć go zawsze na widoku, a mama czekała na okazję i chowała go, aby nie straszył  na jej białym stole. Spójrzcie na pilot, który jest dołączony do naszego nowego TV. Oprócz tego, że jest srebrny oraz ładnie nawiązuje do telewizora, jest także intuicyjny. Ale to nie wszystko! Uwaga! Pilot jest…dwustronny. Na froncie znajdują się podstawowe przyciski do sterowania sprzętem, natomiast gdy go odwrócimy, to znajdziemy klawiaturę! Wyszukiwanie nowego sezonu serialu nigdy nie było tak proste i szybkie. Dla mnie to strzał w dziesiątkę!

Kolejne ułatwienie to Google Assistant i polecenia głosowe, dzięki czemu można po prostu wydać określoną komendę lub wypowiedzieć tytuł ulubionego filmu. Co więcej, pilot jest wyposażony w takie przyciski jak np. Ambilight, co pozwala na szybkie wyłączenie tej funkcji albo dostosowanie jej do swoich potrzeb. Największym hitem jest jednak klawisz Netflix, który od razu przekierowuje nas do platformy z ulubionymi serialami oraz filmami.

Umilacze

Chociaż wieczory są ciepłe i warto je spędzać na świeżym powietrzu, to jestem pewna, że i tak potrzebujecie sporej dawki poleceń. Może tak jak my czekacie aż wasze dziecko słodko zaśnie, aby mieć chwilę dla siebie, albo potrzebujecie rozrywki podczas prasowanie wielkiej sterty ubrań całej rodzinki…lub też zapobiegawczo tworzycie serialową listę must have na jesienne długie wieczory. Tak czy siak, mam dla Was kilka propozycji.

1. Rodzina plus – moje ostatnie odkrycie. Szwedzka produkcja, która porusza temat rodzin patchworkowych w zarówno komediowy, jak i dramatyczny sposób. Oprócz ciekawych tematów i zabawnych dialogów znajdziecie tu porządną dawkę szwedzkich wnętrz.

2. Dom z papieru – hiszpański serial. Trzymający w napięciu opowiada historię niejakiego Profesora, który kieruje akcją rabunku mennicy narodowej. Nigdy tak nie wyczekiwałam kolejnego sezonu!

3. Lucyfer – główny bohater znudzony swoim bytem udaje się do Los Angeles, gdzie zostaje właścicielem klubu nocnego. Genialna kreacja aktorska opatrzona celnym dowcipem, a całość wzbogacona o zagadki kryminalne.

4. Homeland – serial dramatyczny, trzymający w nieustannym napięciu. Opowiada historię
jeńca wojennego, który zaginął po ataku na kryjówkę terrorystów w Iraku.

5. Pracujące mamy – realistyczna wizja macierzyństwa! Nr 1 dla każdej mamy, a także przyszłej mamy 🙂 Lekki, satyryczny.

6. Orange is the new black – pierwsze sezony wciągają bardzo, a widz wchodzi całym sobą w więzienny klimat serialu. Po kilku sezonach robi się trochę bardziej przewidywalnie, ale to nie zmienia faktu, że warto obejrzeć!

Wszystkie wspomniane seriale obejrzycie na platformie Netflix 🙂

Najszybszy sposób na zmianę aranżacji

Ostatnio szturmem ruszyłam na nasz dom, trzymając pod ręką stos ramek i plakatów. Miesiąc temu odświeżaliśmy wnętrze malując ściany i przedstawiając niektóre meble. Czyste, dziewicze ściany wołały do mnie każdego dnia, abym coś z nimi zrobiła. A co się sprawdza w takich sytuacjach najlepiej? Plakaty!

Dlaczego plakaty są fajne?

No właśnie, dlaczego plakaty są fajne? Dla mnie to możliwość spersonalizowania wnętrza, a także szybki sposób na jego zmianę. Wystarczy kilka ramek i już! Swoje plakaty wybrałam w większości w sklepie BlueBird Design. Natura, motywy urbanistyczne, botanika, typografia to tylko namiastka tego, co możecie tam znaleźć. Jesteście ciekawi jakie plakaty wybrałam do salonu, sypialni, korytarza, domowego biura i jadalni?

Salonowy misz-masz

W salonie zaszalałam na całego, bo o ile w innych pomieszczeniach delikatnie podchodziłam do wbijania gwoździ, to tutaj mnie (a w zasadzie mojego męża po moich namowach) poniosło 🙂 Stworzyłam mini galerię, gdzie pojawiły się nie tylko plakaty, ale też rodzinne zdjęcia.

Jadalniana stagnacja

Cały czas się zastanawiam, co tu zrobić. Cyklicznie zmieniam koncepcję nad komodą. Wisiały nad nią różne półki, a teraz zdecydowałam się rozłożyć plakaty bezpośrednio na blacie, a taże na podłodze. Usunęłam też materiał z szyb w komodzie, dzięki temu mogę wyeksponować bardziej moje skarby.

Sypialnia

Tutaj także położyłam ramę na komodzie. Lubię wiszące galerie na ścianie, ale czasem właśnie mam ochotę na coś mniej zobowiązującego. Taką ramę z plakatem mogę dowolnie przestawiać bez ryzyka pozostawienia dziury po gwoździu.

Domowe biuro

W panieńskim pokoju Marceliny jest miejsce do pracy. Po prawej stronie stoi otwarty regał, ale miałam problem z lewą częścią. Cały czas czegoś mi brakowało. Jak wypełniłam tę lukę? Wielkim plakatem przedstawiającym mapę Warszawy. Według mnie idealnie wpisuje się w klimat domowego biura.

Babski korytarz

Nie przypominam sobie, żebym wcześniej Wam pokazywała nasz korytarz na piętrze. Może dlatego, że nic szczególnego w nim nie widziałam? Teraz nieco się tutaj zmieniło, bo zawiesiłam grafiki przedstawiające kobiety. Jeden motyw na takiej przestrzeni to był strzał w dziesiątkę. Nagle korytarz zrobił się „jakiś”. Jak Wam się podoba?

Plakaty, które wykorzystałam:

Mapa Warszawy – klik
Kobieta Bunny Hat – klik
Palma – klik
Kwiat Simplicity – klik
Kobieta Woman- klik
Kobieta Sleeping beauty- klik
Litera K – klik
Napis „Happy place” – klik
Ręcę „better together” – klik
Kwiaty na ciemnym tle: klik

Królestwo Bruna. Mieszkanie przyjaciół [4]

Cześć kochani! Powracamy do Was z cyklem postów „Mieszkania przyjaciół”. To nic innego jak zaglądanie do domów naszych znajomych oraz inspirowanie Was nowymi wnętrzami. Dla przypomnienia, do tej pory ukazały się trzy wpisy: Monika- Skandynawski design (klik), Sabina- Przytulny zakątek (klik) oraz Jola-Rodzinna Oaza (klik).

Tym razem, podglądamy mieszkanie Dominiki i Marcina, w którym niebawem pojawi się Bruno. I to właśnie Bruno zainspirował swoich rodziców to niemałej metamorfozy ich domu. Rozpoczęło się niewinnie. Do tej pory niezagospodarowany pokój miał przemienić się w królestwo małego Bruna. Zaczęły się plany, projekty, przeszukiwanie internetu w celu znalezienia wymarzonego łóżeczka, ozdób czy wózka. I myśl: a może zrobić lifting całego mieszkania? Skończyło się na malowaniu, lekkiej zmianie kolorystyki i wymianie niektórych mebli. Efekt? Znakomity! Wchodząc do mieszkania Dominiki i Marcina od razu zauważymy, że mieszkanie jest spójne. Kolor żółty jest wiodącym akcentem w sypialni i pokoju Bruna. Bazę stanowi biel oraz szarość z ciemniejszymi dodatkami.

Pewnie domyślacie się, że inicjatorką wszystkich zmian była Dominika? Faktycznie tak było, ale Marcin włożył mnóstwo pracy, aby mieszkanie wyglądało pięknie. Cierpliwie malował ściany, skręcał meble i zawieszał dodatki. Wszystko po to, aby ich maleństwo, które niebawem przyjdzie na świat miało najpiękniejszy pokój. Dominika skupiła się na DIY (zrób to sam). Dzięki temu w ich mieszkaniu znalazły się własnoręcznie wykonane m.in. pompony, plakaty, łapacz snów czy chmurki zawieszone nad łóżeczkiem Bruna. Widać, że przyszli rodzice włożyli mnóstwo pracy, ale dla takiego widoku było warto!

Zaraz pewnie przejdziecie do oglądania zdjęć, dlatego śpieszę z informacją, że mieszkanie zajmują jeszcze dwaj lokatorzy. Kevin (Ragdoll) oraz Misiek (Święty kot birmański). Kto to taki? To dwa koty, które z wielką przyjemnością pozowały do zdjęć 🙂

Nie przedłużając – zapraszamy Was na room tour! Dajcie koniecznie znać jak Wam sie podoba! 🙂

Naklejki (kropki) nadały charakteru asymetrycznej ścianie.

Mommy bag czeka spakowana na TEN dzień.

Na zdjęcia załapał się również wózek marki Cybex. 

W sypialni, ściana za zagłówkiem została pomalowana na ciemniejszy kolor. Dzięki temu w sypialni coś się dzieje, a łóżko na jej tle bardziej się oznacza.

Kuchnia jest otwarta na salon. Dominice i Marcinowi udało się połączyć te dwa pomieszczenia. Nowoczesna kuchnia z drewnianym blatem ładnie nawiązuje do przytulnego salonu, w którym pojawiła się nowa, szara sofa. Wcześniej stała tu beżowa, z eko skóry. Bez wątpienia obecna aranżacja wygląda o niebo lepiej!

Las w słoiku to nowe „dzieło” Dominiki. Prawda, że świetnie wygląda?

Apteka? Szpital? Czyli nastawienie (mężczyzn) do białych mebli.

Apteczne kredensy, szpitalne szafki, białe ściany jak w psychiatryku. Ten opis jak nic pasuje do współczesnych wnętrz. Znacie to? Spotkaliście się z takimi określeniami? Ja słyszę je bardzo często. Faktycznie kiedyś denerwowałam się, gdy ktoś moją kuchnie porównywał do apteki, ale teraz tylko się uśmiecham. Czasem nie warto wdawać się w dyskusje. Bywa, że temat wnętrz jest określany jako tabu u cioci na urodzinach. Podobnie jak w kwestii polityki-każdy myśli, że ma rację i basta! Po co sobie psuć nerwy… 

Pamiętam jak Mama zaczęła przemycać białe meble do naszego domu rodzinnego. Tata kręcił nosem, ale Mama nie tracąc energii przekonywała, że biały kredens będzie świetnie wyglądać w salonie. Historia lubi się powtarzać, bo gdy my remontowaliśmy mieszkanie to mąż również pojąć nie potrafił, że będziemy mieć białą kuchnię. Jasne ściany, białe meble -ten widok odbierał mowę gościom ( i nie był to zachwyt), którzy przekraczali próg naszego mieszkania. I wiecie co? Wcale się nie dziwię, bo jeśli ktoś jest przyzwyczajony do intensywnych zieleni, wymieszanych z fioletem i pomarańczem to może być delikatnie zszokowany widokiem mdłego, jasnego wnętrza.

Drodzy Panowie, przepraszam Was najmocniej, bo wiem, że są wyjątki, ale polecę teraz ogólnikami 🙂 Wy to strasznie uparci jesteście. Czasami wydaje mi się, że z tą bielą wojujecie wyłącznie dla zasady. Aby było po Waszemu i absolutnie nie po kobiecemu. W każdej rodzinie relacje są na różnych poziomach. Czasem role są podzielone klasycznie, tak jak prababka mówiła, że kobieta do garów i do dzieci, a chłop do pracy. Czasem jest totalny miks. Raz kobieta zrobi obiad, raz mężczyzna; raz on żarówkę wymieni, raz ona samochód umyje. Są też rodziny, gdzie to mężczyzna kuchnię za swoje królestwo uznaje, a kobieta karierę robi i nie za bardzo garnie się do prac domowych.

Jak jest u nas? Raczej tradycyjnie…Mąż w zupełności ufa mi w kwestii urządzania wnętrz ( no dobra, czasem przewróci oczami, ale generalnie problemów nie ma :)), a ja nie wtrącam się w tzw. męskie sprawy ( oj,oj to nie jest feministyczny wpis…). Nie interesuje mnie dolewanie oleju, wymiana opon. Powiem Wam zupełnie szczerze, że po ponad 3 latach małżeństwa i mieszkania razem sporo się zmieniło. Przede wszystkim Mąż zmienił swoje nastawienie do bieli i gdy uznaliśmy, że na wiosnę musimy odmalować całe mieszkanie to sam zaczął wyliczać ” tu biel, tu też biel, tam jasny szary, tu biel”. Bez cienia ironii czy błagalnego tonu i skrytego ” a może jakiś kolor?”. Ach, bo nie wiem czy wiecie, ale dla sporej części osób biel nie jest kolorem, a z szarością często bywa podobnie.

Jestem bardzo ciekawa jak to wygląda w Waszych domach! Czy również Wasz mąż, narzeczony, brat, tata tak sceptycznie podchodzą do bieli we wnętrzach? Macie wolną rękę podczas aranżacji czy jednak każdy Wasz ruch jest skrupulatnie śledzony i hamowany w kulminacyjnych momentach? A może nie tylko mężczyźni mają takie podejście? Dajcie znać! 🙂