Miesięczne archiwum: Grudzień 2016

KUCHNIA IKEA – JAKOŚĆ-DESIGN-REKLAMACJA-WYMIANA – Czy warto kupić kuchnię IKEA?

Dostajemy od Was całą masę wiadomości dotyczących kuchni. Pytania są przeróżne. Od tych ogólnych dotyczących marki, modelu po kwestię jakości, wykonania mebli aż po zagadnienia związane z reklamacją czy wymiany np. frontów. Dlatego poniżej znajdziecie kilka informacji odnośnie samego modelu, jakości wykonania, podejścia marki w zakresie reklamacji. Mam dla Was również rozwiązanie, co zrobić, gdy Wasza kuchnia została wycofana ze sklepu a Wam marzy się akurat wymiana frontów na przeszklone, aby wyeksponować ceramikę lub musicie zaopatrzyć się np. w nową listwę. 

KILKA CENNYCH INFORMACJI

Kuchnia, którą widzicie na zdjęciach to model STAT IKEA ( taka sama jak u mojej Mamy). Mam ją już ponad 3 lata. Nie oszczędzam jej, w kuchni czynnie się gotuje, sos ląduje na białych frontach, a blachy z ciastami wędrują po blatach. Fakt faktem drewniany blat mam wyłącznie na wyspie, ale wystarczy go pobieżnie potraktować papierem ściernym i zaolejować 1-2 do roku i to wszystko! Same fronty łatwo się przeciera i chociaż mój model cechuje się rowkami na szafkach to nie ma problemu z kurzem czy brudem, który zbiera się w zagłębieniach.

REKLAMACJA

Nie jest tajemnicą, że rok temu miałam przygodę z reklamacją frontu. Nie było to widoczne gołym okiem, ale faktycznie od wewnętrznej stronie, na drzwiczkach zauważyłam pęknięcie. Niby nic, ale nie chciałam doprowadzić do sytuacji, że pęknięcie pójdzie dalej. Zresztą dlaczego nie miałabym skorzystać z prawa do reklamacji?!
Po krótce, po telefonicznym zgłoszeniu reklamacji poinformowano mnie, że przyjedzie pracownik IKEA i zobaczy „szkodę”. Zgodnie z obietnicą, o umowionej wcześniej godzinie zjawił się Pan, który raz-dwa zrobił zdjęcia i spisał dokładne dane.
Następnie, również telefonicznie zostałam poinformowana o pozytywnym rozpatrzeniu mojej reklamacji. Od razu umówiłam się na wymianę frontów.
Pech chciał, że w trakcie wymiany doszło do uszkodzenia innego elementu. A że była to późna pora i zrobiło się ciemno nie zauważyłam tego, gdy pracownicy IKEA prezentowali wymieniony front. Spokojnie zadzwoniłam ponownie do IKEA i wytłumaczyłam całą sytuację. Że Panowie bardzo mili, rzeczywiście front wymienili, lecz przypadkowo co nieco się zepsuło. Ku mojemu zdziwieniu, został poproszona o zrobienie zdjęć, wysłanie ich mejlowo i to wystarczyło, aby reklamacja znowu została uznana i Panowie ( tym razem inna ekipa :)) wymienili kolejny front. Jak widzicie-nie ma problemu z uznaniem reklamacji, przynajmniej ja takowego nie miałam.

MEBLE WYCOFANE ZE SKLEPU

A co, jeśli nasza kuchnia została wycofana ze sklepu, a my chcemy dokupić jeden z elementów? Wpadłam w panikę, gdy musiałam wymienić listwę ( w końcu poległa podczas kolejnej awarii pralki i zalaniu kuchni…:P ), a na stronie żadnego śladu po kuchni STAT. Bez obaw, na stronie twojfaktum.pl możecie zamówić poprzez kuriera dowolną rzecz. Jedyne co może odstraszać to opłata za przesyłkę… 80 PLN do 30kg to nie jest strasznie dużo, ale jesli kupujemy element za np. 25 PLN to opłata nie brzmi już tak rewelacyjnie. Bądź co bądź, ważne że bez większych problemów możemy domówić coś do naszej kuchni, prawda? 🙂

CZY WARTO KUPIĆ KUCHNIĘ IKEA?

Czas na najważniejsze pytanie: CZY WARTO KUPIĆ KUCHNIĘ IKEA? Wiadomo, meble IKEA mają zarówno swoich przeciwników jak i zwolenników. Z mojego punktu widzenia: WARTO. Co za tym przemawia? Napewno ładny design, w miarę niska cena mebli, możliwość zaprojektowania pod wymiar, długa gwarancja i bezproblemowość w kwestii reklamacji. Niestety nie mogę wypowiedzieć się odnośnie sprzętu IKEA (np. piec), gdyż nie miałam z nimi styczności. Obiło mi się o uszy, że są dobrej jakości i nie ma z nimi problemów, jednak jesli sami macie doświadczenia w tym zakresie to chętnie poczytam o nich w komentarzach.

Jestem ciekawa Waszych opinii na temat kuchni IKEA. Macie takie w swoich domach? A może są one na Waszych listach marzeń? Koniecznie dacie znać 🙂

Grudniowe umilacze

Nie jest tajemnicą, że nie przepadam za zimą, padającym śniegiem i mrozem za oknem. Ale są pewne rzeczy, które umilają mi też trudny czas. Teraz jeszcze trudniejszy, bo leżę chora i poruszam się w zasięgu swojego łóżka. Więc umilaczem nr 1 napewno nazwać mogę mojego Kota, który wiernie spędza ze mną czas, tuląc się i wysłuchując moich niepochlebnych zdań na temat marnowania czasu podczas bycia chorym. Sprawy się piętrzą, czas ucieka, a ja jak na złość nie mam siły na nic…

Kolejnym umilaczem są światełka. To taki mały rytuał-każdego dnia, gdy za oknem robi się ciemno zapalam wszystkie lamki w domu. Od razu jest przytulniej, cieplej. Do tego ulubiona zapachowa świeca i wieczór zapowiada się całkiem sympatycznie.

Chociaż ostatnio mam mało czas na czytanie, to nie mogło zabraknąć u mnie książki Doroty Szelągowskiej. Na instagramie zadawaliście sporo pytań na jej temat, dużo było także niepochlebnych opinii. A co ja sądzę? Uważam, że ta książka to doskonały prezent pod choinkę, ale także mnóstwo inspiracji i pięknych zdjęć. Sama wybrałam dla siebie kilka rzeczy, które napewno przygotuję. A minusy? Minusem napewno jest jakość papieru, na którym książka została wydrukowana. Niestety, przez to same zdjecia sporo tracą i książkę nie przegląda się z takich zachwytem jak spoglądając na okładkę. Również cena nie zadowala ( książka kosztowała niespełna 50 PLN). Czy ponownie bym ją kupiła? Mimo wszystko tak 🙂

Kolejnym numer jeden na zimowe wieczory są syropy do kawy. Lubię wypić słabą kawę z mlekiem późnym wieczorem, a taki syrop piernikowy jest wówczas genialnym dodatkiem.

Pierniki! Uwielbiam je piec. Najczęściej robię to w nocy, ale w tym roku ilość mnie pokonała i zeszło mi aż do 2.30… A skąd taka ilość? Nie martwcie się nie zjem wszystkiego z moim mężem 🙂 Tradycyjnie obdaruję dziadków, rodziców, teściów a także znajomych paczuszką pierników. Ale nie tylko ja piekę świąteczne pyszności. Również Mama i Babcia pieką swoją porcję, którą także się dzielą (jasne pierniczki na zdjęciu właśnie wykonała Mama:)). Tutaj KLIK znajdziecie przepis. bez problemu możecie upiec je na ostatni moment, tuż przed Wigilią. 

Od kiedy pierwszy raz zobaczyłam te zegarki-przepadłam. Ich prosta forma tak bardzo mi się podobała, że w zeszłym roku na święta dostałam od Meża klasyczny model z białą tarczą i brązowym skórzanym pasku. W tym roku sama zrobiłam sobie prezent i zdecydowałam się na totalnie czarny model +  Cuff w kolorze różowego złota.

Jeżeli i wy marzycie o swoim zegarku marki Daniel Wellington – mam dla Was niespodziankę! Jest to rabat w wysokości -15% na całą kolekcję na hasło: sistersabout. Wystarczy wejść na stronę www.danielwellington.com/pl/ . Promocja trwa do 15.01.2017 roku.

Wreszcie

Kręcę się od rana do wieczora, stroję, zmieniam, wykładam kolejną blachę piernikami, piorę, szoruję, myję okna, prasuję, wieszam firany. Istne szaleństwo. I chociaż nie odkładam wszystkiego na ostatni moment, to nagle kilkanaście dni przed świętami zaczynam odczuwać jak czas ucieka, a jeszcze trochę zostało do zrobienia…Fugi same się nie wymyją przecież.

Choinkę miałam zostawić na sam koniec. Ze spokojem, tuż przed Wigilią chciałam wyciągnąć bombki, światełka i pozbyć się kurzu ze sztucznych gałązek choinki. Już teraz powiem Wam, że się nie udało. Wystarczyło, że Marcelina przesłała mi SMSa ze zdjęciem swojej jodły, abym wsiadła do samochodu i wyruszyła na poszukiwania żywej choinki. Pewnie, zawsze o tym marzyłam, ale wygodniej było wyciągnąć z kartonu sztuczną. Tym razem było inaczej i również wysłałam Marcelinie zdjęcie mojego drzewka. Ha,mamy remis 🙂 Ci, którzy bacznie obserwują nas na instagramie zapewnie mogli podejrzeć nasze choinkowe uzewnętrznienie.

Niebawem pochwalę się Wam moim drzewkiem, ale na ten moment muszą Wam wystarczyć domowe kadry z zastawą stołu w roli głównej. Pojawiła się też czerwień!

Kochani, dajcie znać jak u Was wygląda drzewko świąteczne. Stroicie choinkę w wigilijny poranek czy może nie wytrzymujecie i sięgacie do kartonu z bombkami wcześniej? 

 

 

Sposób na nowe sofy / pokrowce

Dostaję od Was mnóstwo pytań na temat metamorfozy mojego salonu (klik). Jednak najwięcej zapytań dotyczy sof. Dlatego postanowiłam trochę sprawę dla Was ogarnąć i opowiedzieć jak to się stało, że moje sofy przeszły taki lifting.

Pewnie pamiętacie moje skórzane, czekoladowe sofy? (jeśli nie, to koniecznie zajrzyjcie tutaj klik). Sofy zgarnęłam podczas wyprowadzki od rodziców. Oni planowali zakup nowych, a ja miałam inne wydatki. Były w bardzo dobrym stanie, wygody również nie można było im odmówić. Ale ten kolor..kompletnie nie pasował mi do mojego wyobrażenia salonu idealnego. Sama forma, ich nowoczesny kształt był w porządku, ale co zrobić z kolorem?

Wpadłam na pomysł, że kupię pokrowce. Za dwa pokrowce zapłaciłam nieco ponad 1000 PLN. To dobra cena, biorąc pod uwagę, że zakup dwóch nowych sztuk nowych mebli kosztowałby mnie o wiele więcej. Miałam  jednak kilka wątpliwości.

1.Jak wybrać kolor i fakturę tkaniny?
2.Czy pokrowce będą faktycznie pasować na moje sofy?
3.Czy poradzę sobie z ich nałożeniem?

Cały proces okazał się banalnie prosty. Sporo ułatwił fakt, że moje stare sofy kupiłam w IKEA. Nie musiałam sama szukać wymiarów sof, wystarczyło tylko wejść na stronę i wybrać model. Postanowiłam także zamówić darmowe próbki materiału. Pomogło mi to w podjęciu decyzji o kolorze i fakturze tkaniny. Ostatecznie zdecydowałam się na tkaninę 705-90 z kolekcji ETNA.

Gdy przesyłka do mnie dotarła od razu wzięłam się za nakładanie pokrowców. Okazało się to banalnie proste. Bez problemu poradziłam sobie sama 🙂 A teraz zdradzę Wam informację, gdzie znalazłam moje szare pokrowce…Na stronie www.dekoria.pl  ! W zakładce pokrowce znajdziecie nazwy sof IKEA.

Jak oceniam zakup? Według mnie pokrowce spisują się w 100%. Ładnie leżą, są wykonane z dobrego materiału. Jedyny minus to brak taśm, które umożliwiają przyczepienie materiały do nóg sofy. Z tego powodu na zdjęciach z metamorfozy mogliście zobaczyć jak materiał przy spodzie sofy wisi i nie jest przyczepiony do podstawy. Sam zakup taśm nie jest kosztowny, ale fajnie byłoby je od razu znaleźć w zestawie 🙂

Efekt wraz ze zdjęciami całego salonu przedstawiam Wam poniżej. Jestem ciekawa czy ktoś z Was już korzystał z takiego rozwiązania? Co o nim sądzicie? 

Świąteczne przystrojenie stołu

8

Witajcie Kochani! Jestem ciekawa jak radzicie sobie ze świątecznymi porządkami? Jesteście w trakcie czy może odkładacie wszystko na ostatni moment? Ja zazwyczaj małymi kroczkami staram się przybliżać do celu, tak aby tuż przed świętami mieć spokój i ewentualnie dopieszczać jeszcze swój dom bibelotami.

Martwi mnie trochę perspektywa mycia okien… Za oknem białe szaleństwo i jakoś nie uśmiecha mi się wymachiwać szmatą, gdy za oknem pada śnieg. Dlatego wolę zaszyć się w domu i np. zaaranżować świątecznie stół. Dziś w bardziej naturalnej odsłonie w towarzystwie bieli i zieleni. Jak Wam się podoba? Dajcie koniecznie znać!

podpis-e

1 4 5 7

b

10 12

a

c

18 19 2-copy

d

Przeprowadzka

photoshop
Zbliża się koniec roku i oprócz radości związanej ze świątecznymi bibelotami i zapachem pieczonych pierników, jest jedna rzecz, o której bardzo często zapominamy przez okrągłe 11 miesięcy. Aż pewnego dnia zrywamy kolejną kartkę z kalendarza, na której ukazuje się miesiąc grudzień, a my przypominamy sobie o…. ? O liście, którą tak starannie przygotowaliśmy z postanowieniami na Nowy Rok. Lista ładnie złożona, chociaż lekko zakurzona ( a kto by czysty wyszedł z dna szuflady? no kto?). Wielkimi literami zaznaczone cyfry, w niektórych miejscach atrament nieco rozmazany, ale to nic, ważne że punkt po punkcie został zapisany piórem. Nikt chyba nie myśli, że taką listę, raz do roku będzie się sporządzać zwykłym długopisem, na którym znajduje się logo proszku to prania?

Bardzo, bardzo kiepsko zajrzeć do takiej listy, gdy za oknem śnieg pada, pod kocem ciepło, a aromat ulubionej kawy z syropem piernikowym pobudza nasz węch. I jeszcze ta świadomość, że się zbyt wiele nie nawojuje przez te ostatnie dni w roku, a postanowienie będzie trzeba (niepotrzebne skreślić) : przełożyć na kolejny rok/ wyrzucić z listy marzeń/stwierdzić, że tak naprawdę wcale jego realizacja do szczęścia nam potrzebna nie jest.

Akurat miałyśmy to szczęście, że to jedno postanowienie ulokowało się w naszej głowie tak dotkliwie, że nie mogłyśmy go zlekceważyć. No dobra, przez 3/4 roku skutecznie nam się to udawało, ale w ostatnim kwartale poważnie zaczęłyśmy działać. Dzięki temu możemy Was serdecznie powitać na własnej domenie 🙂 Szczerze, nie mogłyśmy patrzeć na ten ciągnący się ogon w nazwie ( „blogspot”) i z cichą zazdrością spoglądałyśmy na nowe „domy” naszych koleżanek (i kolegów:)) po fachu.

Jak to bywa z przeprowadzką, nie wszystko ma się od razu, ale będziemy prężnie działać, aby wizyty na naszym blogu były dla Was przyjemne i inspirujące. Nie chciałyśmy wprowadzać zbędnego chaosu, więc grafika jak i rozmieszczenie korespondują z poprzednim wyglądem bloga. Czekają nas małe poprawki, ale już teraz możecie się rozgościć, usiąść wygodnie w fotelu i  czekać na nasze świąteczne inspiracje (a mamy ich całkiem sporo!).

podpis

1

2

3

4