Miesięczne archiwum: Marzec 2017

Siła tkwi w kolorze

Białe baza to podstawa. Lubię jasne meble, ściany, ale to nie oznacza, że kolor odstawiłam na bok. Lubię go w detalach. Niebieski, żółty, miętowy czy róż – to moi faworyci.Dlatego świąteczny stół napewno będzie kolorowy! Jedynie jajka bedą w naturalnym białym kolorze, albo zabarwione cebulą. Nie wiem jak wy, ale nie lubię wszelakich barwników, które przenikają przez skorupkę. Nie przepadam także za kolorowymi foliami, które trudno ściągnąć. Gdy Marcelina była mała to je uwielbiała i każde jajo musiało przybrać zafoliowaną formę…A my z mężem trudziliśmy się z jej ściąganiem. Znacie to? 🙂

Ale do świat jeszcze trochę…i całe szczęście, bo u nas nastrój remontowy. W zasadzie przemianę przejdą aż cztery pokoje. Podłogi, ściany i meble – tyle zmian! Dlatego każdą wolną chwilę spędzam na przeglądaniu i odwiedzaniu sklepów meblowych. Wizję mam, teraz czas na realizację. Nie zdradzę Wam póki co zbyt wiele… ale uwierzcie – będzie totalna zmiana!

Nie mogę się doczekać, kiedy pokażę Wam efekty tych prac 🙂 Ściskam Was mocno!

Simple life, sposób na funkcjonalne wnętrze

Wiecie co? Jestem dzieckiem idealnym. Wszędzie jeżdżę z Mamą, nie wykłócam się, że chcę zostać w domu, tylko pakuję walizkę i jadę. Spokojnie, tak to wygląda, gdy się z Mamą bloga prowadzi 🙂 A tak na serio, to tydzień temu wróciłyśmy z Poznania, gdzie na zaproszenie marki VOX pojawiłyśmy się na prezentacji nowej kolekcji Simple Life by VOX. Wykłady, spotkania, poznawanie nowych rozwiązań, oglądanie ekspozycji – pierwszy dzień był bardzo intensywny. Kolejny dzień to przede wszystkim zwiedzanie targów poznańskich, o czym napewno wspomnimy Wam w poście z cyklu „Last month”. Bądźcie cierpliwi 🙂

Teraz chciałabym się skupić na meblach i dodatkach marki VOX. Razem z Mamą byłyśmy oczarowane i uwierzcie, że nie napisałybyśmy tego, gdyby tak nie było. ZAWSZE polecamy Wam to, co naprawdę nam wpadło w oko, dlatego nie mogłyśmy przejść obojętnie wokół nowej kolekcji marki VOX.

Miałyśmy okazję uczestniczyć w wykładzie znakomitej Katarzyny Miller – psycholog i felietonistki. Potężna dawka pozytywnej energii została nam przekazana podczas tego wystąpienia. Pani Katarzyny można słuchać w nieskończoność!

Kolejnym punktem była dyskusja na temat Simple Life, w której udział wzięli : Agnieszka Jacobson-Cielecka – wybitna krytyczka, kuratorka i promotorka designu, dyrektorka artystyczna School of Form w Poznaniu, Mateusz Halawa – ekspert w dziedzinie badań konsumenta z ramienia marki VOX oraz projektantka kolekcji Simple – Marta Krupińska oraz oczywiście Katarzyna Miller.

zdj. VOX

zdj. VOX

zdj. VOX

zdj. VOX

zdj. VOX

A teraz to, co interesuje Was najbardziej – czyli nowa kolekcja Simple. Połączenie skandynawskiego dizajnu, funkcjonalności i drewna dało fenomenalne efekty. Każdy mebel jest tak zaprojektowany, aby spełniał swoją funkcję w 100%. Pojemne szuflady, intuicyjne podświetlenia np. stolików nocnych, wysuwana szuflada w stoliku kawowym, przybornik na biurku. Cudna jest też toaletka, którą łatwo postawić przy ścianie, zajmuje mało miejsca, a dzięki temu każda kobieta może spełnić swoje marzenie o miejscu do malowania. Nie przedłużając, zapraszamy Was na mini przegląd kolekcji, która niebawem trafi do sklepów.

zdj. VOX

zdj. VOX

zdj. VOX

zdj. VOX

zdj. VOX

zdj. VOX

zdj. VOX

zdj. VOX

zdj. VOX

zdj. VOX

zdj. VOX

zdj. VOX

zdj. VOX

I jak Wam się podoba? Co wpadło Wam w oko? Dla nas cała kolekcja jest fantastyczna. Już powoli tworzymy swoje listy „must have”, a że planujemy kilka metamorfoz to okazja do zakupu będzie 🙂 

Bałaganiara do kwadratu vs. perfekcyjna wariatka

Wiosenna aura zdecydowanie mnie napędza, a jeśli za pasem są święta, to już w ogóle. Nie ma wiosny bez gruntownych porządków. Wiosna zwiastuje taki mini nowy rok, nowe rozdanie, więc nie mogłaby przejść obojętnie obok moich szaf i nie zrobić w nich porządku. No i święta. Dodatkowy powód, aby zrobić przegląd rzeczy nieużywanych, zapomnianych. Warto też umyć okna, żeby podziwiać jak przyroda budzi się do życia (czysta szyba gwarantuje lepsze doznania, – naprawdę,przetestowałam!).

Lubię sprzątać. Wiem, że wielu ( albo i większość!) z Was będzie postrzegać mnie jako perfekcyjną wariatkę, ale ja serio to lubię. Po ciężkim tygodniu dniu w pracy tylko czekam aż wrócę do domu i zabiorę się za mycie podłóg. A jeśli mam możliwość pracowania z domu to ZAWSZE musi być porządek, w przeciwnym razie mój poziom skupienia będzie miał wskaźnik ujemny a moja efektywność…wolę nawet nie mówić.

Przyznam się Wam, że to moje uwielbienie nie było od zawsze. Fakt faktem, podobno gdy byłam mała to darłam się okropnie, gdy rodzice kładli mnie spać, a zabawki nie stały równo ułożone na półce. Wkurzałam się też, jeśli odwiedzały mnie koleżanki i każda chciała bawić się czymś innym. Jeśli nie zapanowałam nad tłumem zabawowych koleżanek z podstawówki to w pokoju gościł chaos. Dlatego byłam dość despotyczna i zazwyczaj już na początku zarządzałam w co się bawimy. No dobra, jako dziecko byłam też trochę ( ujmę to najdelikatniej jak mogę) sprytna (?!)i chadzałam do sąsiada obok, aby bawić się klockami LEGO. Zabawa była przednia, a nieporządek w postaci rozwalonych pudełek z klockami zatrzymywał się na progu jego pokoju( ewentualnie salonu i kuchni jego mieszkania), a ja wracałam z uśmiechem do swojego królestwa.

Potem było gorzej. Wielką imprezowiczką nigdy nie byłam, ale dawałam w kość rodzicom w całkiem inny sposób. Stałam się bałaganiarą do kwadratu. Z szafy wylewały się kulki…kulki ciuchów. Torebki upychałam pomiędzy skarpetki a letnie bluzki. Miałam też 3 szuflady tzw. all inclusive. Były dość pojemne, bo za każdym razem mogłam znaleźć w nich coś innego. Co na przykład? Zapachowe wkłady do świeczek, ulubiony błyszczyk, ładowarkę do telefonu, stary pamiętnik z podstawówki, indeks, rozpoczętą czekoladę z orzechami…i całe mnóstwo innych śmieci. Tak było. Mamo, Tato z tego miejsca przepraszam 🙂

Tuż przed ślubem i wyprowadzką do swojego mieszkania twierdziłam, że dalej będę kontynuować erę bałaganiary. Nic bardziej mylnego, sprzątałam jak szalona. Wszystko musiało błyszczeć, na moich czarno-białych kaflach nie mogło być ani jednego okruszka… I tak zostało, a jest jeszcze trudniej, bo gdy w domu jest kot to…Ci, którzy mają kota będą wiedzieć 🙂 Wystarczy odkurzyć, umyć podłogi, a wówczas nadchodzi on: Lord Kitencjusz, który trochę od niechcenia zaczyna kopać w kuwecie i wyrzucać z niej żwirek, ot tak, dla „fanu” 🙂

Dla tych, którzy lubią i dla tych, którzy usilnie się zmuszają do sprzątania – mam dla Was kilka niezbędników, które ułatwiają mi sprzątanie (mop, myjka), ale też takie które ładnie wpiszą się w estetykę domu. Wszystkie artykuły znajdziecie na OKAZJE.info i dziale Dom i wnętrze.

1. Miętowy kosz na śmieci. Nie ma potrzeby, aby chować go w szafce, bo świetnie wygląda wyeksponowany w kuchni. KLIK

2. Myjka do okien – na początku myślałam, że to niepotrzebny gadżet, ale przy pierwszym użyciu już wiedziałam, że to niezły pomocnik. KLIK

3. Odkurzacz – poręczny, wygodny. Nie musimy martwić się długim kablem, jeśli musimy odkurzyć np. za łóżkiem. KLIK

4. Mop – zawsze myślałam, że to nr jeden w każdym polskim domu. Ale nie, jest jeszcze przynajmniej jedna osoba, która od mopa trzyma się z daleka. Kto to taki? Moja Mama! Wiadomo, mop nie zastąpi sprzątania „ na wypasie” , ale jest bardzo pomocny przy codziennym przemywaniu np. podłogi w kuchni. Znajdziecie go tu KLIK.

5.Wiadro – kolejny produkt, który nie musi siedzieć zamknięty szczelnie w szafie. Spokojnie można po postawić w kuchni, gdzie będzie również ozdobą. KLIK

6. Wiadomo, kilka razy dziennie nie będę wyciągać odkurzacza z szafy, aby zrobić porządek z kocim żwirkiem. Wtedy moim pomocnikiem jest zmiotka…Ta, którą znalazłam nie tylko spełniałaby swoją funkcję, ale również wygląda mega!! KLIK

A jak U Was ze sprzątaniem? Traktujecie je jako zło konieczne czy może lubicie i jest ono dla Was formą relaksu? A może macie również swoje codzienne niezbędniki? Dajcie znać!

Jak można kochać życie, które nie szczędzi kopniaków?

Kocham życie. Może to zabrzmi trywialnie, bo jak można kochać życie, które nie szczędzi kopniaków, które buduje na naszej drodze wysokie góry i wyśmiewa się mrucząc pod nosem ” no szybciej, biegnij”.

Ludzie reagują dziwnie. Jedni dziwią się, bo jak można wciąż się śmiać. Drudzy są trochę zniesmaczeni, ale są też tacy, którzy spoglądają z zazdrością, bo „taka to pewnie nie ma zmartwień, dlatego taka roześmiana”.

A ja mam zmartwienia. Czasem uronię łezkę albo klnę na całego. Faktycznie, nie trwa to długo, ale to tylko dlatego, że szkoda mi czasu. Jeśli coś idzie nie po naszej myśli i na ten moment nie możemy nic zmienić, to po co mam siedzieć z paczką chusteczek w fotelu i płakać? Lepiej wykrzyczeć coś w 3 minuty, a resztę czasu przeznaczyć na znalezienie skutecznego rozwiązania.

No dobrze, dobrze czasami te 3 minuty nie są wystarczające i co wtedy? Wtedy korzystam z moich umilaczy. Ciągle szukam czegoś, co sprawia, że endorfiny skaczą mi w górę. Zawsze sprawdza się dobra książka. Sięgam też po aparat i robię zdjęcia albo włączam koncert Erosa Ramazzottii (czy ktoś tu jeszcze w ogóle go słucha? Czy tylko ja i mój Tata?:)), który zawsze wywołuje u mnie pozytywne emocje.

Ale to nie wszystko. Zaczynam coś nowego. Swego czasu był to np. tajski boks,a całkiem od niedawna uczę się języka francuskiego. Nawet nie wiecie ile frajdy przynosi mi uczenie się nowych słówek,a ich wymowa to już w ogóle jazda bez trzymanki.

Życie mamy jedno, więc warto o nie zawalczyć. Szkoda czasu na dywagacje typu ” a co by było, gdyby, a dlaczego stało sie tak a nie inaczej…”. Wkurza mnie strasznie takie podejście do życia. Czasu nie cofniemy! A poza tym, uśmiech zaraża, wiec jeśli by podzielimy się uśmiechem to gwarantuje, że osoby z naszego otoczenia również zaczną się uśmiechać.

Uśmiechnij się, no śmiało.

Zacznij marzyć, bo warto!

 

Mam wrażenie, że czym jesteśmy starsi tym rzadziej pozwalamy sobie na marzenia. Jako dziecko każdy z nas napewno marzył o nowej zabawce, o wakacjach z rodzicami, o czerwonym pasku na świadectwie. Jednak z  biegiem czasu lista marzeń się kurczy, aż wreszcie zaczyna za nas przemawiać gnuśny racjonalizm. Koncentrujemy się na rzeczach niezbędnych, jak najbardziej funkcjonalnych.

Chyba trochę odstaję od reszty, bo uwielbiam marzyć, wyobrażać sobie przed snem jak moje marzenie się spełnia. Zazwyczaj jest tak, że potrzebujemy miesięcy czy nawet lat, aby nasze pragnienie się spełniło. Tak było z moją ukochaną, białą kuchnią. Ileż ja spędziłam czasu opierając się o stary blat brązowej kuchni, gapiąc się w zdjęcia białych mebli w najnowszych czasopismach. Gdy wreszcie po kilku latach mogliśmy sobie pozwolić na nową kuchnię, to nie uwierzycie, ale przez pierwsze dni budziłam się w nocy i zaglądałam do mojej nowej, białej kuchni… 

Moim zdaniem w marzeniach najważniejsze jest to, aby cierpliwie czekać aż się spełnią. Nie możemy odpuszczać, zniechęcać się, wątpić. Oczywiście, nie jest tak, że marzenia spełniają się same. Należy im pomagać, dać coś od siebie. Jeśli chcemy kupić coś nowego to z reguły wiąże się to z oszczędzaniem, a nawet rezygnacją z innych rzeczy. Podobnie było z tosterem marki SMEG. Każdego ranka, gdy wyciągałam swój stary, lekko zużyty toster, aby zjeść ulubione, ciepłe pieczywo, w głowie miałam  tego miętuska. Mocno wierzyłam, że kiedyś stanie na moim blacie. I co? I jest! 🙂

A Wy kochani? Jak u Was z marzeniami i ich realizacją? Cierpliwie czekacie nawet kilka lat, aż się spełnią? Czy porzucacie swoje pragnienia, jeśli mija zbyt wiele czasu? Ściskam wiosennie!

LAST MONTH #2

Dzień dobry kochani! Zgodnie z obietnicą zapraszamy Was na kolejny przegląd zdjęć z ostatniego miesiąca ( jeśli nie widzieliście pierwszej, styczniowej odsłony >>> TUTAJ znajdziecie wpis). Jaki był luty? Pracowity, ale też inspirujący, bo miałam okazję uczestniczyć w 4 DESIGN DAYS. Zdrowotnie było o wiele, wiele gorzej, gdyż wylądowałam w klinice, gdzie przeszłam zabieg ( TUTAJ opisywałam całą sytuację). A żeby tego było mało…pod koniec lutego również mój mąż zawitał do szpitala. Sami widzicie, ten miesiąc napewno nie był taki jak sobie go wymarzyliśmy. Planowaliśmy wyjazd na wakacje, aby trochę odreagować i wygrzać się na słońcu…niestety, z tym musimy jeszcze poczekać. Ważne, żeby zdrowie dopisywało! 🙂

Korzystając z tego, że musiałam kilka dni spędzić w domu, wzięłam się za nadrabianie zaległości czytelniczych. „Zacznij kochać dizajn„. Piękne zdjęcia, interesująca treść – polecam!

Dobrze wiecie, że beton kocham bezgranicznie. Dlatego tak bardzo ucieszyłam się z podkładek pod kubek. Kawa smakuje o wiele lepiej w takim towarzystwie. No dobra…tak naprawdę nie są to podkładki. Będąc na targach w Katowicach przytaszczyłam do domu wzorniki frontów i blatów z betonu… Tak się składa, że moje podkładki to nic innego jak przykład blatu kuchennego. Można? Można! 😀 

Zapewne zauważyliście, że zarówno w moim, jak i Mamy domu pojawiły się wiosenne akcenty. Kwiaty, a także kolorowe akcenty. Mama znalazła fajne, różowe filiżanki. Są duże, więc pomieszczą sporą ilość ulubionej herbaty czy kawy.

4 DESIGN DAYS – wydarzenie, które miało miejsce w Katowicach w drugiej połowie lutego. Pełno inspiracji, świetnych znajomości, kreatywnych projektów. Miałam okazję poznać Piotra Polka, który…jest nie tylko aktorem, ale także stolarzem ( i to od ponad 20 lat!). Całkiem niedawno Piotr   Polk zaprojektował serię ekskluzywnych mebli. Konsole, stoliki z elementami drewna i szkła, przedstawione w ciekawej formie. Świetny człowiek, pełny pasji i zaangażowania w to, co robi. Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze raz będę miała okazję odbyć tak przyjemną rozmowę z Panem Piotrem 🙂 

Ale to nie wszystko, uczestniczyłam w ciekawych wykładach, a a nawet załapałam się na zdjęcie z Tomaszem Pągowskim 🙂 Nie zabrakło również pysznego jedzenia!

Ci, którzy mnie znają dobrze wiedzą, że moje kolory to czarny, szary, biały i jeansowy. Więc, gdy sama siebie zdziwiłam, gdy w mojej szafie pojawił się czerwony płaszcz. Póki co, nosi się świetnie, a ja jakoś odnajduję się w tym intensywnym kolorze. A Wy? Co macie w swoich szafach?

Włochata poducha/siedzisko skradła moje serce już jakiś czas temu. Przyglądałam jej się za każdym razem, gdy byłam w sklepie, ale cena trochę mnie odstraszała. Co się stało, że jednak widzicie ją na zdjęciu? Oczywiście: przecena. Nie mogłam postąpić inaczej i musiałam kupić. Idealnie pasuje do moich pozostałych futrzaków.

Doniczka, którą znalazłam w Pepco. Kupiłam hurtem również dla Mamy. Moją zawiesiłam w oknie balkonowym. Póki co, wsadziłam do nich sztuczną roślinę…bo wiecie, mam spory problem, aby kwiaty przetrwały u mnie chociaż tydzień 😛

Lord. Takie widoki mam każdego dnia 🙂 

Idzie wiosna, idzie remont. Postanowiłam wreszcie zabrać się za malowanie ścian w naszym mieszkaniu. To już prawie 4 lata i wyłącznie przemalowaliśmy przez ten czas sypialnię ( nie mogłam patrzeć na wszechobecny błękit). Najpierw zamówiłam testery. Nie mam ochoty przechodzić rozczarowania, że szary nie jest tym szarym, jaki sobie wymarzyłam. Również wolicie najpierw wypróbować kolory na ścianie, czy idziecie na żywioł i kupujecie „na oko”?

W lutym pojawiło się u nas kilka przepisów. Są banalnie proste i często bardzo szybkie w przygotowaniu. Przepis na kolorową sałatkę znajdziecie TUTAJ, na ciasto kokosowe bez pieczenia TUTAJ , a na zieloną pastę np. do tostów TU. Niestety, na tartę z jabłkami przepisu nie mam, ale możecie jej skosztować w Katowicach, u 3 Sióstr klik.

Kochani, a jak Wam minął poprzedni miesiąc? Coś ciekawego się wydarzyło? Zrealizowaliście swoje plany? Dajcie koniecznie znać! Buziaki!

Niebieski – mój kolor na wiosnę

Dzień dobry! Pierwszy dzień marca wita nas całkiem fajną pogodą. Jest pochmurnie, ale ciepło. A my z Marceliną marzec uwielbiamy tym bardziej, że obie mamy wówczas urodziny. Z tą różnicą, że ja jestem zodiakalną rybą, a Marcelina…baranem. To już wiecie, dlaczego jest takim uparciuchem 🙂 Przyznać się: kto urodził się w marcu? 🙂

A u mnie w salonie pojawiło się więcej niebieskiego. Bez wątpienia jest to kolor idealny na wiosnę. Zwykle jakoś nie mogłam się do niego przekonać. Wierna byłam mięcie i palecie różowych barw. A tu proszę, niebieski pled, błękitne poduchy.

Staram się ciągle coś przestawiać, zmieniać, ale zdradzę Wam, że całkowicie moją energię pochłania sypialnia oraz pokoje gościnne. W sypialni planuję sporą metamorfozę. Większość mebli zmieniam. Teraz jestem na etapie szukania pojemnej szafy a także toaletki/biurka. Chciałabym odświeżyć cały pokój, zmienić dodatki, wprowadzić coś nowego.

Jak często robicie metamorfozy u siebie? Potraficie wytrwać po remoncie kilka lat czy ciągle byście coś zmieniali? U mnie sypialnia przechodziła co jakiś czas małe zmiany, ale teraz to już mus. Nie mogę już patrzeć na moje szafy, łóżko, komodę…i mogłabym tak wymieniać. Zdecydowanie wiosna zwiastuje u mnie zmiany 🙂 Ściskam Was ciepło!