Miesięczne archiwum: Marzec 2018

Wielkanoc – moment przesilenia fizycznego czy rodzinny spokój?

Cześć! Kochani! Mamy to! Święta tuż tuż,  a to zwykle oznacza wielkie porządki. Dobrze mnie znacie i wiecie, że lubię mieć wszystko ogarnięte z wyprzedzeniem. Dlatego u mnie w domu prace świąteczne zakończyły się jakiś czas temu. Okna umyte, porządki w szafach zrobione.

Ale nie to chciałabym Wam przekazać dzisiaj. Często słyszę jak chęć perfekcyjnego przygotowania świat przesłania czerpanie radości z kilku dni wolnego. Nie ma nic gorszego jak gotowanie przez cała noc, sprzątanie do upadłego, tylko po to, aby przez kolejne dni siedzieć zmęczonym przy stole i nie mieć ani chęci ani energii na rozmowy z rodzina.

Warto to wypośrodkować. Zadbać o czystość, o dobre wypieki, ale we wszystkim zachowywać umiar. Rodzina nie pogniewa sie, jesli okna nie bedą blyszczesc a na stole pojawi sie tylko jedno ciasto.

A jak jest u Was? Spokojnie podchodzicie do świątecznych przygotowań czy może chcecie sie wykazać na 120%? Pozdrawiam Was serdecznie i zapraszam na kilka wielkanocnych kadrów. Ewelina

Relaks przy lampie – wiosenna odsłona mojego salonu

Cześć Kochani! Czujecie już wiosnę? Na dworze robi się coraz to cieplej, więc zadbałam, aby w naszym domu również pojawiły się wiosenne akcenty.

Mój salon ciągle przechodzi mini metamorfozy. Sama zmiana koloru poduszek, pledów czy bibelotów potrafi zdziałać cuda. Róż i niebieski odstawiłam chwilowo na rzecz ciepłej żółci. Nastroju dodaje trójramienna lampa. Uwielbiam usiąść wygodnie w fotelu i przeglądać czasopisma wnętrzarskie, dlatego lampa oprócz tego, że ładnie wygląda to jeszcze umila mi czas podczas czytania.

A mówi się, że papier wychodzi z mody… Powiem Wam szczerze, że przeglądanie inspiracji w internecie jest szybkie i wygodne, ale jednak wolę wziąć do ręki gazetę i strona po stronie wertować artykuły. Macie podobnie? Kupujecie jeszcze prasę czy przerzuciliście się tylko na strony www? Ściskam!

ps. Uprzedzając pytania, lampa którą widzicie na zdjęciach pochodzi ze sklepu Britop Lighting (klik) 🙂

Moje TOP 9 przyjemnego podróżowania

Wiele osób mówi, że lubi wyjeżdzać na wakacje, ale nienawidzi się pakować. Całe szczęście nie mam z tym problemów i potrafię sprawnie spakować się na wyjazd. Nie zawsze tak było i wiele razy popełniłam kilka gaf, np. w podróż na Kretę zabrałam największą z możliwych walizek i spakowałam do środka wszystkie swoje letnie ciuchy. W rezultacie, prócz ciężkiej walizki, która była większa ode mnie, udało mi się wykorzystać 1/5 zabranych ubrań…

1.Zabieram maksymalnie mało ubrań, aby zmieścić się do bagażu podręcznego, który mogę zabrać na pokład samolotu.

Bez znaczenia, czy pakuję się na dwa dni czy 8, zawsze staram się zmieścić do małej walizki. Gdy wyjeżdżam na dwa tygodnie, również zabieram minimalną ilość ubrań. Jak to zrobić? Wystarczy przed wyjazdem dobrze zaplanować, co chcemy zabrać. Najłatwiej jeśli będziemy trzymać się jednej gamy kolorystycznej, wówczas mamy gwarancję, że każda rzecz zmiksowana z drugą będzie do siebie pasować. Staram się nie brać np. ulubionej różowej bluzy, jeśli wiem,że wyłącznie do jednej pary jeansów będzie mi pasować.

2. Podróżuję najczęściej w adidasach.

Dlaczego? Po pierwsze, buty sportowe to must have nawet podczas biznesowych wyjazdów. Wieczorne zwiedzanie albo przeprawa przez pół miasta jest o wiele wygodniejsza w adidasach. Po drugie, obuwie sportowe zajmują zwykle najwięcej miejsca walizce, więc wolę je mieć na sobie, a wolne miejsce w walizce spożytkować na dodatkową parę spodni.

3. Zawsze zabieram szpilki.

Nieważne czy to wyjazd służbowy czy przeprawa przez Maroko – zawsze jedną parę szpilek muszę mieć w torbie. Czasem wypadają nam niezapowiedziane kolacje, bankiety, koncerty. A kobieta od razu ma +10 punktów, gdy założy szpilki nawet do zwykłych jeansów. Przynajmnie taka kobieta, która uwielbia obcasy 🙂

4. Zabieram tylko najlepsze kosmetyki.

Porównując kosmetyczki koleżanek, mogę śmiało stwierdzić, że i tak nie mam ich zbyt wiele. Jednak mimo to, ograniczam ich ilość do minimum i zabieram tylko te, które lubię najbardziej. Jeden podkład, bronzer, paletka cieni, tusz do rzęs, szminka, błyszczyk to wystarczy! Dodatkowo, nie ruszam się bez Nuxe (TUTAJ go polecałam KLIK). To suchy olejek do ciała, który świetnie mieni się na skórze nie tylko odbijając promienie słoneczne, ale również podczas wieczornej kolacji. Nie zapominam także o higienie i w bocznej kieszonce torebki mam zawsze żel lub chusteczki antybakteryjne.

5. Używam wersji MINI.

Ulubiony szampon przelewam do przezroczystych buteleczek (100ml), a krem przekładam do mniejszego opakowania. Dzięki temu nie tylko nie mam problemu wybierając bagaż podręczny ( w takim bagażu jest limit na przewożenie płynów; max 100ml na jedną buteleczkę), co więcej zyskuję miejsce w walizke. Podobnie z demakijażem. Wybieram chusteczki do demakijażu a waciki wraz z płynem miceralnym zostawiam w domu. Co jeszcze? Mini pasta do zębów, odżywka do włosów etc. Dobrze, że artykuły „do samolotu” są łatwo dostępne i znajdują się na jednej półce w praktycznie każdej drogerii.

6. Torebka

Na podróż wybieram plecak lub większą torebkę. Ważne, aby pomieściły ksiażkę, dokumenty, pomadkę nawilżającą czy telefon. Ale nie zapominam o mniejszych torebkach, które łatwo upchać w walizce, a potrafią dopełnić stylizację.

7. Maluję paznokcie lakierem hybrydowym.

Aktualnie nie wyobrażam sobie życia bez hybryd, które wprost uwielbiam. Ale swego czasu praktykowałam wyłącznie, gdy wybierałam się w podróż. To niesamowity komfort, gdy zapominasz o malowaniu paznokci na 2 tygodnie. Nie stresujesz się, że na płytce paznokcia zrobi się odprysk ani nie marnujesz czasu w przerwie na lunch na zadbanie o swój manicure.

8. Organizacja w kosmetyczce.

Wyznaję zasadę grupowania przedmiotów. Nie lubię wrzucać wszystkiego chaotycznie do walizki. Zaplątany zasilacz od laptopa pomiędzy prostownicą a paczką chusteteczek to nie na moje nerwy. Mam dwie większe kosmetyczki. W jednej przechowuję elektronikę ( ładowarki, powerbanki, dodatkowe wtyczki, pendrive etc.) a w drugiej kosmetyki. Mam też przezroczystą saszetkę, gdzie przechowuję leki (tabkletki przeciwbólowe, na gardło, coś na przeziębienie, witaminy etc.). To również wymóg na lotnisku, aby w łatwy i przyjemny sposób przejść kontrolę bezpieczeństwa.

9. Jestem przygotowana na każdą pogodę.

Zależy kiedy wybieramy się w podróż, ale polecam zawsze być przygotowanym na zmianę pogody. Pamiętam jak bedąc w Mediolanie, gdzie każdego dnia było 16-17 stopni, jednego dnia spadła drastycznie temperatura do 7. Nie pomagał też silny wiatr oraz deszcz. Ratowałam się jak mogłam, nawet kupiłam grube skarpety i longer, aby ubrać się „na cebulkę”. Teraz bez wahania wrzucam do walizki lekką czapkę, szal którym mogę „przykryć się” w samolocie, okulary słoneczne (nawet, gdy zapowiadają deszcz), a także wspomniane wcześniej longery, czyli cienkie bluzki z długim rękawem, które swobodnie mogę ubrać od sweter.

A wy macie swoje sprawdzone sposoby, aby podróżować komfortowo? A może nie zwracacie uwagi na ilość walizek i pakujecie wszystko tak, aby czuć się komfortowo i mieć możliwosć dużego wyboru ubrań oraz dodatków? Dajcie znać 🙂

Moja słabość – gdy jeden kosz to zdecydowanie za mało

Mam nadzieję, że pierwsze zdjęcie Was nie przestraszyło… Jeśli zastanawiacie się kto jest właścicielem tej kolekcji ( a to nie wszystko!) to chyba najwyższa pora, aby się przyznać. JA. To ja uwielbiam kosze.

Nawet nie wiem na kiedy datować początek mojej słabości. Odkąd pamiętam, w moim domu zawsze było ich sporo. Początkowo ceniłam w nich funkcjonalność, a z czasem odkryłam, że świetnie wyglądają ot tak, po prostu. Co w nich chowam? Pledy, czasopisma, paski, biżuterię… W zasadzie wszystko może znaleźć swoje miejsce w koszu. 

Marcelina często się śmieje, bo na pytanie ” Co chciałabyś dostać na urodziny” nieśmiało odpowiadam ” Może kosz?”. Oczywiście przeważnie nie mam na co liczyć, bo córa mdleje na usłyszane słowo „kosz”… A przecież każdy ma swoje słabości. U mnie zdecydowanie są to kosze. U Marceliny? Uwielbia błękitne koszule albo ciuchy z motywem w paski. Nie wspominając już o torebkach czy butach… Ale ciii 🙂

Jestem ciekawa czy Wy również macie swoje słabości, na które wydajecie zaoszczędzone pieniądze? Otwieramy pokój zwierzeń! 


Aranżacja pokoju dla dzieci

Rodzice Karola (prawie 4 lata) oraz Mikołaja (ponad roczek) od pewnego czasu planowali totalną metamorfozę pokoju dziecięcego. Dla większego komfortu, zamienili się pokojami. Pokój dziecięcy zrobili w dawnej sypialni, a sypialnię przenieśli do mniejszego, wcześniej dziecięcego pokoju.

Ale to dopiero początek tej metamorfozy. Zmieniło się wszystko: kolorystyka, układ, meble. Rodzicom od początku zależało, aby pokój był z mocnym akcentem kolorystycznym. Wybór padł na niebieski. Możecie pomyśleć, że to banalne rozwiązanie…ale nie w tym przypadku. Oprócz niebieskiego, który gra główne skrzypce, w pokoju jest dużo bieli z szarymi i czarnymi akcentami, co dodaje wnętrzu charakteru.

Efektem „wow” jest tu niewątpliwie tapeta w gwiazdy (znajdziecie ją tutaj: tapetuj.pl KLIK).Nie wiem czy tylko ja mam takiego bzika na punkcie tapet, ale wręcz uwielbiam, gdy jedna ze ścian w pokoju jest pokryta ciekawym wzorem. Do tego rozkładane, białe łóżko, bo niebawem młodszy syn „wyprowadzi się” na stałe od rodziców. W pokoju chłopców pojawiły się także modne meble z miejscem na przechowywanie oraz rysowanie. Całość została uzupełniona o geometryczny dywan oraz grafikami, które spersonalizowały wnętrze. Dodatkowo, półki na ścianach, na których zarówno Mikołaj jak i Karol mogę eksponować swoje najlepsze książeczki.

Jak możecie zobaczyć, w pokoju jest sporo zabawek, które mimo wszystko znalazły swoje miejsce i dzięki temu widać, że pokój „żyje”.

Jestem ciekawa jak Wam się podoba dziecięcy pokój. Jak aranżacje pokoju dla córki czy syna wyglądają w Waszych domach? Wolicie stonowane wnętrza czy może lubicie jak jest kolorowo? A może to dzieci mają główny wpływ na wystrój ich pokoju?

Wybrałam dla Was kilka wzorów tapet, które wpadły mi w oko. Na ten moment mogę Wam zdradzić, że jeden z poniższych wzorów za jakiś czas również pojawi się w naszym projekcie 🙂 A wszystkie tapety (i wiele jeszcze innych) znajdziecie na stronie tapetuj.pl.

ROZMOWY (NIE)KONTROLOWANE. Sisters About ujawniają prawdę o sobie.

Zawsze akcentujemy jak bardzo jesteśmy podobne. Lubimy pokrewne wnętrza, kupujemy identyczne ciuchy, śmiejemy się z podobnych rzeczy. Ale nie zawsze jest tak kolorowo. Są kwestie, które nas diametralnie dzielą. Serio. Tych różnic nie da się przeskoczyć. Jedne są zabawne, drugie irytujące. Przygotowałyśmy dla Was 4 tematy z serii ROZMÓW (NIE)KONTROLOWANYCH. Luźne dialogi, które pokazują nasze prawdziwe oblicze. Sami zobaczcie…

Skarpety – wojskowa precyzja czy artystyczny nieład?

Ewelina: Pamiętam jak byłaś nastolatką i wiecznie szukałaś skarpetki do pary…
Marcelina: Mamo, minęło ile? 10 lat? I tu się nic nie zmieniło!
E: Żartujesz? U mnie zawsze skarpety są poskładane.
M: U mnie też są poskładane, ale w kulki.
E :Pamiętam jak raz otworzyłam Twoją szafę. Tam nie tylko skarpety były „w kulkę”.
M: Tak! Też to pamiętam. Wmawiałam Ci kiedyś, że to tylko artystyczny nieład i dzięki temu wyrażam siebie.
E: I z tego co widzę, dalej wyrażasz siebie…
M: Nie wiem po kim to mam…Ale już straciłam nadzieję, że cokolwiek w mojej szafie będzie tak idealnie ułożone jak Twoje skarpetki. 
E: Nie przesadzaj, czasem masz porządek.
M: Tak, przez chwilę. Do momentu, gdy nie otworzę szafy i nie zacznę się zastanawiać w co się ubrać. Dziwnym trafem, łatwiej mi przeglądać ubrania, gdy przelatują obok i lądują na podłodze…Mało tego! Ty dzień wcześniej jesteś w stanie przygotować ubrania, w których wyjdziesz następnego dnia. U mnie to nie przejdzie. Nawet jeśli to zrobię, to rano wstanę i uznam, że mam ochotę założyć coś zupełnie innego…
E: Z Ciebie to jest artystka…

Kremowa inwazja vs. ciasteczkowy potwór

Marcelina: Dla Ciebie Mamo ciasto ma sens jak jest z dodatkiem kremu.
Ewelina: Bezy, ptysie, eklerki, torty…Mhhmmm
M: W cukierni zachowujesz się jakbyś podejmowała życiową decyzję. 
E: Nie każdy ma takie dylematy jak ty: pączek z różą czy czekoladą.
M: Nie mów, bo serniczkiem nie pogardzę…
E: Widocznie swój limit kremów już wykorzystałaś. Pamiętam, że jako dziecko wyczekiwałaś urodzin, bo zawsze był tort. A z tortów wyjadałaś sam krem. Mało tego, jak już kremu nie było, to potrafiłaś wziąć kostkę masła i zjeść. Musiałam Cię kontrolować, żebyś nie wyjadła wszystkiego.
M: Coś w tym jest! Bo teraz, gdy jem tort to najbardziej lubię biszkopt!
E: Dobrze, że dalej pieczesz swoje kremowe ciasta, a nie przerzuciłaś się na sam biszkopt z owocami…Przynajmniej sobie pojem…

Upadły kwiat vs. ogrodnik amator

Marcelina: Ugotuję, ciasto upiekę, pranie zrobię, posprzątam…ale o kwiatka nie zadbam.
Ewelina: Nie jestem wybitnym ogrodnikiem, ale nie znam drugiej takiej, co tak wykończy każdą roślinę.
M: Ale się staram…
E: Jak ktoś się stara to kwiaty podlewa…
M: Ale ja podlewam! Pamiętasz jak mocno podlewałam sukulenty? Aż zgniły.
E: Zawsze byłaś skrajna. Albo podlewasz za bardzo albo nie podlewasz wcale.
M: Mhmm…
E: Pamiętam jak raz przyszłam i zauważyłam, że znowu wykończyłaś wszystkie rośliny w mieszkaniu. A ty z euforią pochwaliłaś się, że jedną sztukę na balkonie uratowałaś. Spojrzałam na balkon i faktycznie przez kilka sekund podziwiałam to cudo…aż się nie zorientowałam, że to sztuczny kwiat…
M: Z roślinami u mnie kiepsko…ale czasem potrafię się poświęcić. Przypomnij sobie historię jednego kwiatka. Pilea, którą przywiozłam z Wrześni w małym woreczku od Marty. Przez całą drogę w pociągu uważałam, żeby nic jej się nie stało.
E: A ja o nią zadbałam już na miejscu. Wniosek? Musimy działać w duecie!:) Podobnie jest, gdy wyjeżdzasz na wakacje. Zamiast chociaż przed wyjazdem wysilić się i podlać kwiaty, to ty zostawiasz je już przesuszone.
M: …bo wiem, że przyjdziesz i je podlejesz. To tak odnośnie działania w duecie:) 

Filiżanka vs. kubek

Marcelina: Możesz mi wytłumaczyć, dlaczego zawsze w prezencie chcesz kubek, a pijesz kawę z filiżanki?
Ewelina: To proste. Kubki kolekcjonuję, a filiżanek używam. 
M: Ale kubki są wygodniejsze, często bardziej pojemne. Zdecydowanie wolę kawę pić z kubka.
E: A ja lubię wypić kawę z klasycznej, białej filiżanki i podziwiać kolekcję moich kubków.
M: Przypomina mi się kwestia z butami. Ja też wolę chodzić w jednych, a gromadzić w szafie nowości. 
E: Coś jednak mamy ze sobą wspólnego. Lubimy gromadzić ulubieńców i ich podziwiać.
M: Mamo, ale to głupie… Ha, ha, ha…

Teraz wiecie o nas nieco więcej niż wcześniej. Jesteśmy ciekawe do kogo Wam bliżej? Do kremowej Eweliny czy biszkoptowej Marceliny? A może bliższa jest Wam wojskowa precyzja Eweliny albo artystyczny nieład Marceliny? To co? Kto jest w #TEAMEWELINA a kto w #TEAMMARCELINA