Archiwa tagu: kuchnia ikea

Kuchnia IKEA – Czy warto? Ocena po prawie 10 latach użytkowania

Prawie 10 lat temu zamarzyła mi się nowa kuchnia. Miałam w głowie dokładny projekt. Wiedziałam o jakich frontach marzę, jakie mają być blaty i dodatki. Przez niemalże dekadę wiele się zmieniło, ale baza pozostała taka sama. Jak sprawuje się kuchnia po takim czasie? Czy czegoś żałuję? Czy warto było zakupić zabudowę w IKEA? Zaraz Wam wszystko opiszę!

Co to za kuchnia?

Moja kuchnia jeszcze jest ze starego systemu FAKTUM. Kilka lat temu został on wyparty na rzecz systemu METOD. Fronty, które u mnie widzicie to seria STAT. Niestety również już niedostępna, ale jeśli podoba wam się ten rodzaj frontów, to zerknijcie na serię STENSUND. Przypomina ona bardzo moje fronty, a dostępna jest aż w 3 kolorach: białym, beżowym i jasnozielonym. Żeby było prościej, podlinkuję wam odnośnik do strony, gdzie znajdziecie całą serię.

Metamorfozy na przestrzeni lat

Chociaż zmieliliśmy zabudowę kuchni to na przestrzeni lat jej wygląd bardzo się zmienił. Początkowo płytki nad blatem były w kolorze głębokiego beżu. Dopiero kilka lat temu zdecydowałam się je przemalować (sama!). Ponadto, oprócz stylu, koloru dodatków to zmianie uległy np. gałki, uchwyty, kran czy sprzęt AGD (to najnowsza zmiana). Pierwotnie sprzęt, który był wcześniej pamięta jeszcze zabudowę starej kuchni w kolorze drewna. Był sprawny, dlatego uznałam, że szkoda się go pozbywać. Poczekałam kilka lat i wreszcie wymieniłam okap, piec i płytę na taki w stylu retro. Bardzo podoba mi się efekt końcowy!

Jeśli jesteście ciekawi, jak wyglądała moja kuchnia jeszcze kilka lat temu, to zajrzyjcie tutaj (przy okazji poznacie kilka trików jak dobrze zaprojektować kuchnię).

Jak sprawuje się kuchnia IKEA? Czy warto ją kupić?

Kuchnia IKEA mylnie określana jest jako kuchnia na wymiar. Fakt faktem, możemy zestawiać dane komponenty ze sobą, tak aby tworzyły spójną zabudowę, jednak nie jest to kuchnia na wymiar. Co to oznacza w praktyce? Nie dla każdego wnętrza to rozwiązanie będzie odpowiednie.
Jeśli jednak wasze pomieszczenie pozwala wam na kuchnię IKEA to moim zdaniem WARTO. W swojej ofercie IKEA ma sporą ofertę różnorodnych frontów w wielu modnych kolorach. Nie zagwarantuję wam jakość obecnie, bo być może przez lata wiele się zmieniło, ale ja ze swojej kuchni jestem zadowolona. Przy zakupie otrzymujecie 25 lat gwarancji i słyszałam od wielu osób, że faktycznie jest to respektowane.


Jak wyglądają reklamacje?

Nie mam zbyt wielkiego doświadczenia w zakresie reklamacji, jednak przez okres tych prawie 10 lat musiałam jednokrotnie zareklamować kuchnię. Chodziło o jedne z drzwiczek (narożne, „łamane” drzwiczki). W moim przypadku reklamacja została uwzględniona szybko, również sama naprawa przebiegła bezproblemowo.

Czy jest coś, co bym zmieniła?

Jak widzicie, moja kuchnia przeszła wiele zmian i pewnie jeszcze wiele przed nią. Aktualnie stawiam na złote dodatki, wprowadzam stanowczo styl retro. Czy jest zatem coś, co bym zmieniła? Gdybym miała projektować kuchnię raz jeszcze to pewnie zdecydowałabym się na lodówkę w zabudowie. Chciałabym też nieco zmienić układ samej kuchni jak np. usadowić zlew pod oknem.

Jestem ciekawa jakie wy macie doświadczenia z kuchniami IKEA? Jak wam się sprawują? Czy drugi raz również zdecydowalibyście się na takie rozwiązanie? Ściskam! Ewelina

 

Czy nasze nowe mieszkanie będzie nudne?

Projekt „MISJA: Cztery kąty i taras piąty” trwa i ma się całkiem dobrze. Opóźnienie ze strony dewelopera nie zniechęca nas do działania. Montujemy listwy, wstawiamy drzwi wewnętrzne i zaczynamy meblować. Baaardzo chcemy już być „na swoim”, ale jeszcze musimy wykrzesać z siebie odrobinę cierpliwości.

Dzisiaj chciałabym Wam przybliżyć klimat naszego mieszkania. W niektórych sprawach jestem okropnie przewidywalna i nawet, jeśli sama liczyłam na pewną dozę szaleństwa, to i tak ostatecznie skończyło się na zachowawczych ruchach. Natomiast, są pewne kąty i meble, które pewnie Was zaskoczą (biorąc pod uwagę moją nudną naturę:D). No to zaczynamy!

Biała kuchnia. Znowu biała kuchnia. Wiem, pisałam o moich szalonych planach z szarym kolorem w roli głównej. Ba, były nawet nieśmiałe myśli o czerni, ale skończyło się jak zawsze.

Postawiłam na nowoczesność. Gładkie, matowe fronty, z zabudowaną lodówką, tak aby kuchnia tworzyła spójną bryłę i dobrze komponowała się z otwartym salonem oraz jadalnią ( a nawet gabinetem). Aby ocieplić klimat kuchni, wybrałam drewniane blaty. O tym, czy była to racjonalna decyzja pewnie podzielę się z Wami po kilku miesiącach użytkowania. Czy obawiam się, że blaty nie wytrzymają temperamentnego gotowania? Obawiam się. Ale marzyłam od zawsze o drewnie na blacie, więc nie mogłam inaczej. Sami rozumiecie…

Biel w kuchni ma mnóstwo zwolenników, ale także przeciwników. Są osoby, które mają odruch wymiotny na widok białej kuchni. I wcale się nie dziwię, bo to nic odkrywczego. Ale umówmy się: klasyka to klasyka.
Żeby przełamać anielski klimat  mam zamiar pójść w totalne przeciwieństwo. Czerń. Na pierwszy ogień idzie czarna wyspa, która nie tylko pozwoli na przygotowanie posiłków, będzie dodatkowym miejscem do przechowywania, ale także daje możliwość zjedzenia szybkiego śniadania.
Stół w jadalni ma być względnie duży ( czyli pomieści więcej niż 4 osoby). A przy stole? Mix krzeseł ( formy, kolory), a nawet marzy mi się ława.
Obowiązkowym meblem ma być kredens w ciemnym kolorze. Z ust totalnej przeciwniczki ciemnych mebli może to brzmieć dziwnie, ale naprawdę mam ochotę na kontrast i przełamanie bieli.

Uwielbiam, gdy rano budzą mnie promienie słońca, które wpadają przez okno. Ale umówmy się-nie podoba mi się, gdy sąsiad widzi mnie rozespaną, z cebulą na głowie i w rozciągniętej koszulce. Mieszkanie jest tak usytuowane, że okna z sypialni, gabinetu i pokoju dodatkowego wychodzą centralnie na sąsiadów. Na domiar złego, ta odległość jest serio mała, więc inwigilacja sąsiedzka aka big brother staje się niesamowicie realna. Dlatego szukając funkcjonalnych, ale też ładnych rozwiązań postawiliśmy na drewniane żaluzje.

Nie ukrywam, miałam obawy. Bałam się wymiarowania oraz samodzielnego montażu. I wiecie co? Całkiem niepotrzebnie. Dziewczyny z naszedomowepielesze.pl dokładnie wytłumaczyły, jaki rodzaj montażu będzie w naszym przypadku najlepszy i poradziły, co i jak zmierzyć.
Wybraliśmy żaluzje pod kolor okien. Świetnie wyglądają i już teraz wiem, że spokojnie dodadzą intymności. A jak z montażem? Tutaj pytanie do Bartka, ale z tego co mówił, raz-dwa i żaluzje były gotowe 🙂
Uważam, że to była jedna z najlepszych decyzji. Na początku myślałam, że wystarczą same zasłony oraz firany, ale nie. Nic z tych rzeczy. Nie mam ochoty, aby być ciągle podglądana. Resztę okien mamy z widokiem na pole. Zero sąsiadków, jedynie myszy polne… Ale nie wykluczam, że może i tam z czasem zdecydujemy się na te żaluzje.

O gabinecie już Wam pisałam. Jest to wydzielony kąt ( wcale nie taki mały), otwarty na jadalnię, salon i kuchnię. W przyszłości jest plan, aby wydzielić tu osobny, dodatkowy pokój, ale na ten moment, będzie to przede wszystkim moje królestwo. Tak moje, że musiałam zaszaleć z różową farbą. Dobrze widzicie i czytacie. Jedną ze ścian pomalowałam na kolor pudrowego różu. To chyba największe ścienne szaleństwo, które do tej pory miało miejsce w moim dorosłym życiu ( nie liczę ostrej, amarantowej ściany w moim pokoju, w domu rodziców z czasów licealno-studenckich). Pewnie zastanawiacie się dlaczego akurat róż? To był impuls. Zamówiłam testery kolorów i z czystej ciekawości wybrałam pudrowy róż. Jak nim pomalowałam kawałek ściany, to wiedziałam, że muszę go gdzieś wykorzystać. Nie chciałam katować Bartka różem w sypialni, więc uznałam, że doskonałym miejscem będzie ściana w kąciku biurowym.

Dobrze, już wiecie, że są drewniane, białe żaluzje, różowa ściana, ale co jeszcze? Marzy mi się duże biurko z białym blatem oraz kozłami w kolorze naturalnego drewna. Nad biurkiem zawieszony będzie złoty, druciany organizer od naszedomowepielesze.pl. Obok jakaś biała szafka z szufladami oraz drewniany regał-drabinka również od naszedomowepielesze.pl. Organizer oraz drabinkę zamówiłam razem z żaluzjami i jestem oczarowana. Nie mogę się doczekać, aż mój home office nabierze kształtów ( a w zasadzie mebli) i będę mogła z wielką przyjemnością pisać właśnie tam posty na bloga.

Mówcie mi: TAPECIARA. 20 lat temu w każdym domu była tapeta. Wszystko ociekało tapetą. Nikt nie malował ścian, tylko śmigał do sklepu i wybierał świecące papiery i kleił je na ścianach. Dlatego obiecałam sobie, że nigdy u siebie tego nie zrobię…Ale moda się zmieniła, tapety zyskały nowy wymiar… I zaryzykowałam. W pokoju dodatkowym, na jednej ze ścian położyliśmy (tzn. Bartek i nasz przyjaciel Piotrek :D) tapetę o bardzo nachalnym wzorze. Bałam się, że coś może nie wyjść, że wzór będzie zbyt intensywny, tym bardziej, że tapetę kupiłam w styczniu, wtedy gdy nasze mieszkanie to był jeden, wielki openspace, ledwo zadaszony. Ale udało się. Tapeta idealnie pasuje do podłogi oraz szarych ścian. 

O łazience już kiedyś było. Po krótce, na podłodze położyliśmy marokańską mozaikę, a na ścianie duże, białe kafle. Jeśli nie pamiętacie, to zajrzyjcie do wpisu o biżuterii łazienkowej (KLIK). A co z resztą? Szafka pod umywalkę jest w kolorze delikatnej szarości. Jest pojemna, co było dodatkowym argumentem, aby ją kupić ( 80 cm). Na umywalce położymy bambusowy blat i misę-umywalkę. Oprócz głównego oświetlenia, punktem świetlnym będzie…lustro. Marzyło mi się od zawsze okrągłe, duże lustro. Takie rodem ze skandynawskich katalogów wnętrzarskich. Ale gdy zobaczyłam w sklepie MCJ (klik) podświetlane lustro, to wiedziałam, że muszę je mieć. Wybrałam model CERCHIO (tutaj możecie je zobaczyć KLIK). Czekam, aż tylko deweloper zadba o podłączenie mediów, a wówczas porobię zdjęcia i pokażę Wam całokształt naszych prac 🙂

Jak widzicie, nie zdradzam Wam wszystkich tajemnic. Na to, jak wyglądać będzie salon czy sypialnia musicie trochę poczekać. Jedno jest pewne: łóżko na które się zdecydowaliśmy jest petardą. Oprócz wyglądu, jest też niesamowicie wygodne. Wystarczy na nie spojrzeć, a człowiek już odpoczywa 🙂 Ale o tym niebawem…

Dajcie znać co sądzicie o naszym mieszkaniu. Co Wam sie podoba? A może do pewnych rozwiązań nie jesteście przekonani? Czekam na Wasze komentarze 🙂 

PROJEKT KUCHNIA: Takiej kuchni się nie spodziewacie!

Wybór kuchni to najtrudniejsza decyzja podczas aranżacji nowego lokum. W trakcie naszego projektu „MISJA:Cztery kąty i taras piąty” również spadło na nas mnóstwo dylematów i znaków zapytania. Od czego zatem zacząć? Najpierw musimy zastanowić się, gdzie zakupimy meble. W grę wchodzi zaprzyjaźniony (mniej bądź bardziej) stolarz lub sieciówka. Kolejnym problemem jest model, kolor, styl kuchni. Aż wreszcie, sam projekt, czyli decyzja odnośnie rozmieszczenia sprzętu AGD, jego zabudowa (bądź jej brak), wielkości szafek, ilości szuflad etc. Nie wspominając już o dodatkach, które dopieszczą całość aranżacji.

Dlaczego wybrałam kuchnię IKEA?

Na samym początku pragnę uspokoić wszystkich sceptyków postów sponsorowanych – ten wpis !!! NIE JEST WPISEM SPONSOROWANYM !!! : ) No właśnie, nie wiem dlaczego, ale jest grupa ludzi (i to całkiem spora), która nie toleruje postów napisanych we współpracy z daną marką. To trochę krzywdzące, ponieważ wszystko to, co pokazujemy Wam na blogu bądź w mediach społecznościowych ZAWSZE jest zgodne z nami, z naszym poczuciem stylu czy przekonaniami. Ale mniejsza z tym. Mam nadzieję, że Ci lekko wzburzeni zostali uspokojeni, a reszta głowi się nad pytaniem „No, dlaczego znów ta IKEA?”.

Scandinavian Love Song

IKEA jest sprawdzona i mam do niej zaufanie, jak niektórzy do pana Zdziśka- Stolarza, przyjaciela rodziny. Podoba mi się, to że gwarancja obejmuje 25 lat. Podoba mi się, że jeśli coś się wydarzy, to sama reklamacja jest rozpatrywana szybko i korzystnie (przynajmniej tak było w moim przypadku). Podoba mi się design, kolorystyka, fukcjonalność, wiele możliwości przechowywania. I terminowości. Proces jest banalnie prosty: przychodzę do IKEA z gotowym projektem, kupuję, umawiam się na dostawę i montaż. Montaż kuchni zwykle trwa 1 pełny dzień (przy większych kuchniach – dwa dni). A jak to jest, gdy montuje nam przyjaciel Zdzisiu? Zdzisiu umówi się, że zrobi robotę w 2-3 dni, a przeciągnie się mu do tygodnia. Nie daj Boże, jeśli samochód się mu zepsuje albo skrzynkę z narzędziami zgubi, a wówczas montaż przesunie się o tydzień, dwa. Życzę każdemu poczciwego i sumiennego Zdziśka, ale uwierzcie mi, że swoje słyszałam i swoje widziałam.

A! Zapomniałabym! Właśnie zaczęła się wielka, kuchenna promocja IKEA. Do 31.07.2018 możecie skorzystać z rat 24×0% lub otrzymać bon na kwotę 100 pln za każde wydane 1000 pln. To zawsze oznacza intensywny czas dla mnie, bo wzmaga się Wasze zapotrzebowanie i prosicie o wykonanie takich projektów dla Was 🙂 I wcale się nie dziwię, bo promocja jest warta uwagi i sama z niej skorzystałam. Cieszę się, że mój projekt był gotowy wcześniej, kuchnię udało mi się kupić w drugi dzień promocji i teraz mogę na spokojnie zasiąść do Waszych projektów 🙂

Kobieta zmienną jest!

Biel. Chociaż szary był tu głównym konkurentem i praktycznie do ostatniej chwili ważyły się losy mojej kuchni…to postawiłam na biel. I może kolor nie był dla Was zaskoczeniem, ale nawiązanie do nowoczesnego stylu pewnie już tak. Wcześniej mogliście zauważyć moje zamiłowanie do żłobień, przeszkleń, szprosów.  Podobały mi się klasyczne rozwiązania, a teraz? Gładkie, białe, matowe fronty. Wybór padł na kuchnię VOXTORP. Jeszcze trochę za wcześnie, aby pokazywać Wam projekt, ale zdradzę Wam kilka szczegółów i trochę wytłumaczę się z tej bieli.

interiorbarndoorshq.com

Kuchnia tworzy openspace wraz z salonem, jadalnią oraz gabinetem. Postanowiłam, że będzie „tłem” dla całości aranżacji. Bazą, która powinna pomóc w całościowym odbiorze wnętrza, a nie wprowadzać do niego chaos. Dlatego biel.  Aby trochę poskromić nowoczesne fronty, wybrałam drewniane blaty, które dodadzą ciepła. Kuchnia nie należy do dużych, więc istotne było rozmieszczenie szafek, ale spokojnie znalazło się miejsce do przechowywania. Postawiłam na wysokie, górne szafki. Wysokie tj. 100 cm. Nie boję się, że osiągnę efekt przesadnie zabudowanej bryły, bo sufity mamy wysokie (270 cm), więc zostanie przestrzeń między szafkami a pułapem. W kuchni nie zabraknie także otwartych półek. Jak będzie w całości wyglądać wnętrze? Niebawem Wam pokażę!

Nowości.

Postanowiłam skorzystać z rozwiązań, których nigdy wcześniej nie wybrałam albo takich, które uważałam, że są zbędne. Znowu mogłabym posiłkować się maksymą „Kobieta zmienną jest„, ale sami widzicie wieje nudą…ale nie nudą wnętrzarską, bo tu same zmiany!

Torah Residence; designed by Hecker Guthrie.

–  Zabudowana lodówka – chyba zaliczam się do największych sceptyków zabudowanych lodówek. Dalej utrzymuję, że coraz częściej możemy znaleźć bardzo ładne lodówki w sklepach i trochę żal, że mamy zakrywać ten przepiękny design. Czasem kuchnia wymaga konkretnych akcentów i tu doskonale sprawdza się np. czarna lodówka. Więc co się stało, że jednak skusiłam się na zabudowaną lodówkę? Fakt, że kuchnia będzie w nowoczesnym klimacie, a po drugie – że nie jest zbyt duża i nie chciałam dodatkowo „dzielić” przestrzeni. Podoba mi się też opcja dodatkowego miejsca nad lodówką, gdzie możemy przechowywać zapasy makaronów, puszek z pomidorami i innych (nie tylko włoskich) specjałów 🙂

Płyta indukcyjna – wiecie, że nagrzewa się do 50% szybciej i zużywa przy tym 40% mniej energii? Pewnie nie potraktowałabym tych informacji aż tak serio, gdyby nie to, że przez ostatnie miesiące miałam okazję praktycznie każdego dnia korzystać z płyty indukcyjnej. I co? I nie wyobrażam sobie innego rozwiązania. Panel dotykowy jest kolejny plus. W prosty sposób załączamy płytę oraz regulujemy temperaturę. Jest też blokada rodzicielska, a więc dodatkowe bezpieczeństwo dla dzieci.

Zabudowany okap – kolejny punkt, gdzie zawsze, bez zastanowienia wybierałam zwykły okap, który przede wszystkim bardziej wizualnie mi odpowiadał.  A tu proszę… ponownie nowoczesność mojej kuchni przemówiła za zabudową. Co więcej, chciałam być konsekwentna. Jeśli jedna ze ścian ma być przysłonięta wysokimi szafkami, z zabudowaną lodówką-okap też musi być zabudowany.

Kran z wyciąganym, ręcznym prysznicem– kiedyś uważałam, że to bezużyteczny bajer…a teraz traktuję to jako przydatny gadżet. Od razu zaznaczam – nie jest to coś bez czego życie w kuchni jest utrudnione albo gorzej – niemożliwe. Generalnie korzystamy ze zmywarki, ale są takie rzeczy, których niestety do zmywarki nie włożymy. Np. ogromne talerze do pizzy, które trzeba umyć ręcznie, wówczas taki wyciągany prysznic sprawdza się perfekcyjnie.

Drewniane blaty– uśmiecham się jak to piszę sama do siebie i chyba muszę stwierdzić, że lubię ryzyko. Ciągłe gotowanie, pieczenie…pewnie nie przedłużą żywotności drewna. Obawiam się, że wręcz przeciwnie – drastycznie ją skrócą. Ale ja na prawdę marzyłam o drewnianych blatach. Z zazdrością przeciągałam ręką po drewnie w kuchni rodziców, więc cóż. Blaty zawsze można wymienić. Marzenia należy spełniać. Więc drewniane blaty kupione 🙂

Ceramiczny zlew – napiszę Wam szczerze…mam złe doświadczenia z metalowym zlewem. Osad z herbaty czy kawy baaaardzo ciężko schodził, a błyskawicznie się tworzył. Miałam wrażenie, że moje życie toczy się wokół czyszczenia zlewu. Ceramicznego zlewu obawiałam się…z uwagi na swój temperament do zrzucania szklanek. Pęknięcie, ubicie…Jednak patrząc na zlew moich rodziców, mam nadzieję, że mój (pomimo temperamentnej właścicielki) da radę.

Ollie & Seb’s House

Myślę, że wystarczy tych szczegółów, bo i tak baaardzo dużo Wam zdradziłam. Bądźcie pewni, że niebawem pokażę Wam kuchnię w całości i jeszcze dokładniej napiszę o swoich wyborach i rozwiązaniach, które ułatwiają gotowanie i przesiadywanie w kuchni. Ale będzie również o sprzętach i gadżetach bez których życie w kuchni nie toczyłoby się w tak radosnym i smacznym tempie 🙂

Jak sobie radzę z porządkiem

Półki w księgarniach uginają się od poradników, które w około 300 stronach tłumaczą nam jak robić porządki. Niektóre z nich idą o krok dalej i podsuwają nawet rady jak zrobić, żeby ten wyczekany porządek utrzymać. To samo zobaczyć możemy spotkać w telewizji.

To dość dziwne, bo personalnie spotykam się z innym scenariuszem. Znajomi i nieznajomi wypytują mnie jak sobie radzę z porządkiem. Jak nie wiecie, to teraz Wam powiem: wysprzątane na błysk mieszkanie to syndrom nieszczęśliwego życia. Dobrze radzę, rozejrzyjcie się w prawo, w lewo, spójrzcie na podłogę. Czysto? No to źle! Zróbcie coś…nie wiem, może okruszki na blacie i kilka kropli rozlanego soku na podłodze załatwi sprawę?

Szczerze? Chcecie wiedzieć jak żyje mi się w takiej sterylnej czystości? Krótko. Zdecydowanie za krótko. Ale mam na to sposób. Jak posprzątam chatę z góry na dół, od sufitu aż po podłogę to pędzę po aparat i robię zdjęcia. Duuuużo zdjęć, aby mieć co wspominać przez najbliższe dni.

Potem idzie szybko. Sami zobaczcie, biała kuchnia lśni…A ja włączam włoską muzykę, wyciągam oliwę z oliwek, pomidory, makaron, oliwki, zrywam świeże listki bazylii (jeśli bazylia nie jest zasuszona). Po chwili moje białe kafle moczą się od sosu pomidorowego, a szafki ociekają rozlaną oliwą. Uwielbiam to!

Ale, żeby nie było – pokornie łapię później za szmatę i wycieram. Może kuchnia nie lśni jak na początku, ale to nic straconego, za tydzień nowe rozdanie, nowe sprzątanie, nowe lśnienie. A póki co- beztroskie życie!

Dajcie koniecznie znać jak kwestia sprzątania wygląda u Was! Lubicie tańczyć z mopem po mieszkaniu czy wystrzegacie się odkurzacza jak wroga? Staracie się utrzymać czystość, a może nie zwracacie na to uwagi? Jak Wasi domownicy zapatrują się na czystość w Waszych domach?