Wszystkie wpisy kategorii: Mieszkanie Marceliny

Przeprowadzka

photoshop
Zbliża się koniec roku i oprócz radości związanej ze świątecznymi bibelotami i zapachem pieczonych pierników, jest jedna rzecz, o której bardzo często zapominamy przez okrągłe 11 miesięcy. Aż pewnego dnia zrywamy kolejną kartkę z kalendarza, na której ukazuje się miesiąc grudzień, a my przypominamy sobie o…. ? O liście, którą tak starannie przygotowaliśmy z postanowieniami na Nowy Rok. Lista ładnie złożona, chociaż lekko zakurzona ( a kto by czysty wyszedł z dna szuflady? no kto?). Wielkimi literami zaznaczone cyfry, w niektórych miejscach atrament nieco rozmazany, ale to nic, ważne że punkt po punkcie został zapisany piórem. Nikt chyba nie myśli, że taką listę, raz do roku będzie się sporządzać zwykłym długopisem, na którym znajduje się logo proszku to prania?

Bardzo, bardzo kiepsko zajrzeć do takiej listy, gdy za oknem śnieg pada, pod kocem ciepło, a aromat ulubionej kawy z syropem piernikowym pobudza nasz węch. I jeszcze ta świadomość, że się zbyt wiele nie nawojuje przez te ostatnie dni w roku, a postanowienie będzie trzeba (niepotrzebne skreślić) : przełożyć na kolejny rok/ wyrzucić z listy marzeń/stwierdzić, że tak naprawdę wcale jego realizacja do szczęścia nam potrzebna nie jest.

Akurat miałyśmy to szczęście, że to jedno postanowienie ulokowało się w naszej głowie tak dotkliwie, że nie mogłyśmy go zlekceważyć. No dobra, przez 3/4 roku skutecznie nam się to udawało, ale w ostatnim kwartale poważnie zaczęłyśmy działać. Dzięki temu możemy Was serdecznie powitać na własnej domenie 🙂 Szczerze, nie mogłyśmy patrzeć na ten ciągnący się ogon w nazwie ( „blogspot”) i z cichą zazdrością spoglądałyśmy na nowe „domy” naszych koleżanek (i kolegów:)) po fachu.

Jak to bywa z przeprowadzką, nie wszystko ma się od razu, ale będziemy prężnie działać, aby wizyty na naszym blogu były dla Was przyjemne i inspirujące. Nie chciałyśmy wprowadzać zbędnego chaosu, więc grafika jak i rozmieszczenie korespondują z poprzednim wyglądem bloga. Czekają nas małe poprawki, ale już teraz możecie się rozgościć, usiąść wygodnie w fotelu i  czekać na nasze świąteczne inspiracje (a mamy ich całkiem sporo!).

podpis

1

2

3

4

 

Oświetlenie- sposób na przytulne i funkcjonalne wnętrze.

W dzisiejszym wpisie chcemy zwrócić uwagę na kwestię oświetlenia. Na przykładzie sypialni pokażemy Wam jak lampy potrafią nadać wnętrzu klimat, a także stworzyć przytulny, ciepły nastrój na te jesienne wieczory. Gotowi?
Dobierając oświetlenie najczęściej zwracamy uwagę wyłącznie na wiszące lampy. Oczywiście warto mieć główne oświetlenie w pomieszczeniu, ale nie możemy zapominać o mniejszych źródłach światła jak np. reflektory czy lampy stojące.
Sam dobór wielu lamp we wnętrzu również często stanowi problem. Dlaczego? Ponieważ usilnie staramy się, aby każda z lamp była z jednej serii. Boimy się mieszać style, kolory, formy. Mamy nadzieję, że dzięki zdjęciom, które zaraz zobaczycie przekonacie się, że warto wprowadzić do wnętrza tzw. kontrolowany misz-masz.
W sypialni zastosowałyśmy trzy rodzaje oświetlenia:
oświetlenie funkcyjne– dwie lampy po dwóch stronach łóżka, które możemy wykorzystać podczas np. czytania w łóżku;
*  oświetlenie rozpraszające – które tworzy cudowny, ciepły nastrój – reflektor z klamrą;
*  oświetlenie główne – lampa wisząca.

 

 

 

 

 

 

 

Wnętrze zmienia się nie do poznania, gdy wieczorem zapalimy lampy. Wyobraźcie sobie chłodny, jesienny wieczór, a Wy popijacie gorące kakao, leniwie czytacie ulubioną książkę i otulacie się grubym kocem. Do tego wszystkiego, pomieszczenie rozświetlone jest nastrojowo ciepłą barwą. Pięknie, prawda? Sami zobaczcie jak to u nas wygląda…

 

 

 

 

 

 

 

 

Morał jest jeden : lamp nigdy za wiele. Dobry dobór światła wpływa na nasze zdrowie. Gdy we wnętrzu znajduje się kilka punktów świetlnych, to nasze oczy mniej się męczą. Pamiętacie czasy, gdy pod kołdrą, z latarką w ręce czytaliście książki?Niestety… z wiekiem światła potrzebujemy więcej (osoby starsze potrzebują 10 razy więcej światła niż osoby młode!). Zatem nie pozostaje nam nic innego jak zainwestowanie w porządne oświetlenie 🙂
A na sam koniec mamy dla Was kilka rad, które mogą być dla Was pomocne w dobraniu oświetlenia do Waszego wnętrza.
Zanim udasz się do sklepu najpierw:
1. Określ funkcje światła w pomieszczeniu ( np. gdzie zwykle czytacie książkę a może potrzebujecie światła nad szafą, aby szukanie ulubionej bluzki było łatwiejsze?)
2. Rozrysuj pola światła i pamiętaj, aby każdy kąt w pomieszczeniu został oświetlony;
3. Wybierz rodzaj lamp i nie bój się kontrolowanego misz-maszu. Nie wszystkie lampy muszą być z tej samej serii! Baw się kolorem i formą;
4. Wybierz typ żarówki. Kupuj żarówki LEDowe, które są bardziej oszczędne w użytkowaniu. Nie zapominaj także o ciepłej barwie. Żarówki o chłodnym, niebieskim świetle nie wprowadzą do Twojego wnętrza przytulnego klimatu.
W poście wykorzystałyśmy lampy IKEA:
lampa wisząca – klosz EKÅS;
lampa stojąca – RANARP
reflektor z klamrą – RANARP
lampa biurkowa – BAROMETER

METAMORFOZA SALONU – FINAŁ!

 

Jest! Jest! Jest! Finał metamorfozy mojego salonu. Chociaż na blogu pojawiło się kilka wpisów na temat zmian, które zamierzam wprowadzić, to wiele rzeczy trzymałam dalej w tajemnicy. A wszystko po to, aby nie zdradzać Wam od razu wszystkiego. Wiem, byłam okropna, że tak zwlekałam z pokazaniem efektów, ale uwierzcie-praktycznie do wczoraj dopieszczałam salon.
BEFORE&AFTER
Nawet nie wiecie jak cieszy mnie efekt końcowy. Wszystko co sobie wymarzyłam- wprowadziłam do   wnętrza. Miało był lekko i jasno, czyli totalne przeciwieństwo tego co było. Ciężkie, czekoladowe, skórzane sofy, proste krzesła, geometryczny dywan, stół z palet – tak jeszcze niedawno wyglądały moje cztery ściany. Sami zobaczcie before&after, który dla Was przygotowałam, a dla tych bardziej dociekliwych >>> tutaj zobaczycie cały wpis o starym salonie, doskonały, aby zrobić bardziej dokładne porównanie.
Sam układ nie uległ zmianie. Dalej uważam, że mój wielofunkcyjny salon sprawdza się w 100%. Trzy strefy: jadalniana, wypoczynkowa i domowe biuro świetnie ze sobą współpracują. Wchodząc do pokoju wpadamy na duży, jadalniany stół z krzesłami. To wygodne rozwiązanie, gdy mamy gości i donosimy jedzenie z kuchni. Nie musimy się przeciskać, tylko od razu „wpadamy” na stół. Kolejno- sofy, stolik kawowy, szafka RTV. Doskonałe miejsce, aby odpocząć po ciężkim dniu. Centralne miejsce w salonie. A przy oknie-kącik biurowy, dzięki czemu możemy liczyć na naturalne światło.

 

 

CO SIĘ ZMIENIŁO?
* dywan – biało-czarny wymieniłam na beżowy z delikatnym szarym wzorem. Miękki, z gęstym włosiem. Dywan Berber Shaggy Massin znajdziecie w sklepie Rug Vista. A jeśli jesteście ciekawi mojej opinii albo po prostu chcecie uzyskać więcej informacji na jego temat to zajrzyjcie do wpisu, gdzie dokładnie opisałam ten model >>> KLIK.
* stolik – wcześniejszy stolik z palet wykonał mój mąż…nie przeszkodziło mi to jednak w wymianie na nowszy model (stolika oczywiście!:-)). Mebel z palet już nie był w dobrej kondycji, więc powędrował na śmietnik. Co wybrałam w zamian? Stolik kawowy Ordal marki Hugle. Strzał w dziesiątkę! Jest dość duży ( 90cm x 90cm), ale dzięki jego nowoczesnej formie przybiera lekki charakter. Jeśli spodobał Wam się ten model koniecznie zobaczcie co na jego temat pisałam w ostatnim wpisie >>> KLIK.
* szafka RTV – pamiętacie starą? niegdyś cieszyła oko w salonie moich rodziców (jakieś 15 lat temu), później stała w moim pokoju panieńskim, aż wreszcie została przemalowana na biało i zamieszkała w nowym mieszkaniu. Wymieniłam w niej także gałki, ale to nie wystarczyło. Szafka zwyczajnie była bardzo zniszczona, wręcz zapadała się pod ciężarem telewizora. Nowy mebel  kupiłam w IKEA. Oprócz pojemnych półek, ma również miejsce na inne elektroniczne gadżety czy czasopisma. Dodatkowo, łatwo przymocować z tyłu szafki panel z kablami, który sprytnie jest ukryty. Niestety, gdy wreszcie zdecydowaliśmy się na jej zakup, to nie było jej w katowickim sklepie i musieliśmy pojechać do IKEA w Krakowie-ale było warto!
* krzesła– fakt faktem, marzyły mi się nowe krzesła przy dużym stole, ale jakoś nie był to punkt numer jeden w metamorfozie. Aż pewnego dnia, całkiem spontanicznie wystawiłam na sprzedaż nasze drewniane krzesła na znanym portalu internetowym. Zdziwiłam się, bo zainteresowanie było ogromne. Po dwóch dniach krzesła pojechały do innego właściciela, a nam został jedynie pusty stół. Zdarzyło się to dzień przed wylotem do Włoch, więc poszukiwania nowych krzeseł rozpoczęłam tuż po powrocie. W sklepie Scandi Shop znalazłam nowoczesne, srebrne krzesło Paris Mesh (a wpis na temat tego modelu znajdziecie tutaj KLIK), które od razu rzuciło mi się w oko. Reszta krzeseł to modny model z metalowymi nogami (podobny także upolujecie w sklepie Scandi Shop >>> o tutaj KLIK).
* sofy – ciężkie, skórzane sofy kompletnie nie pasowały do mojego wyobrażenia o nowym salonie. Nie mogłam pozwolić sobie na zakup dwóch nowych sof, więc poszłam trochę na skróty i zamówiłam pokrowce. Materiałowe, w kolorze szarym, szyte na miarę- to coś co pozwoliło dopełnić moje wnętrze. Samo założenie nie wymaga dużego nakładu pracy, a efekt jest niesamowity.

 

 

 

 

 

 

 

 

Plakaty, które widzicie zrobiłam sama. O ile z napisem nie było większych problemów, to grafika zajęła mi więcej czasu. Ze zdjęcia na telefonie starałam się narysować jelenia  w zgodzie z proporcjami na papierze milimetrowym. Później wystarczyło go przerysować na gładkiej kartce. Jeżeli sami chcecie odświeżyć swoje wnętrza to takie grafiki potrafią wiele zdziałać. Wystarczy jeden wieczór, wolna ramka na zdjęcia i obrazek gotowy.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Mam nadzieję, że efekt końcowy przypadł Wam do gustu. Bardzo starałam się, aby całokształt był dokładnie taki jaki sobie zaplanowałam. Koniecznie dajcie znać jak oceniacie metamorfozę. Która wersja podoba Wam się bardziej? Nowa, lżejsza, w jaśniejszych odcieniach? Czy może wolicie skórzane sofy i coś w stylu urban jungle? Liczę na Wasze komentarze 🙂 

METAMORFOZA SALONU – część 3 – Stolik kawowy

Obiecuję, że w przyszłym tygodniu pokażę Wam finał metamorfozy. Na ten moment czekam jeszcze na kilka mniejszych i większych rzeczy, ale już dziś chcę Wam wyjawić tajemnicę na temat stołu kawowego. Sentyment sentymentem, ale postanowiłam pozbyć się stołu z palet, który zrobił własnoręcznie mój mąż (Mężu-wybacz!). Prawie 3 lata temu marzyłam o takim stole, ale przez ten czas znudził mi się i zamarzyłam o czymś nowym. Stół z palet był masywny, a jak wiecie-metamorfoza salonu ma na celu „odciążyć” wnętrze, nadać mu lekkości.
NA JAKI STÓŁ SIĘ ZDECYDOWAŁAM?
Totalnie zauroczyły mnie stoły marki HUGLE. Wybrałam stolik kawowy Ordal. Podoba mi się, że oprócz określonego modelu wybieramy także wielkość, kolor podstawy oraz kolor i grubość blatu. U mnie zagościł ten w większym rozmiarze ( 90cm x 90 cm), podstawa w kolorze czarnym. Blat jest dębowy, olejowany o grubości 3,6 cm. Całkowita wysokość stołu to 45 cm (również tu zdecydowałam się na wyższy model).
KILKA SŁÓW
Stół przyciąga nie tylko niebanalną formą, ale także jakością. To ważne, bo nie mam zamiaru wymieniać stolika co kilka miesięcy. Podoba mi się również jego rozmiar. Dzięki temu spokojnie goście mogą usiąść na sofach, a nie tylko sztywno przy dużym stole. Bez problemu znajdzie się miejsce na przystawki, napoje. Fajnym gadżetem jest też metka marki, która przymocowana jest między blatem a podstawą. Spodobało mi się również opakowanie przesyłki. Solidnie zabezpieczony mebel to gwarancja, że przesyłka dotrze do nas w nienaruszonym stanie, a to dla nas klientów powinno być najważniejsze, prawda?:)
Na ten moment to wszystko. Zapraszam Was do oglądania zdjęć, ale także na stronę internetową marki HUGLE, gdzie prócz stolików kawowych znajdziecie jeszcze np. biurka, regały, szafki 🙂 Ach, no i koniecznie dajcie znać co sądzicie o stoliku!

 

 

 

METAMORFOZA SALONU – część 2 – Kilka słów o krzesłach

Pomysł metamorfozy salonu kiełkował w mojej głowie od dawna. Jednak nie miałam zamiaru ruszać krzeseł przy stole jadalnianym. Nie były moimi wymarzonymi, ale sprawdzały się i nie przeszkadzały mi aż tak. Natomiast, dobrze wiecie, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. I jak już zaczęłam wprowadzać zmiany, to spontanicznie postanowiłam sprzedać moje stare meble. Nie czekałam zbyt dlugo, bo okazało się, że masę ludzi rzuciło się na te moje 4 krzesła. Telefony, wiadomości…No i sprzedałam.
Nie umiałam się zdecydować jakie krzesła wybrać…chciałam, żeby było bardziej nowocześnie. A że wybór w sklepie ScandiShop.pl jest ogromny, to całe godziny spędzałam nad zastanawianiem się i przeglądaniem działu : meble. Nie zdradzę Wam wszystkiego, co coś muszę zostawić na finałową metamorfozę, ale dziś możecie podejrzeć jedno z krzeseł, które znajdziecie  moim salonie. Jest to srebrny model Paris Mesh. Industrialna, surowa bryła idealnie będzie pasować do mojego nowego wnętrza. Dodatkowo, krzesło jest ozdobione dziurkami na oparciu i siedzisku, co dodaje mu lekkości. Sami zobaczcie…

 

Nie obyło się bez testowania. Klasycznie Kitek wcielił się w rolę testera produktu. Jak widzicie, dumnie siedzi wpatrzony w obiektyw. Biorąc pod uwagę, że wciąż zajmuje miejsce na tym srebrnych siedzisku, gdy siedzi z nami przy stole, to mogę śmiało stwierdzić, że testy przeszły pozytywnie 🙂
Jeśli szukacie ciekawych krzeseł (ale też innych mebli) to śmiało zaglądajcie na stronę sklepu ScandiShop.pl. Jest w czym wybierać 🙂

 

 

 

 

METAMORFOZA SALONU -część 1 – Jaki dywan wybrałam?

O tym, że mam ochotę coś pozmieniać w moim salonie wspominałam od jakiegoś roku. Sam układ pomieszczenia uważam za funkcjonalny i tu nie chciałabym wprowadzać zmian. Salon jest wielofunkcyjny, podzielony na 3 strefy: jadalnianą, wypoczynkową oraz biurową. Prawdą jest, że po przeprowadzce zainwestowaliśmy we wszystkie pomieszczenia prócz salonu.Sofy są od moich rodziców, szafka TV wcześniej stała w moim panieńskim pokoju. Z czasem pojawił się duży stół i biurko, a stolik kawowy zrobił mój mąż z palet. Minęły 3 lata i uznałam, że czas na zmiany. Teraz w salonie królują kontrasty. Czekoladowe sofy, biało-czarny dywan w charakterystyczny wzór chevron odbijają na tle jasnych ścian. Musicie uzbroić się jeszcze w trochę cierpliwości nim pokażę Wam cały efekt. Do tego czasu będę Wam zdradzać jakie poszczególne meble oraz dodatki wybrałam do metamorfozy. Dziś pokażę Wam dywan.
Jaki dywan wybrałam?
 
Zależało mi, aby dywan nie tylko ładnie wyglądał, ale przede wszystkim był dobrze wykonany. W głowie miałam wymarzony model. Miał być koniecznie jasny z elementem szarości. Żadnych kontrastów, intensywnych barw. Nie chciałam też gładkiego, pozbawionego wzorów, bo takie rozwiązanie wydawało mi się banalne i mało ciekawe. Wreszcie znalazłam dywan z grupy Berber/Marocco (klik) z serii Shaggy (klik). Niewyobrażalnie miękki! Gdy pierwszy raz go rozłożyłam to nie mogłam się powstrzymać i rzuciłam się na ziemię 🙂 Mogłabym leżeć na nim godzinami! Ostatecznie zdecydowałam się na model Berber Shaggy Massin (CVD13398) (klik) Wybrałam rozmiar 160×230, ale dostępne są też inne wymiary.
Jakie miałam oczekiwania?
Ważne było dla mnie włosie, z którego jest wykonany dywan. Miał być przyjazny dla środowiska, odporny na zużycie, łatwy w czyszczeniu i nie powodować u mnie alergii, a biorąc pod uwagę, że uczula mnie praktycznie wszystko, to zadanie było trudne. Udało mi się, bo dywan Berber Shaggy Massin jest wykonany z włosia PP Heatset, a co za tym idzie spełnia wszystkie wcześniejsze wymagania. Dodałabym również to, że dzięki niemu odciążamy inne meble, np. sofy czy krzesła, bo oglądając TV najchętniej siadamy właśnie na dywanie:)

 

 

Przygotowałam dla Was kilka zdjęć, aby zobrazować  to, o czym wcześniej wspominałam. Na pierwszy rzut oka widać, że dywan jest solidnie wykonany. Grube i gęste włosie świadczy o tym, że dywan jest przyjemny w dotyku i bez problemu możemy po nim chodzić boso. Dodatkowo, dywan jest pokryty cienką warstwą lateksu, więc również jest antypoślizgowy, co sprawdzi się w domach, gdzie np. przebywają dzieci. Jeżeli tak jak ja szukacie nowego dywanu i chcecie odmienić Wasze wnętrze, koniecznie zajrzyjcie na stronę sklepu RugVista (klik).

 

 

 

 

 

Pomysł na przystrojenie stołu + DWA PRZEPISY ( na tort czekoladowy i ciasto a’la kinder country)

W zeszłą sobotę organizowałam imprezę urodzinową dla mojego Męża. Nie pytajcie ile było osób…wystarczy że przy dużym stole siedzieliśmy jak śledzie w puszce, przy stole kawowym lepiej nie było, a i tak krzesła musieliśmy pożyczać od sąsiadki. Mimo to, nie poddałam się i udekorowałam stół po swojemu. Jak możecie zauważyć, na stole panuje totalny miks talerzy. Czarne, szare, beżowe są pomieszane z białymi, przezroczystymi etc. I powiem Wam więcej, to nie są pozostałości ze starych kompletów. To nowe talerze, zakupione właśnie w celu osiągnięcia kontrolowanego misz-maszu. Dodatkowo, na każdym talerzu położyłam zawiniętą, białą serwetkę obwiązaną sznurkiem.Dołożyłam gałązkę rozmarynu oraz karteczkę z białym napisem ( biały marker okazał się bardzo pomocny!). Jak Wam się podoba ten naturalny wygląd stołu?
Tradycyjnie na stole znalazł się czekoladowy tort z wiśniami oraz nowość- ciasto a’la batonik kinder country (przepisy znajdziecie poniżej). Na zdjęciach zabrakło jabłecznika, który upiekła moja Mama, a ptysie..cóż tutaj zapraszam po przepis do pobliskiej cukierni 😀

PRZEPIS NA TORT

SKŁADNIKI (BISZKOPT) 
– 8 jajek
– 2 szklanki cukru
– 1,5 szklanki mąki pszennej
– 1 szklanka mąki ziemniaczanej
– 4 łyżeczki proszku do pieczenia
– 4 łyżki gorzkiego kakao

SKŁADNIKI (KREM) 
-150 g masła
– 300 g gorzkiej czekolady
– 500 g serka mascarpone
– 350 g cukru pudru
– 150 g serka naturalnego Philadelphia
– 2 duże łyżki kakao

Dodatkowo- ok. 300 g wiśni ( mogą być ze słoika) i rurki kakaowe do dekoracji.

PRZYGOTOWANIE BISZKOPTU:

Ubijamy jajka z cukrem, tak aby powstała puszysta masa. Mąkę, kakao, proszek do pieczenia łączymy razem i stopniowo dodajemy do jajek. Cały czas masę ubijamy, aż wszystkie składniki się połączą. Pieczemy w 180 stopniach. Czas: 30 minut.

PRZYGOTOWANIE KREMU:

Czekoladę oraz masło rozpuszczamy w kąpieli wodnej i pozostawiamy do ostygnięcia. Przesiewamy cukier puder oraz kakao i łączymy z rozpuszczoną czekoladą. Miksujemy i stopniowo dodajemy serki. Najlepiej schłodzić krem w lodówce zanim będziemy nim smarować biszkopt.

TORT:

Biszkopt dzielimy na 3 części. Każdą z nich polewamy delikatnie mlekiem ( ja używam do tego łyżeczki), następnie rozprowadzamy krem i układamy wiśnie. Ponownie powtarzamy ten proces, a ostatni biszkopt smarujemy tylko kremem bez wiśni. Krew rozprowadzamy także po bokach tortu, aby następnie przyczepić do nich rurki z kremem.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

PRZEPIS NA CIASTO A’LA BATONIK KINDER COUNTRY (BEZ PIECZENIA!)

SKŁADNIKI:
– 500 ml śmietanki słodkiej 36%
– 500 g serka mascarpone
– 250 g herbatników
– 200 g białej czekolady
– 200 g mlecznej czekolady
– 3 szklanki płatków Nestle Kangus + garść do posypania na wierzch

Opcjonalnie: batoniki kinder bueno i truskawki do dekoracji.

PRZYGOTOWANIE:

 

Białą czekoladę rozpuszczamy w kąpieli wodnej i pozostawiamy do ostygnięcia. 300 ml śmietanki ubijamy na sztywno, dodajemy 300 g serka mascarpone i dodajemy białą czekoladę cały czas miksując. Dodajemy 3 szklanki płatków i mieszamy.
W międzyczasie mleczną czekoladę również rozpuszczamy w kąpieli wodnej i czekamy aż ostygnie. 200 ml śmietanki ubijamy na sztywno i dodajemy resztę serka mascarpone. Całą masę łączymy z ostudzoną czekoladą mleczną.
Tortownicę wykładamy herbatnikami. Wlewamy jasną masę, następnie dodajemy masę z mleczną czekoladą ( dwie warstwy możemy oddzielić jeszcze wyłożonymi herbatnikami). Na koniec posypujemy ciasto płatkami i wstawiamy do lodówki na kilka godzin ( ja wstawiłam na całą noc). Przed podaniem zdobimy ciasto batonami i owocami.

 

 

 

Mam dość mojego salonu!

Gdy 3 lata temu wprowadzaliśmy się do nowego mieszkania nie mogliśmy pozwolić sobie na zakup wszystkich, nowych mebli. Z kuchnią i sypialnią nam się udało, ale zdecydowanie gorzej było z salonem. Skórzane sofy przywlokłam z domu rodzinnego wraz z szafką pod telewizor. Sama szafka przeszła wiele, bo najpierw cieszyła oko w salonie rodziców, później znalazła się w moim panieńskim pokoju, aż ostatecznie przemalowaliśmy ją na biało i wstawiliśmy do naszego mieszkania. Na szklany stolik (również z domu rodzinnego) nie mogłam patrzeć i zmobilizowałam męża do zrobienia takiego z palet. W naszym salonie pojawił się też stół jadalniany oraz regał na książki, a z czasem biurko. Nie będę ściemniać, obecny wygląd pokoju daleki jest od mojego wymarzonego. Najchętniej wywaliłabym wszystko od razu, ale wiadomo, plany trzeba realizować stopniowo.
Zobaczcie jakie zmiany wprowadziłabym do moich 4 ścian.

 

Sami widzicie, zmian jest sporo. Sofy najbardziej chciałabym wymienić, ale po głowie chodzi mi też pomysł, aby zmienić ich obicie. Jakieś ładne pokrowce na wymiar? Myślę, że byłoby ładnie. I tu pytanie do Was: wiecie, gdzie można zamówić taki pokrowiec? Jak się sprawdza? Może ktoś z Was sam skorzystał z takiego rozwiązania? Byłabym wdzięczna za odpowiedzi.
Na wymianę czeka też szafka RTV. Ta, którą mamy teraz aż się zapada pod naciskiem telewizora. Boję się, że pewnego dnia znajdę telewizor na ziemi, między resztkami tej szafki 🙂 No i dywan. Biało-czarny bardzo mi się podoba, ale sprawia, że wnętrze staje się ciężkie. Dlatego wciąż szukam czegoś „lżejszego” w odcieniu bieli, beżu czy szarości. Stolik z palet przypomina mi ciężką pracę mojego męża… lecz umówmy się, mój salon potrzebuje powiewu nowości. Widziałabym tu drewniany stolik, albo dwa mniejsze. Podobają mi się też te z marmurowymi blatami.
Problemem jest regał, który już nie mieści wszystkich naszych książek. Robi się niekontrolowany misz-masz. Mamy do wyboru albo kupienie większego regału albo dokupić w IKEA białe pudła/szuflady i tam umieścić nadmiar lektur. Totalnym szaleństwem, które wpadło mi do głowy jest przemalowanie parkietu na biało. Wówczas, na białej podłodze idealnie wyglądałaby sofa w odcieniu pudrowego różu.
Kącik biurowy zostaje bez zmian. Jedynie planuję dokupić różne gadżety, które umilą i pozwolą zorganizować moją pracę w domu. Drugim meblem, którego nie zamierzam ruszać jest duży stół. Inaczej ma się sprawa krzeseł, bo marzą mi się dizajnerskie egzemplarze. Ale to odległa realizacja. Poniżej możecie zobaczyć luźne inspiracje mebli oraz dodatków, które wpadły mi w oko.

 

 
I na koniec wielka prośba do Was. Jeśli gdzieś widzieliście jakiś fajny mebel bądź bibelot, który mogłabym wykorzystać w swoim salonie-piszcie śmiało w komentarzach. Będę wdzięczna za wszelkie propozycje. No i kwestia sof i nowych pokrowców. Jeżeli jesteście w posiadaniu informacji na ten temat-bardzo proszę dajcie koniecznie znać. Liczę na Waszą pomoc 🙂 Buźka, Marcelina

Lifting kuchni [ skandynawska lampa + miedziane dodatki ]

Jeśli zapytacie, jakie pomieszczenie lubię najbardziej w swoim mieszkaniu, to bez wahania powiem KUCHNIĘ! Uwielbiam ją za białe meble i szachownicę na podłodze. I tu nasuwa się pytanie…Bo jeśli ją tak lubię to dlaczego dopiero teraz zadbałam o najmniejszy szczegół? A mowa o lampie. 3 lata temu, krótko przed wprowadzeniem się, w pośpiechu kupiłam zwykłą, srebrną lampę. Nie zastanawiałam się czy idealnie wpasuje się do mojego wnętrza. Miało być szybko, pod ręką i tanio. A że nie od dziś wiadomo, że prowizorki zostają z nami na czas dłuższy niżeli byśmy sobie życzyli, to tak trwałyśmy razem: ja i moja zwykła lampa. Niestety historia powtarza się z każdym pomieszczeniem, ale wzięłam się wreszcie za oświetlenie w moim domu i zaczęłam poszukiwania.
Sprawa prosta nie była, bo w głowie miałam swój wymarzony model. Chciałam taką rodem ze skandynawskiej kuchni. Miała być też biała, o ładnym kształcie i nie za mała. Znalazłam! Moją wymarzoną! Upolowałam ją na stronie firmy Britop . Lampa Alvar dostępna jest w dwóch rozmiarach oraz różnych kolorach. U mnie kwestia wyboru była oczywista, bo od razu założyłam, że ma być biała 🙂
Gdy lampę już wybrałam, to pozostała kwestia męża. W głowie przewijały mi się hurtowo pytania: ale po co/ ale co zrobimy ze starą/ ale po co wydawać pieniądze/ ale czy my naprawdę potrzebujemy nowej lampy (…).I było wielkie zdziwienie, gdy mąż nieśmiało powiedział „fajna”, a gdy rozpakowywaliśmy karton stwierdził, że teraz to ta kuchnia będzie wyglądać,a jej poprzedniczkę wyniesie do piwnicy. To dobry znak i zielone światło do reszty moich planów, bo sami wiecie, jak już niwelować błędy przeszłości to trzeba iść za ciosem. Także wymiana reszty oświetlenia w naszych mieszkaniu pozostanie kwestią czasu…Mam nadzieję, że ta cała masa zdjęć naszej kuchni, gdzie w roli głównej występuje lampa Alvar Was ucieszy 🙂 Pobawiłam się też dodatkami i oprócz bieli, czerni i mięty wprowadziłam również miedź. Sami zobaczcie jak wyszło 🙂

Koniecznie dajcie znać jak podoba Wam się lampa. Zdradzę Wam, że za każdym razem, gdy wchodzę do kuchni uśmiecham się na jej widok. Bo nic tak nie cieszy jak wymarzony zakup 🙂

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

METAMORFOZA SYPIALNI (before&after)

Bardzo podobają mi się jasne, skandynawskie wnętrza. Taka też była moja sypialnia. Oprócz bieli postawiłam na kontrastową czerń. Jednak słoneczna aura za oknem dała mi wiele do myślenia. Postanowiłam przemycić kolor! Zdecydowałam się na niebieskie akcenty. Ale to nie wszystko. Nad białą komodą zawiesiłam półkę, która według mnie o niebo lepiej się prezentuje niż dwie ramki, które wisiały tam pierwotnie. Zrezygnowałam też z biało-czarnych zasłon na rzecz lekkich, piaskowych, które teraz są tłem i nie przytłaczają pomieszczenia.
Nie mogło zabraknąć najnowszego numeru „Mojego Mieszkania” w którym znajdziecie sesję oraz wywiad z drugą połówką Sisters About- Mamą Eweliną 🙂
Na półce ciągle zmieniam aranżację, ale numerem jeden jest biały jeleń ze sklejki. Hit skandynawskich wnętrz wreszcie pojawił się u mnie 🙂 Ładnie wykonany, lekki. Znajdziecie go w sklepie Made For Home KLIK.
A tu moja sypialnia w starszej odsłonie. Bardziej stonowana, bez intensywnych kolorów 🙂
Kochani dajcie znać jak podoba się Wam nowa odsłona mojej sypialni. Kolor niebieski kojarzy mi się z latem, morzem, wakacjami 🙂 Co sądzicie? Pozdrowienia, Marcelina