Wszystkie wpisy kategorii: Bez kategorii

Dlaczego dopiero teraz pokazuję wam sypialnię?

Nie lubię aranżować przestrzeni w biegu, bez zastanowienia, bez przekonania. Nie rozumiem także, gdy ktoś na siłę stara się zapełnić nową przestrzeń meblami i bibelotami nie czując jednocześnie klimatu całości. Myślę, że to droga na skróty, gdy decydujemy się na urządzenie wnętrza kalkując jeden do jednego zdjęcie, które znaleźliśmy w magazynie lub akceptujemy projekt, który przedstawia wyłącznie wizję projektanta. Tylko po co? Przecież to my będziemy żyć w tym domu, otaczać się meblami i wpatrywać w daną kolorystykę. Zdecydowanie lepiej poczekać na swoją wizję, przekonać się do swoich marzeń, a także na spokojnie znaleźć, to co nas prawdziwie kręci.

Zacznij od szaf

Ten przydługawy wstęp miał na celu wytłumaczenie się, dlaczego dopiero po kilku miesiącach od przeprowadzki do naszego domu pokazuję wam sypialnię połączoną z garderobą. Nie było ani szybko, ani łatwo, ale jest!

Może was to zdziwi, ale jeszcze przed przeprowadzką część garderobiana była już gotowa. Doskonale wiedziałam czego potrzebujemy. Jest to system szaf PAX z IKEA (wybraliśmy te wyższe i głębsze). 2,5 metra szaf po jednej stronie i drugie tyle na przeciwko. Nasze fronty to FLISBERGET i są w kolorze jasnego beżu, ale w niektórym świetle ukazują się jako jasnoszare. I tu mała wskazówka dla wszystkich, którzy planują przeprowadzkę: przeniesienie ubrań do nowych szaf minumum dwa tygodnie przed finalną przeprowadzką umili wam życie. To takie miękkie lądowanie w trakcie całego przeprowadzkowego chaosu. Warto zostawić sobie mini walizkę z ubraniami na kilka dni, a resztę wywieźć, rozplanować i ułożyć w nowej szafie. Podczas przeprowadzki czeka was taki ogrom pracy, więc to, co można zrobić wcześniej…lepiej zrobić wcześniej.

Plecionka wiedeńska we włoskim wnętrzu

Nie jest tajemnicą, że pierwsze tygodnie spaliśmy na materacu. Łóżko nie było naszym priorytetem, a mi zależało, aby znaleźć to wymarzone. Dlatego jak już znalazłam to musiałam poczekać, aż pojawi się dostępność na stronie, a kolejno czekać na wysyłkę. Pojawiły się też małe perturbacje, ponieważ stelaż na materac należało zamówić osobno i też go zamówiłam, jednak finalnie okazało się, że jest nieodpowiedni i musiałam kupować nowy.
A czego szukałam? Plecionki wiedeńskiej, motywu który uwielbiam i który wprowadziłam także do naszej jadalni w postaci krzeseł. Nowe łóżko (znajdziecie na Westwing) usadowiło się wygodnie w naszej sypialni pomiędzy komodą a biurkiem/konsolą, którą wzięliśmy ze starego mieszkania. Od razu wiedziałam, że jest to rozwiązanie tymczasowe, na przeczekanie, aż nie zaznam olśnienia.

Ma być przytulnie z domieszką retro klimatu

W głowie miałam jeden cel: ma być przytulnie i „po włosku”. Najpierw pojawiły się stoliki nocne. Są to meble po renowacji, które wyszukałam na instagramie u „meble_od_nowa„. Łatwo nie było, bo już jedne przeszły mi obok nosa, ale za drugim razem się udało. Na obu stolikach nocnych stoją lampki, które znajdziecie obecnie w ZARA HOME.
Będąc ostatnio we Włoszech kupiliśmy także limitowany wydruk przedstawiający miasteczko Riva del Garda (gdzie właśnie byliśmy). Dokupiłam złotą ramę i tak obraz zawisł nad naszym łóżkiem. Poduszki, które widzicie na zdjęciu powyżej są z Jysk (obecna kolekcja), a narzuta i pościel IKEA (niestety niedostępne już).
Kolejnym obrazem w sypialni jest szkic upolowany przez Mamę na bytomskim targu staroci oprawiony w starą czarno-złotą ramę.

Kolor, którego nawet ja się nie spodziewałam

Co do reszty mebli-zaszalałam z kolorem. Tym razem wprowadziłam do naszego wnętrza ciemnozieloną szafkę i biurko w tym samym kolorze. Obie rzeczy są z IKEA to seria LOMMARP. Szafka wygląda świetnie, bo pomimo tego, że nie jest małym, zgrabnym meblem, to ma lekką formę. Dolna część jest zamykana na drzwiczki, a górna składa się z przeszkleń nie tylko od frontu, ale także po bokach. To doskonałe miejsce do wyeksponowania ważnych dla nas bibelotów, ale także na schowanie biurowych rzeczy w dolnej części szafki.

Biurko urzekło mnie swoją formą już jakiś czas temu, gdy kupowaliśmy identyczne, ale dla Klary. Jedyna różnica to kolor. Jest wygodne do pracy i świetnie komponuje się w sypialnianą przestrzeń, jednocześnie nie przytłaczając jej. Ma szufladkę pod blatem, gdzie z powodzeniem mogę schować komputer, notatnik, przybory po pisania. Z uwagi na obrotowe krzesło (wzięliśmy także z poprzedniego mieszkania;jest z IKEA, ale aktualnie nie widzę go na stronie w tej kolorystyce) i troskę o naszą drewnianą podłogę, położyliśmy specjalną matę w obrębie biurka. Nie razi po oczach, nie zawija się tak jak to mają w zwyczaju dywany i jest łatwa w utrzymaniu czystości. Co więcej, pozwala na obrotowe szaleństwa 🙂

Myślę, że wyczerpałam temat naszej sypialni połączonej z garderobą. Starałam się podpowiedzieć, gdzie dokładnie znajdziecie dane meble/bibeloty, natomiast jeśli coś mi umknęło, a was zainteresowało to śmiało piszcie w komentarzach 🙂

 

ABC naszej kuchni, czyli co, skąd i dlaczego.

Poznajmy się z moją kuchnią!

Kuchnia to pomieszczenie, z którego jestem chyba najbardziej dumna. Ilość szczegółów, które musieliśmy wybrać była zatrważająca, ale finalnie udało się! Cenimy sobie przestrzeń, dlatego zdecydowaliśmy się na zabudowę w kształcie litery L. Nie ma wiszących szafek, jest tylko słupek, w którym mieści się piekarnik,a obok miejsce znalazła wolnostojąca lodówka. Efekt, który widzicie na zdjęciach nie jest jeszcze w 100% finalny, bowiem brakuje drewnianych, otwartych półek, które zostaną zawieszone na niezagospodarowanej ścianie, gdzie stoi m.in. ekspres do kawy.

Trudno mi określić styl kuchni, ale niewątpliwie dostrzegalne są tu elementy retro czy klasyki. Zależało mi na tym, aby kuchnia była na lata, nie opatrzyła się. A z drugiej strony nie chciałam za bardzo zabrnąć w retro klimat, dlatego wprowadziłam do pomieszczenia również bardziej nowoczesne detale.

Sama kuchnia otwarta jest na jadalnię oraz salon, więc wiedziałam, że wszystkie szaleństwa, które mam w głowie muszą współgrać z resztą domu. Tak też uczyniłam w kwestii koloru samym frontów. Białe kuchnie podobają mi się bardzo, ale czułam, że potrzebuję szarości. Finalnie wybrałam kolor ze wzornika NSC 2002-Y50R. Zabawne jest to, że wahałam się początkowo między dwoma- jeden bardziej szary a drugi wpadający w beż. Dostałam nawet próbki frontów, które kładłam u nas w domu i sprawdzałam w różnym świetle jak dany kolor się zachowuje. A później? Nagle w ostatni dzień zmieniłam decyzję wybierając kolor, którego nie widziałam na żywo, ale czułam widząc tylko wzornik, że to będzie to. Oczywiście mogłam poczekać na wybarwienie próbki, ale liczył się czas, a wykonanie próbki to znowu dobrych kilka dni opóźnienia.

Jak wybrałam firmę, która stworzyła to miejsce?

Każdy ma swoje kryteria, ale dzisiaj podzielę się swoimi, które się sprawdziły idealnie. Na rynku jest mnóstwo firm, które wykonują kuchnie na zamówienie, więc nie było łatwo. Postanowiłam zapytać was o zdanie na instagramie, gdzie w odpowiedzi otrzymałam kilkadziesiąt poleceń ze Śląska i okolic. Kolejnym krokiem było sprawdzenie strony internetowej strony oraz ich konta w mediach społecznościowych. Jeśli strona pamiętała czasy komunizmu w Polsce to odpadała od razu. Kolejno sprawdzałam realizacje, projekty. Chociaż wiele kuchni nie było tym czego szukam, to łatwo było ocenić czy dana firma faktycznie wie co robi i się na tym zna. Gdy pierwszy przesiew został zrobiony, postanowiłam napisać do 5-6 firm, które według mnie wybijały się na tle reszty. W krótkim mejlu opisałam wymiary kuchni, przesłałam swoje inspiracje i poprosiłam o kosztorys. I teraz was zdziwię- nie cena mnie przekonała do wyboru firmy, a podejście. Pierwsza odpowiedź przyszła od Eweliny z firmy A&K (Chrzanów). Kilka szybkich pytań dodatkowych z jej strony, wstępna wycena, wstępny projekt i zaproszenie na spotkanie, a to wszystko oplecione profesjonalnym podejściem i dobrą energią. Już wtedy wiedziałam, że jestem w dobrych rękach i nie chcę tego zmieniać 🙂

Dopowiem jeszcze, że Ewelina nie miała ze mną lekko. Zależało nam na realizacji szybciej niż zakładaliśmy. Początkowo liczyliśmy się z opóźnieniami dewelopera czy innych podwykonawców, a finalnie okazało się, że wszystko będzie gotowe wcześniej, więc przeprowadzić się możemy także prędzej. Udało się zabukować wcześniejszy termin, ale to wiązało się z podejmowaniem kluczowych decyzji drogą internetową. Przebywaliśmy wtedy na wakacjach w Dominikanie, więc Ewelina cierpliwie musiała czekać na nasze decyzje i zadowalać się prowizorycznymi wizjami, uwzględniając jeszcze różnicę czasu. Uchwyty do frontów zamawiałam po swojej stronie, ale od razu z przesyłką do Chrzanowa, bo dzień po naszym powrocie z wakacji kuchnia była montowana. Sami widzicie, lekko z nami nie ma 😀

Dobre rozwiązania to jest klucz!

Przez 5 lat mieliśmy kuchnię w mieszkaniu, która daleka była od idealnej. Oczywiście na tamte warunki sprawdzała się super, ale teraz dokładnie widziałam co chcę zmienić, czego muszę uniknąć. Pierwszym punktem była spora ilość szuflad. Dla mnie to niesamowita wygoda, więc zależało mi na tym, aby w nowym domu ten warunek był spełniony. Udało się! Nawet w jednej otwieranej szafce zrobiliśmy ukryte szuflady, gdzie znalazło się miejsce na pojemniki na mąkę, cukier, etc. Po drugie, kosz cargo na przyprawy. U nas bardzo dużo się gotuje, więc porządek w przyprawach to podstawa, a niestety brakowało tego wcześniej. Kluczowym punktem był zlew. Jednokomorowy odpadał od razu. Natomiast jak zobaczyłam ceramiczny, dwukomorowy, z dodatkowym ociekaczem i miejscem na płyn/gąbki to zakochałam się od pierwszego wejrzenia!Ostatni punkt, o którym chciałabym wspomnieć to połączenie blatu oraz parapetu.W kuchni mamy bardzo długie okno i nie widział mi się tam osobny parapet.  O wiele ładniej i funkcjonalnie jest mieć blat, który przechodzi w ekran,a następnie parapet.

 

A skąd to mam?

Pewnie nie uda mi się odpowiedzieć na wszystkie wasze zapytania, ale postaram się szczegółowo podejść do tematu. Odnośnie kuchni to już wiecie, gdzie zamawialiśmy. Same uchwyty to sklep Hvyt. Gałki znajdziecie pod tym linkiem, a odnośnik do uchwytów tu (u nas w opcji 128 mm). Blat to konglomerat kwarcowy o nazwie White Swan, zamówiony w Cava Stone (Dankowice). Płytki podłogowe to dwa wzory: białe Equipe Octagon blanco mate 20x20cm połączone z Equipe Octagon Taco Negro Mate 4,6×4,6 cm.
Zlew ceramiczny modułowy, o którym wspominałam wcześniej to marka Villeroy&Boch. Również bateria jest tej samej marki. Płyta i piekarnik to marka Siemens. Płytę wybieraliśmy pod kątem możliwości montażu równo z blatem. Dodatkowo ma cztery palniki, które można połączyć w dwa duże.
W temacie oświetlenia: mamy 5 lamp punktowych na suficie, a dokładnie to są te lampy. Dodatkowo, po dwóch stronach blatu mieszczą się dwa kinkiety w kolorze starego złota. Śmieję się, że mam dowody na to, że blog Sisters About inspiruje, bo taki sam kinkiet ma moja mama w kuchni, obok lodówki. Jest to kinkiet o nazwie Copenhagen i znajdziecie go w tym sklepie.
Ważnym punktem są też gniazdka i włączniki. Nasze są ceramiczne i pochodzą ze sklepu mitronik.com . Mają spory wybór. My prócz włączników czy gniazdek potrzebowaliśmy takie do rolet i znalazły się bez problemu. To na co trzeba uważać to montaż, bo zbyt duży nacisk i może dojść do pęknięcia. U nas tak się stało w przypadku jednej z ramek.
Lodówki i czajnika nie trzeba przedstawiać jakoś szczególnie 🙂 To marka SMEG, która idealnie odnajduje się w retro dizajnie. Lodówka marzyła mi się od wielu, wielu lat. Wygląda pięknie, jej wnętrze także jest ładne i funkcjonalne. Jedyne na co musicie zwrócić uwagę to miejsce. Lodówki tego typu potrzebują więcej przestrzeni, aby się otworzyć z uwagi na masywne drzwi. 

Pierwsze wrażenia

Wow, wow, wow! To są moje wrażenia po dwóch tygodniach mieszkania tutaj i korzystania z kuchni. Tak jak mówiłam- u nas sporo się gotuje i ta kuchnia doskonale się sprawdza. Dodam tylko, że szafki które widzicie to nie jest jedyna opcja na przechowywanie, którą mamy. W naszym domu znalazło się miejsce na spiżarkę, gdzie przechowujemy na regałach wszystkie produkty typu makarony, mąki, puszki, przetwory etc. To także miejsce, gdzie tych produktów zmieści się bardzo dużo i mogliśmy stworzyć mini zapasy, aby co chwilę nie jeździć do sklepu po produkty z dłuższą datą przydatności. Także w spiżarni znalazł swoje miejsce piec do pizzy, który do małych nie należy. W przypadku wypieku wjeżdża do kuchni na mobilnej wyspie.
Na specjalną pochwałę zasługuje także blat. Marzył mi się marmur, ale totalnie nie widziałam go w kuchni, z uwagi na jego wadliwe właściwości (np. jest nasiąkliwy). Do teraz pamietam jak wylałam kawę na desce z marmuru i pozostał zaciek, dlatego odrzuciłam tę propozycję. W domu mamy parapety z prawdziwego marmuru, jednak w kuchni postawiliśmy na konglomerat kwarcowy z motywem marmuru.

Mam nadzieję, że ten wpis to odpowiedź na większość waszych pytań. Jeśli o czymś zapomniałam – pytajcie śmiało 🙂

Kuchnia IKEA – Czy warto? Ocena po prawie 10 latach użytkowania

Prawie 10 lat temu zamarzyła mi się nowa kuchnia. Miałam w głowie dokładny projekt. Wiedziałam o jakich frontach marzę, jakie mają być blaty i dodatki. Przez niemalże dekadę wiele się zmieniło, ale baza pozostała taka sama. Jak sprawuje się kuchnia po takim czasie? Czy czegoś żałuję? Czy warto było zakupić zabudowę w IKEA? Zaraz Wam wszystko opiszę!

Co to za kuchnia?

Moja kuchnia jeszcze jest ze starego systemu FAKTUM. Kilka lat temu został on wyparty na rzecz systemu METOD. Fronty, które u mnie widzicie to seria STAT. Niestety również już niedostępna, ale jeśli podoba wam się ten rodzaj frontów, to zerknijcie na serię STENSUND. Przypomina ona bardzo moje fronty, a dostępna jest aż w 3 kolorach: białym, beżowym i jasnozielonym. Żeby było prościej, podlinkuję wam odnośnik do strony, gdzie znajdziecie całą serię.

Metamorfozy na przestrzeni lat

Chociaż zmieliliśmy zabudowę kuchni to na przestrzeni lat jej wygląd bardzo się zmienił. Początkowo płytki nad blatem były w kolorze głębokiego beżu. Dopiero kilka lat temu zdecydowałam się je przemalować (sama!). Ponadto, oprócz stylu, koloru dodatków to zmianie uległy np. gałki, uchwyty, kran czy sprzęt AGD (to najnowsza zmiana). Pierwotnie sprzęt, który był wcześniej pamięta jeszcze zabudowę starej kuchni w kolorze drewna. Był sprawny, dlatego uznałam, że szkoda się go pozbywać. Poczekałam kilka lat i wreszcie wymieniłam okap, piec i płytę na taki w stylu retro. Bardzo podoba mi się efekt końcowy!

Jeśli jesteście ciekawi, jak wyglądała moja kuchnia jeszcze kilka lat temu, to zajrzyjcie tutaj (przy okazji poznacie kilka trików jak dobrze zaprojektować kuchnię).

Jak sprawuje się kuchnia IKEA? Czy warto ją kupić?

Kuchnia IKEA mylnie określana jest jako kuchnia na wymiar. Fakt faktem, możemy zestawiać dane komponenty ze sobą, tak aby tworzyły spójną zabudowę, jednak nie jest to kuchnia na wymiar. Co to oznacza w praktyce? Nie dla każdego wnętrza to rozwiązanie będzie odpowiednie.
Jeśli jednak wasze pomieszczenie pozwala wam na kuchnię IKEA to moim zdaniem WARTO. W swojej ofercie IKEA ma sporą ofertę różnorodnych frontów w wielu modnych kolorach. Nie zagwarantuję wam jakość obecnie, bo być może przez lata wiele się zmieniło, ale ja ze swojej kuchni jestem zadowolona. Przy zakupie otrzymujecie 25 lat gwarancji i słyszałam od wielu osób, że faktycznie jest to respektowane.


Jak wyglądają reklamacje?

Nie mam zbyt wielkiego doświadczenia w zakresie reklamacji, jednak przez okres tych prawie 10 lat musiałam jednokrotnie zareklamować kuchnię. Chodziło o jedne z drzwiczek (narożne, „łamane” drzwiczki). W moim przypadku reklamacja została uwzględniona szybko, również sama naprawa przebiegła bezproblemowo.

Czy jest coś, co bym zmieniła?

Jak widzicie, moja kuchnia przeszła wiele zmian i pewnie jeszcze wiele przed nią. Aktualnie stawiam na złote dodatki, wprowadzam stanowczo styl retro. Czy jest zatem coś, co bym zmieniła? Gdybym miała projektować kuchnię raz jeszcze to pewnie zdecydowałabym się na lodówkę w zabudowie. Chciałabym też nieco zmienić układ samej kuchni jak np. usadowić zlew pod oknem.

Jestem ciekawa jakie wy macie doświadczenia z kuchniami IKEA? Jak wam się sprawują? Czy drugi raz również zdecydowalibyście się na takie rozwiązanie? Ściskam! Ewelina

 

Podróżowanie z dzieckiem samolotem + Gdzie lecimy za dwa tygodnie?!

W dzisiejszych czasach podróżowanie z dzieckiem stało się bardzo popularne. W samolotach często możemy zobaczyć dzieci w różnym wieku, nierzadko nawet noworodki. Czy taka podróż to przysłowiowa bułka z masłem? Jak się do niej przygotować? Mam dla was kilka pomysłów!

Nasze podróżowanie samolotem

Zaczęliśmy z przytupem. Klara miała wówczas 4,5 miesiąca, kiedy pierwszy raz leciała samolotem. Sam lot był raczej krótki, ale nie obyło się bez przygód. Zacznijmy od tego, że nie zarezerwowaliśmy miejsc obok siebie i w rezultacie Bartek siedział z przodu samolotu, a ja z Klarą w jego drugiej części. Nie było to jednak problemem. Torbę z jedzeniem i innymi potrzebnymi rzeczami miałam pod siedzeniem, a Klara spędziła cały lot u mnie na kolanach. Sytuacja skomplikowała się wtedy, gdy pół h przed wyznaczonym czasem lądowania pilot poinformował nas, że zamiast w Neapolu, lądujemy w Bari. Bari znajduje się po przeciwnej stronie Włoch, ale żeby lepiej wam zobrazować spójrzcie na grafikę poniżej.

Dodam jeszcze, że w Bari wylądowaliśmy krótko przed północą, a przed nami była jeszcze wizja podróży do miasta docelowego. Linie lotnicze podstawiły autokary, który miały zawieść wszystkich pasażerów do Neapolu, ale my zdecydowaliśmy, że wypożyczymy samochód na lotnisku i sami odbędziemy tą drogę. Nie był to zły pomysł, gdyż przez kolejne dni wykorzystywaliśmy samochód do mniejszych wycieczek po okolicy.

Klara tuż przed swoim pierwszym lotem na lotnisku

Później kilka razy w roku podróżowaliśmy z Klarą samolotem, ale dalej nie przekraczaliśmy max 5 godzin lotu, więc te dystanse były względnie bliskie.

Co nam się sprawdza podczas podróży? Co zabieramy ze sobą?

Z reguły podróżujemy z bagażem podręcznym. Oznacza to, że każdy z nas (łącznie z Klarą) ma do dyspozycji własną walizkę kabinową i małą torebkę/plecak. Wszystko zabieramy ze sobą na pokład. Dodatkowo, lecąc pierwszy raz samolotem kupiliśmy składany wózek (Easywalker Buggy XS), który jeszcze do niedana nam służył. Rozmiar wózka ma znaczenie, bo ten model możemy spokojnie wziąć ze sobą na pokład samolotu. To wygodna opcja szczególnie jeśli latamy tylko z bagażem podręcznym i nie chcemy tracić czasu oczekując na bagaż nadany.

Wrócę jeszcze do samej walizki dla Klary, bowiem wybraliśmy dla niej model w formie jeździka. Walizka łatwo się prowadzi, więc Klara sama daje radę, może na niej usiąść lub też możemy ją na niej ciągnąć.

Co do samolotu?

Zawsze zabieram coś do jedzenia. Oprócz klasycznych herbatników, musów, to staram się mieć zawsze ugotowany makaron. Nie wiem czy znacie ten patent, ale sprawdza się zawsze. A przepis jest prosty: gotujecie makaron, dodajecie kilka kropli oliwy z oliwek i zamykacie w plastikowym pudełku. Klara, gdy jest głodna zawsze sięga po taki makaron 🙂 Oczywiście mam też ze sobą zawsze komplet ubrań na zmianę dla dziecka, bo zawsze jest ryzyko wylania soku czy tez innych przygód.

W kwestii umilacza czasu sprawdzają się książeczki, kolorowanki (szczególnie te wodne). Zabieramy ze sobą też „przybornik” do rysowania, który możecie kupić w IKEA. Ma miejsce do przechowywania kredek, czystych kartek, kolorowanek a także podkładkę, która umożliwia rysowanie w każdych warunkach.Zawsze mamy też kilka ulubionych figurek-zabawek , bo Klara uwielbia bawić się odgrywając scenki. Często leci z nami także lalka, czyli dzidziuś, którym opiekuje się Klara 😀 Do tej pory, z uwagi na krótkie dystanse nie korzystaliśmy z bajek. Klara jest dzieckiem, które lubi latać, lubi atmosferę lotniska i lubi zasypiać na fotelu po pewnym czasie od startu 😀

Tym razem musimy się bardziej przygotować, bo lecimy…

Za dwa tygodnie znowu wsiądziemy do samolotu, natomiast spędzimy w nim znacznie więcej godzin. Co będzie naszą destynacją? Dominikana! A co za tym idzie? 11 h w samolocie i zmiana strefy czasowej. Całe szczęście nasz lot zaczyna się popołudniu, ale tak czy siak musimy wymyślić więcej rozrywek. Już nie obejdzie się bez bajek, więc pobierzemy je na tablet, a żeby wygodnie Klarze się ich słuchało (a tym samym unikniemy przeszkadzania innym współpasażerom) dostanie słuchawki nauszne. Dodatkowo stawiam na gry typu: Dobble – zajmują mało miejsca, a dużo czasu. Dla większej wygody zabieramy ze sobą także Jetkids od Stokke, czyli walizkę/jeździk z opcją łóżka, która rozkłada się i jest przedłużeniem fotela. Wygodna opcja dla dzieci podczas długich lotów. Czy zabieramy coś jeszcze? Pozytywne nastawienie! 🙂

Remont łazienki – finalny wygląd

Łazienkowe szaleństwo

Blisko 20 lat temu, gdy wykańczaliśmy nasz dom moim celem były aranżacje ponadczasowe. W dużej mierze mi się to udało, jednak pozwoliłam sobie na małe szaleństwo. Pierwsza łazienka, u góry, była utrzymana w jasnych kolorach. Beże przeplatają się z bielą i teraz wystarczy zmienić dodatki, a i tak wygląda bardzo dobrze. Problem pojawił się z wcześniej wspomnianym szaleństwem, które zostało odzwierciedlone w dolnej łazience, tzn. gościnnej. Kolorem przewodnim była pastelowa zieleń w towarzystwie kolorowych dekorów. Chociaż sama aż tak krytycznie nie podchodziłam do tego pomieszczenia, to niestety był widoczny ząb czasu. Decyzja zapadła -remontujemy dolną łazienkę.


Czas na remont!

Kto podjął się remontu łazienki mieszkając w tym samym czasie doskonale wie, że to jeden z najgorszych koszmarów lokatorów. U nas nie było aż tak tragicznie, bo do dyspozycji mieliśmy jeszcze górną łazienkę, ale i tak skuwanie kafli i wszechobecny kurz nie napawał optymizmem. Całe szczęście mamy to już za sobą, a remontu górnej łazienki póki co nie przewidujemy, więc możemy spać spokojnie.

Jasna wizja

Miałam konkretną wizję jak ma wyglądać nowa łazienka. To nie jest wielkie pomieszczenie, ale znalazło się miejsce na kabinę prysznicową, muszlę klozetową oraz umywalkę wraz z szafką. Uznaliśmy także, że nie będziemy zabudowywać się kaflami od góry do dołu, lecz wyznaczymy przestrzeń, gdzie te kafle mają zostać położone. Oczywiście obszar kabiny prysznicowej to to miejsce w całości wykafelkowane. Wybrałam białe, klasyczne, prostokątne kafelki – potocznie nazywane cegiełką. Aby dodać dynamiki, na podłodze pojawił się biało-czarny wzór. Całość dopełniły naturalne dodatki, czarne akcenty i złote, okrągłe lustro. Na uwagę zasługuje moim zdaniem złoty drążek, który nie tylko wypełnia ten kąt, ale pełni funkcję np. wieszaka na koszyk z papierem toaletowym.

 

Czy teraz moja łazienka jest szalona? Zdecydowanie nie, ale po wcześniejszych doświadczeniach bardzo potrzebowałam tego spokoju i harmonii.  Dajcie znać jak u was wyglądają łazienki i w jakim kierunku aranżacji podążacie. A może wielki remont dopiero przed Wami?

Prosty sposób na metamorfozę wnętrza

Pewnie nie jestem osamotniona w przekonaniu, iż jesień czy też zima (chcąc lub też nie) zamykają nas w domach. Po pracy lubię wracać prosto do domu. Radość sprawia mi przesiadywanie na kanapie z kubkiem gorącej herbaty, pod kocem. Nie mam potrzeby wyskoczenia na miasto, a zakupy wolę robić przez internet. Nie jestem wtedy odludkiem, ale zdecydowanie staję się domatorką. Inaczej jest wiosną czy latem. Dobra pogoda wręcz wyciąga mnie z czterech ścian i skłania do aktywnego spędzania czasu. Lubię też wyjeżdżać gdzieś dalej, podróżować, poznawać. A jak jest teraz?

Domator – turn on!

Chociaż dalej delikatnie unoszę się na fali podróżowania i kilka dni temu byłam o włos od zabukowania lotu do Bolonii, to zdecydowanie włącza mi się domatorski tryb życia. A co za tym idzie? Mam ochotę na zmiany w naszym mieszkaniu. Kupuję nowe bibeloty, robię gruntowne porządki, a nawet decyduję się na większe metamorfozy. Tym razem nie jest inaczej, a ja zaczęłam działać!

Zmiany na ścianie

Jest niewiele rzeczy, do których mam słabość, ale z pewnością są to plakaty. Uważam, że jest to bardzo prosty sposób na to, żeby wnętrzu nadać nowy klimat, albo chociaż go odświeżyć. Dlatego to już dla mnie swego rodzaju tradycja, ale co kilka miesięcy zmieniam grafiki w ramkach. Zdecydowałam się nawet na zawieszenie nowych, w zupełnie innym miejscu. Zaraz Wam je pokażę, ale zacznijmy od początku, czyli od salonu i od mojej ściennej galerii.

Moda, wnętrza, sztuka

Uważam, że te 3 słowa doskonale się ze sobą łączą, ale też komponują w postaci plakatów na ścianie. Gdy zobaczyłam plakat ukazujący kobiecą postać w błękitnej koszuli i spodenkach „kolarkach” z motywem panterki wiedziałam, że MUSI pojawić się u mnie. Szukając kolorów spodobał mi się także plakat przedstawiający abstrakcyjne pociągnięcie pędzla.  Reszta plakatów pozostała nie zmieniona. Kultowy model krzesła Arne Jacobsena czy naszkicowany łuk triumfalny. Nie mogło zabraknąć też włoskiego akcentu i napisu „CIAO BELLA„,a także…grafiki Chiary Ferragni. Ten ostatni plakat to nic innego jak okładkowe zdjęcie włoskiej blogerki z najnowszego numeru Vogue, który kupiłam ostatnio będąc w Mediolanie. Ma dla mnie sentymentalną wartość, dlatego uważam, że doskonale uzupełnia całą galerię.

W kuchni nie musi być nudno

Do tych plakatów dojrzewałam dokładnie trzy lata. Jak się tu przeprowadziliśmy moja mama przyznała, że koniecznie muszę powiesić nad blatem plakaty, bo przestrzeń obok półki wydaje się pusta. Ciągle nie byłam pewna, aż wreszcie się zdecydowałam! Z uwagi na fakt, że kuchnia jest dość minimalistyczna, uznałam że świetnie wyglądać będą grafiki w kolorze. To był strzał w 10, bo ładnie komponują się z pastelowym sprzętem kuchennym.

 

Oczywiście podlinkowałam Wam moje kuchenne plakaty.

Plakat nr 1
Plakat nr 2

Jestem ciekawa czy wy również uwielbiacie aranżować przestrzeń za pomocą plakatów. A jak od pewnego czasu chodziła za wami metamorfoza, to mam dla was świetną wiadomość!

Z moim kodem zniżkowym SISTERS dostaniecie 35% zniżki na plakaty* w DESENIO tylko do 10 listopada!

*Z wyłączeniem ramek i plakatów z kategorii Handpicked/Personalizowane

KIEDY DOM STAJE SIĘ OAZĄ

Myślę, że nie ma takiej osoby, której życie nie uległoby zmianie w ciągu ostatniego roku. Musieliśmy dostosować się do nowej rzeczywistości, zmienić nie tylko swoje plany, ale także przyzwyczajenia.

Nie mogę powiedzieć, że zamknęłam się w domu na cztery spusty i nie wychodzę nigdzie. Ale gdyby zliczyć dni, jeden po drugim, to pewnie byłabym w szoku jak dużo czasu spędziłam w czterech ścianach w porównaniu z poprzednimi latami. Zeznajomymi czy rodziną widujemy się, ale te spotkania są w mniejszym gronie i nie odbywają się tak często, jak kiedyś. Każdy stał się bardziej ostrożny i w przypadku nawet zwykłego przeziębienia nikt nie chce narażać drugiej osoby, więc wizyty są przekładane.

Sytuacja zmieniła się diametralnie, jeśli chodzi o wyjścia np. na koncerty, do kina czy teatru. Marzy mi się posłuchać muzyki na żywo, ale wiem, że te marzenia muszą jeszcze poczekać. Kino, teatr? Chociaż są momenty, gdy miejsca te są otwierane, to dziwnym trafem zawsze jestem spóźniona i nie dam rady załapać się na to „okienko normalności”. Wyobraźcie sobie, że Marcelina miała zaplanowane ostatnio wyjście do teatru. Pech chciał, że dwa dni przed spektaklem znowu zamknęli m.in.teatry. Ciężko cokolwiek planować w „tych czasach”.

Nie mam ochoty wyrzucać tutaj swoich frustracji czy smutków, bo każdego dnia dotykają nas obostrzenia i każdy musi sobie z tym radzić. Wiem, że kiedyś będzie jeszcze normalnie i musimy po prostu przeczekać ten fatalny czas, a teraz znaleźć nowy sposób na codzienność i spędzanie wolnego czasu. Dlatego postanowiłam, że mój dom będzie oazą nie tylko spokoju, ale i rozrywki. Wszelkie wydarzenia mniej lub bardziej kulturalne odbywają się teraz w centrum rodzinnego rozgardiaszu, czyli w salonie.

Dopiero teraz doceniam wachlarz kanałów telewizyjnych, które umożliwiają mi zobaczenie dobrego filmu, koncertu. Często uda mi się wysłuchać interesującego wywiadu, czy nawet przenieść się do słonecznej Hiszpanii oglądając program podróżniczy. Właśnie, nawet nie wiecie jak bardzo tęsknie za Wyspami Kanaryjskimi. Marzy mi się, aby swobodnie wsiąść na pokład samolotu i wylądować na ciepłej wyspie.

Przez pandemię mam wrażenie, że mój mąż stał się naczelnym krytykiem filmowym, a także komentatorem sportowym. Zawsze przyjemność sprawiało mu zobaczenie dobrego filmu lub emocjonującego meczu piłki nożnej, ale widzę, że teraz czerpie z tego jeszcze większą radość i pasję.

I jak już przy mężu jesteśmy, to warto porozmawiać o sprzęcie, który mamy w domu. Pewnie się domyślacie, że skoro uwielbiam aranżację wnętrz i zwracam uwagę na detale, to wybór np. telewizora nie należy do łatwych i jest bardzo przemyślany. Ma nie tylko być dobry w jakości przekazu, ale też wizualnie powinien wyglądać ładnie. I tak np.ponad rok temu udało nam się znaleźć telewizor Phillips z serii Performance, który dzięki swojej cienkiej, srebrnej ramce i minimalistycznej podstawie idealnie komponuje się z całym wnętrzem.

Podobne kryteria obraliśmy przy wyborze sprzętu nagłaśniającego. Jak widzicie, znowu postawiliśmy na urządzenie marki Phillips. Jeśli jeden produkt się sprawdził, to rodzi się swego rodzaju zaufanie i przywiązanie do marki. A jeśli ta marka to nie tylko jakość, ale też wygląd, to już mamy wszystko.

Elegancki soundbar z bezprzewodowym subwooferem (model Philips TAB8505) stanowią idealne połączenie technologii i stylu. Jakość dźwięku jest świetna, a prosta forma wizualnie zachwyca. Kolor srebrny ładnie koresponduje z telewizorem, a dodatkowo bezprzewodowy i kompaktowy subwoofer pozwala na swobodę aranżacji i dowolne przestawianie głośnika bez zbędnych kabli na widoku.

Jeżeli chodzi o możliwości tego sprzętu, to soundbar obsługuje format Dolby Atmos, który odpowiada za przestrzenne brzmienie z kinowym efektem. Dźwięk jest trójwymiarowy i realistyczny, a wszystkie dialogi – nawet te ciche – bardzo wyraźne. Dzięki temu wieczorne seanse filmowe są teraz jeszcze przyjemniejsze i pełniejsze wrażeń.

I jeszcze słówko o innej ciekawej funkcji. Soundbar jest wyposażony w Bluetooth i Wi-Fi, dzięki czemu można go używać jako niezależny głośnik do słuchania muzyki. Wystarczy dosłownie kilka kliknięć: włączam na telefonie Spotify czy YouTube, łączę się z soundbarem i puszczam ulubioną płytę, koncert lub podcast. Nie muszę już zabierać ze sobą telefonu, gdy przechodzę do innego pomieszczenia, bo dźwięk słychać bardzo wyraźnie na całym piętrze i nic mi nie umyka. Na podobnej zasadzie można też słuchać muzyki zapisanej w pamięci telefonu. Bardzo fajna i wygodna opcja, którą ostatnio testujemy.

Przyglądając się zdjęciom, sami zauważycie jak ładnie i nienachalnie wygląda wspomniany sprzęt. Cieszę się, że marki wychodzą na przeciw naszych oczekiwań i stawiają również na design. A jak jest u Was? Zwracacie uwagę na wygląd np. telewizora czy sprzętu nagłaśniającego? Staracie się za wszelką cenę połączyć design z jakością? Jestem ciekawa, jak podchodzicie do tematu:)

Najlepsze makarony – 13 przepisów na pasty, których nie powstydzi się rasowy Włoch

Pewnie podejrzewacie, że nasze życie kręci się wokół pizzy? Muszę Was rozczarować, oprócz pizzy pochłaniamy niebotyczne ilości makaronu. Bawimy się składnikami, wymyślamy różne kombinacje, ale efekt końcowy jest zawsze taki sam: jest pysznie! Nie przedłużając, poniżej znajdziecie aż 13 (!!!) prostych przepisów na bajeczne pasty. Nie zapomnijcie zajrzeć na sam koniec wpisu, gdzie czeka na was zbiór istotnych wskazówek w temacie makaronu. Gotowi?

1. Al pomodoro i zielone pesto z dodatkiem mozzarelli i pomidorków koktajlowych

Składniki:
– makaron (u nas bucatini)
– pół średniej cebuli
– 2 ząbki czosnku
– passata pomidorowa (lub pomidory pelati)
– zielone pesto (1/3 słoiczka, szukajcie pesto na bazie oliwy z oliwek)
– kulka mozzarelli
– pomidorki koktajlowe
– przyprawy: sól, pieprz, oregano
– oliwa z oliwek
– twardy ser ( np. grana padano)

Przygotowanie:

Al pomodoro: Na patelni rozgrzewamy oliwę z oliwek, dodajemy  posiekaną cebulę i starty czosnek . W międzyczasie gotujemy makaron. Czekamy aż delikatnie się przysmaży i dodajemy całą passatę pomidorową (300 ml lub cały słoik, jeśli gotujemy dla całej rodziny:)) Przyprawiamy solą, pieprzem, oregano. Gotujemy przez kilka minut na średnim ogniu, aby sos delikatnie się zredukował. Do sosu dodajemy ugotowany makaron i mieszamy.

Pesto: Gotujemy makaron, odsączamy wodę. Do garnka, w którym jest makaron dodajemy gotowe pesto. Zwykle 1/3 słoiczka (lub więcej).  Mieszamy.

Podanie: Na talerzu układamy dwa rodzaje makaronu. Całość polewamy oliwą z oliwek, dodajemy pomidorki koktajlowe, plastry mozzarelli. Posypujemy startym twardym serem i startym pieprzem.

2.  Al ragu, czyli spora dawka mięsnego sosu

Składniki:
– makaron (u nas spaghetti)
– 1 cebula
– 200 ml czerwone wytrawnego wina
– 2 ząbki czosnku
– mielona wołowina (udziec) – 300-400g w zależności od tego, jak lubicie
–  1 średnia marchewka
– seler naciowy (1 łodyga)
– puszka pomidorów bez skórki
– 100ml mleka
– przyprawy: sol, pieprz, oregano
– oliwa z oliwek
– twardy ser (np. grana padano)

Przygotowanie: Zmielone mięso smażymy na średnim ogniu aż do podrumienienia. Dodajemy drobno posiekaną marchew, cebulę i seler. Chwilę podsmażamy i dodajemy wino. Mieszamy i po 5 minutach dodajemy pomidory i mleko. Dosypujemy pieprz, sól i oregano do smaku. Całość gotujemy na niskim ogniu przez min. 3 h bez przykrycia. Przed podaniem dania, gotujemy makaron.

Podanie: Przed samym podaniem mieszamy sos al ragu z makaronem. Porcję makaronu polewamy oliwą z oliwek oraz posypujemy twardym serem.

3. Chorizo w duecie ze słodką papryką i serem ricotta

Składniki:
– makaron (u nas bucatini)
– pół cebuli
– 2 ząbki czosnku
– kiełbasa chorizo (ilość według uznania)
– passata pomidorowa (700g)
– ser ricotta
– słodka papryka (u nas mini słodkie papryczki)
– przyprawy: sólo, pieprz, oregano
– twardy ser
– oliwa z oliwek

Przygotowanie:Na patelni rozgrzewamy oliwę z oliwek, dodajemy cebulę i czosnek. W międzyczasie gotujemy makaron. Czekamy, aż delikatnie się przysmaży i dodajemy kiełbasę chorizo. Smażymy do momentu, aż kiełbasa będzie zarumieniona. Następnie dodajemy passatę pomidorową, przyprawiamy solą i pieprzem. Gotujemy całość przez kilka minut, aż sos się zredukuje. Dodatkowo, na drugiej patelni grillujemy papryczki z oliwą z oliwek. Ugotowany makaron wrzucamy do sosu i dokładnie mieszamy.

Podanie: Gotową pastę wykładamy na talerz. Polewamy oliwą z oliwek, a na samą górę wykładamy dwie łyżki serka ricotta oraz papryczkę. Całość posypujemy twardym serem.

4. Carbonara

Składniki:
– makaron (u nas spaghetti)
– 100g boczku
– dwa żółtka
– 120g  serka mascarpone
– przyprawy: pieprz, sól
– łyżka masła
– twardy ser

Przygotowanie: Boczek (tradycyjnie powinno być guanciale) kroimy w kostkę lub paseczki i wytapiamy na niskim ogniu. Robimy skwarki, odlewamy tłuszcz z patelni i przyprawiamy solą i pieprzem. Dodajemy trochę masła. Ugotowany makaron al dente wrzucamy na patelnię z boczkiem i mieszamy na lekkim ogniu (my czasami boczek układamy na makaronie już na talerzu wtedy makaronu nie mieszkamy na patelni z boczkiem/guanciale 🙂 ).

Do miseczki wrzucamy dwa żółtka, 1 łyżkę startego twardego sera (najlepiej pecorino romano) , 50 ml mleka, sól, pieprz. Mieszamy do momentu uzyskania jednolitej masy.

Kolejno, ściągamy patelnię z boczkiem i makaronem z ognia i stopniowo wlewamy zawartość miseczki (uważając, żeby nie zrobiła nam się „jajecznica”). Mieszamy do momentu połączenia się wszystkich składników i ponownie podgrzewamy kilka minut, aby całość się ładnie zredukowała.

Podanie: Gotową pastę wykładamy na talerz. Polewamy oliwą z oliwek i posypujemy twardym serem.

5. Świeży makaron szpinakowy w sosie śmietankowym z dodatkiem ananasa

Składniki:
– świeży makaron szpinakowy (np. z włoskich delikatesów lub Biedronki)
– pół puszki ananasa
– 130g serka mascarpone
– przyprawy: sól, pieprz,oregano
– opcjonalnie oliwki czarne
– oliwa z oliwek
– twardy ser
– 1 ząbek czosnku

Przygotowanie: Gotujemy makaron, który następnie przekładamy na patelnię z gorącą oliwą. Dodajemy serek mascarpone, czosnek, przyprawy i wszystko mieszamy. Na koniec dodajemy kawałki ananasa i oliwki.

Podanie: Gotową pastę układamy na talerzu, polewamy oliwą z oliwek oraz posypujemy twardym serem.

6. Cukinia i szparagi w białym sosie

Składniki:
– makaron (u nas spaghetti)
– 1/3 cukinii
– pęczek szparagów
– pomidorki koktajlowe
– przyprawy : sól, pieprz
– łyżka masła
– oliwa z oliwek

– twardy ser

– 1 duża łyżka serka mascarpone

Przygotowanie: Cukinię obieramy i kroimy na plasterki, a szparagi na mniejsze kawałki (na pół). Następnie blanszujemy cukinię i szparagi. Potem wrzucamy wszystko na patelnię i smażymy na średnim ogniu na maśle z z łyżeczką cukru. W międzyczasie gotujemy makaron. Na patelni rozgrzewamy oliwę i czosnek. Gotowy makaron wrzucamy na patelnię, przyprawiamy solą i pieprzem i dodajemy mascarpone.

Podanie: Makaron wykładamy na talerz. Dodajemy cukinię i szparagi. Polewamy oliwą z oliwek, dorzucamy pomidorki koktajlowe i posypujemy twardym serem.

7. Zielony makaron na bazie śmietany i serka mascarpone

Składniki:
– makaron (u nas foglie d’ulivo verdi)
– 100 ml śmietany 30%
– pomidorki koktajlowe
– przyprawy: sól i pieprz
– 100g ser gorgonzola
– 1 ząbek czosnku

Przygotowanie: Na patelni rozgrzewamy oliwę z oliwek. Dodajemy starty czosnek i śmietanę. następnie dodajemy sól, pieprz do smaku i ser gorgonzola. Wszystko gotujemy na wolnym ogniu. Na koniec dodajemy pokrojone pomidorki koktajlowe. W międzyczasie gotujemy makaron. Po ugotowaniu, wrzucamy makaron do sosu i dokładnie mieszamy.

Podanie: Gotową pastę przekładamy na talerz, polewamy oliwą z oliwek i posypujemy twardym serem.

8. Penne ze szpinakiem

Składniki:
– makaron (u nas penne)
– szpinak (u nas mrożony w kulkach)
– pół cebuli
– 2 ząbki czosnku
– 200 ml śmietany 30%
– opcjonalnie 120 g serka mascarpone
– pomidorki koktajlowe
– pieprz, sól
– twardy ser
– kilka suszonych pomidorów
– kilka czarnych oliwek

Przygotowanie: Na patelni rozgrzewamy oliwę z oliwek, dodajemy posiekaną cebulę. W międzyczasie gotujemy makaron. Czekamy aż delikatnie się przysmaży i dodajemy  kilka kulek szpinaku. Doprawiamy solą i pieprzem. Po kilku minutach wlewamy śmietanę. Czekamy aż sos się zredukuje. Opcjonalnie możemy dodać serek mascarpone. Na koniec dodajemy starty czosnek. Ugotowany makaron wrzucamy do sosu dokładnie mieszając.

Podanie: Gotową pastę przekładamy na talerz, polewamy oliwą z oliwek, dodajemy kilka pomidorków koktajlowych i posypujemy twardym serem.

9. Makaron w sosie curry z kurczakiem i ananasem

Składniki:
– makaron (u nas spaghetti)
– 2 piersi w kurczaka
– pół puszki ananasa
– przyprawy: curry, pieprz, sól
– oliwa z oliwek
– 2 ząbki czosnku
– parmezan
– 250g serka mascarpone (lub śmietana 30% – 200 ml)

Przygotowanie: Na patelni rozgrzewamy oliwę z oliwek i dodajemy wcześniej przygotowane kawałki kurczaka.  Dosypujemy pieprzu i soli, curry. W międzyczasie gotujemy makaron. Czekamy aż kawałki kurczaka usmażą się, a następnie dodajemy serek mascarpone (lub śmietanę). Jak składniki połączą się dorzucamy kawałki ananasa. Na sam koniec dodajemy ugotowany makaron i wszystko dokładnie mieszamy.

Podanie: Gotową pastę wykładamy na talerz, polewamy oliwą i posypujemy twardym serem.

10. Penne z pomidorkami koktajlowymi na oliwie

Składniki:
– makaron (u nas penne)
– pomidorki koktajlowe
– oliwki, kapary (według uznania)
– oliwa z oliwek
–  2 ząbki czosnku
– parmezan
– przyprawy: sól, pieprz, oregano

Przygotowanie: Na patelni rozgrzewamy oliwę z oliwek, dodajemy pokrojone pomidorki koktajlowe oraz starty czosnek. W międzyczasie gotujemy makaron. Czekamy aż pomidorki delikatnie się przysmażą , a następnie dodajemy ugotowany makaron. Dla lepszego smaku warto dorzucić oliwki oraz kapary.

Podanie: Pastę wykładamy na talerzu, doprawiamy pieprzem i solą i posypujemy twardym serem.

11. Sos biały z dodatkiem orzeszków nerkowca, suszonych pomidorów i ananasa

Składniki:
– makaron (u nas spaghetti)
– 1 pierś z kurczaka
– 1/3 puszki ananasa
– garść posiekanych orzeszków nerkowca (można spróbować z innymi orzechami)
– 200 ml śmietany 30%
– przyprawy: pieprz, sól
–  twardy ser (np. grana padano)
– opcjonalnie suszone pomidory (kilka sztuk)
– oliwa z oliwek
– 2 ząbki czosnku

Przygotowanie: Na patelni rozgrzewamy oliwę i wrzucamy kawałki kurczaka, czosnek i zarumieniamy. Wlewamy śmietanę, dodajemy przyprawy i kawałki ananasa oraz pomidory suszone pokrojone w paseczki. Podgotowujemy na lekkim ogniu. W międzyczasie gotujemy makaron i dodajemy do patelni z sosem.

Podanie:  Makaron wykładamy na talerz. Polewamy oliwą z oliwek i posypujemy twardym serem i posiekanymi orzechami.

12. Czerwony sos z dodatkiem cukinii i szparagów

Składniki:
– makaron
– 1/3 cukinii
– szparagi (kilka sztuk)
– passata pomidorowa
– czosnek
– oliwa z oliwek
– przyprawy: sól, pieprz, oregano

– 1 łyżeczka cukru
– łyżeczka masła
-twardy ser

Przygotowanie: Cukinię obieramy i kroimy w księżyce. Odłamujemy zdrewniałe końcówki szparagów. Następnie blanszujemy cukinię i szparagi. Potem wrzucamy wszystko na patelnię i smażymy na średnim ogniu z dodatkiem masła i łyżeczki cukru. W międzyczasie gotujemy makaron. Na patelni rozgrzewamy patelnię z oliwą i czosnkiem. Wlewamy passatę pomidorową i podgotowujemy, aby sos się zredukował. Na końcu, ugotowany makaron łączymy z sosem.

Podanie: Makaron wykładamy na talerz. Dodajemy cukinię i szparagi. Polewamy oliwą z oliwek i posypujemy twardym serem.

13. Włoska flaga, czyli kompozycja 3 makaronów: pesto, carbonara, napoli.

Składniki i przygotowanie:
patrz przepis nr 1 i 4 🙂

Podanie: Przygotowane pasty układamy na talerzu kolorami (zaczynając od lewej strony): makaron z pesto, carbonara, napoli.

UWAGI:
– To wy decydujecie jakie składniki dodać. Możecie zamienić oliwki na kapary czy pomidory suszone, dodać do sosu paprykę słodką lub peperoncino. Totalna dowolność. Przepisy mają być dla was inspiracją do działania 🙂

– Pisząc o twardym serze miałam na myśli parmezan, grana padano, pecorino romano etc. U nas używa się tego, który właśnie mamy w lodówce.

– Proporcje są podane na 2-3 porcje. To wy decydujecie ile chcecie dorzucić makaronu. Najczęściej robię „na oko” i nic się nie stanie jeśli raz dodam za dużo makaronu. Ilość sosu powinna sobie z tym poradzić 🙂

Najlepszy przepis na pizzę neapolitańską (krok po kroku)

Ewidentnie chcecie więcej

Po naszej ostatniej relacji z pieczenia pizzy dla rodziny i znajomych podczas społecznej izolacji, zrozumieliśmy, że chcecie więcej. Aż 99% osób, które wzięło udział w ankiecie na naszym instagramie zadeklarowało, że chciałoby poznać przepis na naszą pizzę. Z przyjemnością wam go podamy. Natomiast, musicie mieć na uwadze, że efekt „wow” powoduje również sprzęt, który używamy do pieczenia. W naszym przypadku jest to piec EffeUno ze specjalną płytą z gliny- Biscotto  w którym pieczemy pizzę aż w 450 stopniach Celsjusza. Jeśli wy nie dysponujecie takim piecem, to rekomendujemy kamień do pizzy, który pomaga dobrze i szybko dopiec spód pizzy.

Przepis na pizzę neapolitańską

Przydatne narzędzia:
– waga kuchenna
– pojemnik do wymieszania i fermentacji ciasta (może być miska i folia spożywcza do uszczelnienia)
– pojemnik, w którym ułożymy porcje ciasta do wyrośnięcia (może być blacha do pieczenia ciasta, ale wysokość min. 7 cm)
– nóż do ciasta do pizzy
– szpatułka do wyciągania ciasta (my używamy do tego noża do ciasta 🙂 )
– piec do pizzy lub kamień do pieczenia pizzy w piekarniku
– łopata do pizzy (my mamy taką)
– duża łyżka do nakładania sosu

Składniki na ciasto (6 pizz 32 cm):
– 1 kg mąki do pizzy typ 00
– 660 ml wody
– 4 g świeżych droższy (latem, gdy jest ciepło i ciasto rośnie szybciej możecie dodać tylko 3 g świeżych drożdży) -możecie użyć drożdży suszonych – ale wtedy maksymalnie 1g
– 40 g soli morskiej

Krok po kroku

Do pojemnika (miski) wlewamy letnią wodę i dodajemy drożdże. Mieszamy do całkowitego rozpuszczenia się drożdży. Dodajemy sól. Następnie dosypujemy stopniowo mąkę i mieszamy, tak aby powstała jednolita masa. Przygotowane ciasto szczelnie zakrywamy i odkładamy na około 24h w zacienione miejsce w temperaturze pokojowej (21-22 stopnie).

Po 24h wyciągamy ciasto. Z ciasta robimy porcje po około 280 g i formujemy z nich kulki. Formowanie kulek jest bardzo ważne (możecie zobaczyć krok po kroku, jak to robimy na naszym instagramie w zapisanych relacjach pt.”Pizza). Gotowe „kulki” odkładamy na około 2-3 h w pojemniku do rośnięcia ciasta w temperaturze pokojowej. Kulki możecie też dać w miseczkach do lodówki i przygotować pizzę następnego dnia (ale pamiętajcie, żeby 2-3godziny przed pieczeniem ciasto wyciągnąć z lodówki).

Po tym czasie, ciasto jest gotowe do pieczenia. Z „kulki” wyrabiamy placek, smarujemy sosem, nakładamy składniki (nie przesadzajcie z ich ilością).

Pamiętajcie, że piekarnik musi być nagrzany do maksymalnej temperatury (np. jeśli wasz piekarnik nagrzewa się do 300 stopni to wkładacie pizzę właśnie do tej temperatury).

Dzielcie się dobrem!

Po naszej relacji na instagramie otrzymujemy zdjęcia waszych wypieków. To szaleje miłe, że zainspirowaliście się do pieczenia pizzy neapolitańskiej! My z przyjemnością udostępnimy te zdjęcia, aby pokazać wasze dzieła :))) Nie ukrywajmy się! Dzielmy się pyszną pizzą z rodziną czy znajomymi, a z nami wirtualnie- zdjęciem.

Sisters About wraca do gry…z NIESPODZIANKĄ dla czytelników

Cześć kochani! Wracamy do Was po dłuższej przerwie…O ile na instagramie (Sisters About INSTAGRAM klik) starałyśmy się regularnie publikować zdjęcia…to z blogiem nie szło nam tak dobrze. Nadrabiamy zaległości i obiecujemy, że wracamy do regularnych wpisów 🙂 Cieszycie się?

Na pierwszy rzut idzie kuchnia, która zyzkała jesienny charakter. Pojawiło się też kilka nowości ze sklepu Vanille Mynte. Zaraz Wam o nich opowiem, ale najpierw NIESPODZIANKA.

Po pierwsze, mamy dla Was rabat -20% na hasło AUTUMN na nieprzeceniony asortyment sklepu Vanille Mynte. Rabat obowiązuje od 20.10.2017 do niedzieli 22.10.2017.

Po drugie, w związku z drugimi urodzinami sklepu, spośród wszystkich, którzy do 20 listopada dokonają zakupów w sklepie i przeslą zdjęcia do Sylwii ze sklepu Vanille Mynte ( via facebook, instagram lub mailem vanillemynte@wp.pl) wylosujemy bon zakupowy o wartości 300 PLN do wykorzystania w sklepie!

Znacie pewnie doskonale ceramikę IB Laursen? U nas pojawiły się nowe naczynia z dziubkiem w kolorze Butter cream.

Ciemna deska, którą widzicie w oddali ma wiele zastosowań. Nie tylko cieszy oko, ale sprawdza się jako np. podkładka.

Drewniana taca na ten moment znalazła swoje miejsce w kuchni, ale niebawem pokażemy Wam jak idealnie prezentuje się w sypialni.

Wyciskarka do np. cytryny. Nieodłaczny element w naszym domu. Woda z cytryną cieszy się duzą popularnością, a teraz dodatkowo dolewam taki sok do letniej herbaty.

Dajcie znać jak podobają Wam się kuchenne nowości! I nie zapominajcie o naszych niespodziankach jakie przygotowałyśmy wraz z Sylwią ze sklepu Vanille Mynte 🙂